Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gniezno: Dziewięć z siedmiu, czyli o górskiej pasji. Spotkanie z Bartkiem Wróblewskim w "eSTeDe"

Iza Budzyńska
Podróżnik postawił sobie za cel zdobycie najwyższych szczytów każdego kontynentu dopiero po wejściu na kilka z nich.
Podróżnik postawił sobie za cel zdobycie najwyższych szczytów każdego kontynentu dopiero po wejściu na kilka z nich. Archiwum Bartłomieja Wróblewskiego
W Centrum Kultury "eSTeDe" w Gnieźnie wspinacz i podróżnik Bartłomiej Wróblewski opowiedział o swojej przygodzie ze zdobywaniem Korony Ziemi - czyli najwyższych szczytów wszystkich kontynentów. Spotkanie zorganizował Klub Sportów Górskich Direta w Gnieźnie.

Chociaż kontynentów jest siedem, to Bartłomiej Wróblewski postawił sobie za cel zdobycie szczytów dziewięciu - a to dlatego, że w dwóch przypadkach nie jest rozstrzygnięte, który szczyt uznać za najwyższy na kontynencie. W Europie są to Elbrus i Mont Blanc. Na półkuli południowej, jeśli liczyć samą Australię, najwyższa jest Góra Kościuszki. Jednak najwyższy szczyt w całej Australii i Oceanii to Piramida Carstensz na Nowej Gwinei.

Bartłomiej Wróblewski opowiedział o swoich dotychczasowych wyprawach. Jedne trwały zaledwie kilka dni, jak cała podróż do Australii i Oceanii wraz z wejściem na góry, inne tygodnie, czy miesiące. Wszystko zaczęło się od podróży wokół Morza Czarnego i wspinaczki na Elbrus. Na początku B. Wróblewski nie myślał o jakimś celu, czy wyzwaniu. Bardzo rzadko też zabierał ze sobą cały potrzebny do wspinaczki sprzęt. Jako że góry były tylko jednym z elementów dłuższych wypraw, chodziło o jak najmniej bagażu. Co się udało, wypożyczał więc na miejscu lub zastępował rozwiązaniami niekoniecznie profesjonalnymi. Wspinał się ze znajomi, sam lub też jechał na miejsce w grupach zorganizowanych za pośrednictwem agencji - inaczej nie sposób było dostać się na Masyw Vinsona na Antarktydzie, czy Piramidę Carstensz.

Pierwsza wyprawa na Mount Everest - w ubiegłym roku - zakończyła się zejściem z góry tysiąc metrów przed szczytem. Warunki okazało się zbyt trudne. Z grupy osób, które wspinały się tam w tym samym czasie, nie wszystkim udało się wrócić. Everest stał się więc dla podróżnika synonimem wyzwania, góry najtrudniejszej do zdobycia.

Rozmowa z Barłomiejem Wróblewskim - podróżnikiem i wspinaczem, który postanowił zdobyć wszystkie szczyty Korony Ziemi.

Czego człowiek szuka w górach? Adrenaliny, czy przeciwnie – spokoju?

To jest trudne pytanie. Myślę, że jednego i drugiego w odpowiednich proporcjach i w różnych momentach w życiu. Ja jestem z natury bardziej podróżnikiem, czy może raczej wędrowcem, niż wspinaczem. Natomiast w pewnym momencie zacząłem się wspinać i nie powiem, że nie sprawia mi przyjemności także adrenalina.

Czy zdobycie wszystkich szczytów Korony Ziemi było Pana celem od samego początku?

To pojawiło się w pewnym momencie. Celem było to, żeby podróżować, zobaczyć jak najwięcej miejsc na świecie. W czasie takiej wyprawy wokół Morza Czarnego, która trwała dwa miesiące, przez Ukrainę, Gruzję, Armenię, Turcję, spędziliśmy z kolegą dwa tygodnie na Kaukazie, tak się wspinaliśmy. Byliśmy dość dobrze zaaklimatyzowani, zdecydowaliśmy się spróbować wejść na Elbrus i to się udało. Nie jestem do końca pewien, czy ja wtedy wiedziałem, że w ogóle coś takiego jak Korona Ziemi istnieje, że jest taki pomysł, żeby wspinać się na najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Później już wchodziłem na kolejne góry wiedząc, że jest takie wyzwanie, ale dopiero w 2007 roku, po zdobyciu Aconcagui, najwyższego szczytu Ameryki Południowej, zauważyłem, że jest to w zasięgu moich możliwości i od tego momentu już dalej dążę do tego, żeby zakończyć przygodę z Koroną Ziemi, zdobyć wszystkie szczyty. Do tej pory udało się zdobyć osiem z dziewięciu szczytów.

Ostatnia wyprawa jest już zaplanowana?

Zostało mi tysiąc metrów Everestu. Tysiąc metrów dlatego, że już na Evereście byłem w zeszłym roku, ale przed szczytem załamała się pogoda, musiałem się wycofać. Niemniej chciałbym wrócić na „Dach Świata”, jeśli to będzie możliwe wejść na szczyt i zakończyć przygodę. Na Elbrusie byłem w 1998 roku, teraz mamy 2013 rok. Marzy mi się, by zakończyć przygodę w piętnastym roku od jej rozpoczęcia.

Jaki następny cel?

Ja myślę, że Everest jest na tyle ambitnym celem, że byłoby niewłaściwe planować teraz.

Która z tych wypraw była najtrudniejsza, najbardziej niebezpieczna?

Ta prelekcja nazywa się „Siedem Everestów. W drodze na Koronę Ziemi” ponieważ w każdym momencie szczyt, który zdobywałem, był dla mnie Everestem, każda z tych wypraw z jakiegoś powodu była najtrudniejsza. Ze względu na trudności techniczne, ze względu na długość wyprawy, ze względu na skomplikowanie organizacyjne, ze względu na mój stan zdrowia, czy inne uwarunkowania. Trudno mi powiedzieć, która była najtrudniejsza.

Czy zdobywanie szczytów uzależnia?

Chyba tak, myślę zresztą, że nie tylko szczytów górskich.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto