Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oskarżony w sprawie zakatowanych psów z Kłecka: "Mózg mi nie pracował"

Paweł Brzeźniak
W środę w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie odbyła się rozprawa dotycząca dwóch psów zakatowanych w grudniu 2015 roku w Kłecku.

Informację o znalezieniu zwłok podało Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami oddział w Kłecku. Z informacji TOZ-u wynika, że niezidentyfikowana osoba podjechała w okolice oczyszczalni ścieków przy ulicy Ustronie w Kłecku i tam dokonała mordu na zwierzętach. Więcej na ten temat znajdziecie TUTAJ.

W tej sprawie szybko złapano sprawców, którymi okazali się Jan J. oraz Krzysztof L. Drugi z nich nie stawił się na środową rozprawę. Sąd przystąpił do przysłuchania Jana J., który przyznał się do winy. Jak sam przyznał, nie bardzo pamięta przebieg samego zdarzenia, bowiem był pijany. Wspólnie z Krzysztofem L., swoim szwagrem, pili alkohol. - Wypiłem ponad pół litra wódki, podobnie Krzychu, może nawet więcej - powiedział Jan J.

Jan J. opisał przebieg tego zdarzenia. Jak zeznał, udał się samochodem z Krzysztofem L. i swoją córką do teściowej, która mieszka w Kłecku. Psy miały zostać schowane do bagażnika, jak przyznał Jan J., w ten sposób zdarzało mu się transportować zwierzęta, kiedy udawał się do teściowej. Z relacji J. wynika, że samochód prowadziła córka, a zamiar był taki, aby wypuścić psy. - Nie wiem, co nam strzeliło do głowy - powiedział Jan J. na pytanie, dlaczego doszło do zabicia psów.

Z relacji Jana J. wynika, że psy były bite w pysk drewnianym kołkiem przez Krzysztofa L, który znalazł narzędzie zbrodni przy drodze - potwierdził on to w złożonym wcześniej zeznaniu na posterunku policji. Jan J. miał w tym czasie znajdował się przy aucie, a wcześniej podał psy Krzysztofowi L. Córka J. miała znajdować się w aucie. Jan J. twierdzi, że nie widział tego zdarzenia, a na bardziej szczegółowe pytania zasłaniał się tym, że był pijany. - Mózg wtedy nie pracował - to była najczęściej powtarzana fraza przez Jana J. - Nie wiem, co nam odbiło, że je zabiliśmy. Nie miałem świadomości tego, co robię, a alkohol piłem dobrowolnie, nikt mnie do tego nie zmuszał - dodał.

Jak wynika z przeczytanych na rozprawie zeznań na posterunku, Jan J. powiedział, że "nie sprzeciwiał się zabiciu, bo miał dosyć tych psów". Podczas rozprawy opisywał, że psy uciekały i gryzły, feralnego dnia miały pogryźć wnuczkę Jana J. Dziewczynka nie odniosła jednak żadnych obrażeń. Momentami zeznania Jana J. podczas rozprawy nie były spójne z tym, co mówił policji - np. w kontekście tego, ile razy Krzysztof L. uderzał psy. Jan J. przyznał, że nie wie, która z przedstawionych przez niego wersji jest prawdziwa.

Podczas przeczytanego zeznania Krzysztofa L. okazało się, że powiedział on: "Postanowiłem, że zabiję je szybko i w miarę możliwości bezboleśnie". Jan J. podkreślił, że ze względów finansowych nie chciał oddać psa do schroniska lub uśpić - wiązałoby się to z za dużymi kosztami dla niego. Ponadto, Jan J. nie kontaktował się w tej sprawie z fundacjami czy stowarzyszeniami, które bezpłatnie mogłyby przygarnąć te dwa młode psy. Jeden z nich znajdował się u Jana J. od roku, a drugi znacznie krócej.

- Cały czas pokutuje myślenie, że to jest tylko zwierzę, jestem człowiekiem, zatem mogę z tym zwierzęciem zrobić wszystko. Tego robić nie można i za to można zostać uznanym za skazanego - powiedział w rozmowie z dziennikarzami mec. Mateusz Łątkowski, oskarżyciel posiłkowy. - Motywacja do działania sprawców jest niewyobrażalnie niewytłumaczalna. Nie potrafię wniknąć w świadomość umysłu tychże sprawców, co nimi kieruje. Tłumaczenie są od najbardziej absurdalnych, czyli że chcieli ulżyć zwierzęciu w cierpieniu po takie, że nie było ich stać na utrzymanie zwierzęcie. Gdyby pojawiła się jedna sprawa w kontekście znęcania się nad zwierzętami, to jest to sprawa o jedną za dużo - powiedział mecenas.

Podczas rozprawy przesłuchiwano także przedstawicielkę TOZ-u w Kłecku oraz kobietę, która znalazła martwe psy. Tego makabrycznego odkrycia dokonała podczas spaceru ze swoim młodszym bratem i psem. Sąd poprosił o przybycie także córkę Jana J., która odmówiła składania zeznań.

Sąd postanowił o tym, że kolejna rozprawa odbędzie się 12 maja. Maksymalny wymiar kary w tej sprawie to 3 lata pozbawienia wolności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie przyjechał do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto