Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poważne zarzuty dla leśniczego. Jego pies był chory? TOZ twierdzi, że był zdrowy, ale zaniedbany

Karolina Barełkowska
Pięcioletnia suczka trafiła do domu tymczasowego. Zdaniem obrońców zwierząt posokowiec bił bity i przetrzymywany w okropnych warunkach. Leśniczy odpiera zarzuty. Mówi, że pies był chory i to co mówią ludzie z towarzystwa to pomówienia.

Członkowie TOZ zainteresowali się sprawą po sygnale od anonimowej osoby. - Dowiedzieliśmy się, że pies przez wiele dni skowył. W końcu komuś się zrobiło go żal i nas poinformował - mówi Joanna Stojecka, z TOZ w Gnieźnie. Obrońcy zwierząt do domu leśniczego udali się w piątek, 16 stycznia.
- Najpierw pojechał tam nasz prezes z jedną z naszych członkiń. Niestety, pies był tak wystraszony, że nie dał im się złapać. Wiedzieliśmy już, że jego sytuacja jest bardzo zła i że jeżeli natychmiast mu nie pomożemy to ta sprawa źle się skończy. Jeszcze tego samego dnia pojechałam tam i zabrałam psa - opowiada Joanna Stojecka.
Zwierzę zostało przewiezione do siedziby towarzystwa.
- Okazało się, że jest jeszcze gorzej niż myśleliśmy, sama skóra i kości - mówi Joanna Stojecka.
- Pies był tak słaby, że nie miał siły stać o własnych siłach. Przez tyle lat co pomagam zwierzętom to drugi tak drastyczny przypadek - dodaje Janina Matczyńska.
Członkowie towarzystwa jeszcze tego samego dnia udali się do jednej z gnieźnieńskich lecznic. W opisie badania czytamy, m.in. że stopień zmian jest bardzo duży. Ponadto, że posokowiec był wychudzony, wyniszczony oraz że miał odwodnienie trzeciego stopnia.

Udało nam się porozmawiać z właścicielem psa. Jak nam tłumaczył zwierzę było chore.
- Jeszcze dwa tygodnie temu pies był w doskonałej formie - słyszymy - Potem Dora zaczęła mi chudnąć. Kupiłem jej tabletki na odrobaczenie, niestety nie poskutkowały. Moja wielka wina, że nie pojechałem z nią do weterynarza. Taka jest prawda, wszystko to co mówi TOZ to oszczerstwa i kłamstwa. Ci ludzie zniszczyli mi opinię w nadleśnictwie, w Związku Łowieckim i wśród społeczeństwa - stwierdził leśniczy. Jak dodał, będzie się starał odzyskać posokowca.

W to co się wydarzyło nie mogą uwierzyć znajomi leśniczego.
- Widziałem tego psa w październiku i nie wyglądał na chorego, był w dobrej kondycji - mówi Jerzy Modrzejewski, prezes koła łowieckiego "Szarak" w Gnieźnie . Jak dodaje, on leśniczego poznał jako odpowiedzialnego człowieka, dlatego trudno mu pojąć co się stało.

Członkowie towarzystwa nie wierzą w to, że posokowiec był chory.
- Rozmawialiśmy z weterynarzem, który nam powiedział, że to jak wygląda ten pies nie jest wynikiem choroby, ale zaniedbania - mówi Joanna Stojecka. Jak słyszymy, zwierzę zostało zabrane w ostatniej chwili.
- Jego dni były policzone. Nie wiadomo czy gdybyśmy go nie zabrali to by jeszcze żył - mówi Janina Matczyńska.

TOZ zwróciło się już z prośbą do prezydenta o zabranie na stałe zwierzęcia od leśniczego . - W myśl ustawy zabraliśmy zwierzaka od tego pana, ponieważ istniało zagrożenie jego życia. Teraz chcemy oddać tego psa do adopcji, jednak potrzebujemy decyzji prezydenta o odebraniu psa - tłumaczy J. Matczyńska.
Gnieźnieński TOZ chcę także odebrać drugiego psa leśniczemu, również rasy posokowiec. Mimo że zwierzę jest dobrej kondycji ich zdaniem powinien trafić do nowego domu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto