MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Cielimowo. Interwencja w sprawie psa. Policja nie pomoże, bo nie jest od tego

Paweł Brzeźniak
Paweł Brzeźniak
Po drodze krajowej pomiędzy samochodami biegał duży pies. Aby pomóc zwierzakowi, zatrzymały się tylko dwa samochody. Interweniujący na ruchliwym odcinku, spędzili ponad godzinę, podczas której dowiedzieli się, między innymi, że policja nie jest od tego, aby ściągać psa z drogi. Co z nim trzeba zrobić? Najlepiej zostawić!

Sytuacja miała miejsce w sobotę po godzinie 18, na krajowej 15, w miejscowości Cielimowo (gmina Niechanowo, powiat gnieźnieński).

O sprawie informuje portal Krotoszynska.pl.

Kierowcy, którzy zatrzymali się, aby pomóc zwierzęciu i ściągnąć go z ruchliwej drogi, pierwszy telefon, jaki wykonali, skierowany był do straży miejskiej. Tam dowiedzieli się, że strażnicy nie mogą interweniować poza miastem i usłyszeli, aby dzwonić na policję, która na miejsce powinna wysłać łapacza. Dzwoniąc pod numer 112 interweniujący zostali poproszeni o telefon na komendę bezpośrednio do Gniezna, dostali nawet numer.

- Kiedy dzwoniliśmy na komendę do Gniezna, sytuacja była taka, że pies siedział w samochodzie drugiej rodziny, która się zatrzymała, na przednim siedzeniu. Z tyłu znajdowały się małe dzieci, które na widok dużego psa zaczęły panikować i płakać. Kiedy próbowaliśmy go wyciągnąć, zaczął na nas szczekać. Nie wiedzieliśmy, czy nas nie ugryzie. Rozmawiając z oficerem dyżurnym poinformowałam go o tym i prosiłam o pomoc. Usłyszałam, że policja nie jest od łapania psów. Kiedy podkreśliłam, że pies wszedł do samochodu, usłyszałam, że w takim razie mam go wziąć ze sobą do domu. Kiedy powtórzyłam, że w środku są małe dzieci, które się boją, policjant stwierdził, że takim razie mamy go wyrzucić na drogę. Poprosiłam, żeby wezwał łapacza i wtedy usłyszałam: "Myśli pani, że łapacz siedzi z herbatką przed telewizorem i czeka na telefon od pani?". Na tym rozmowa się skończyła, stwierdziłam, że nie ma sensu jej kontynuować

Interweniującym udało się dodzwonić do Janiny Matczyńskiej, z gnieźnieńskiego oddziału TOZ. Wyjaśniła ona, że trzeba jeszcze raz zadzwonić na policję, ponieważ w sytuacji, gdy urząd gminy jest nieczynny, łapacz przyjedzie tylko na wezwanie mundurowych.

W końcu oficer dyżurny się zlitował i powiedział, że przyśle patrol. Kiedy? Za dziesięć minut. Kiedy po tym czasie policjantów nadal nie było na miejscu, mężczyzna wykonał kolejny telefon. Usłyszał, że patrol będzie jednak za kilkadziesiąt minut. Potem funkcjonariusz się rozłączył i przestał odbierać telefony. Mężczyzna zdecydował, że jeszcze raz zadzwoni na 112. Tam wyjaśnił, w jaki sposób potraktował ich policjant z Gniezna i poprosił o pomoc. Po godzinie czekania i szarpania się z dużym psem, w końcu ktoś zadeklarował pomoc. Po jakimś czasie dojechał patrol, który jak sam przyznał, dostał informację, że ma jechać na interwencje w sprawie błąkającego się psa. Zero informacji, że zwierzę biega po ruchliwej drodze, a pilnują go ludzie, w których samochodach siedzą małe dzieci. Na szczęście funkcjonariusze do sprawy podeszli znacznie poważniej. Zabezpieczyli zwierzę, dzięki czemu obecni na miejscu ludzi mogli po prostu pojechać dalej. Wcześniej jednak postarali się o jedzenia dla uciekiniera.

Ostatecznie wójt gminy Niechanowo pomógł zabezpieczyć psa, który następnego dnia został odebrany przez właściciela.

- Trudno mi powiedzieć, dlaczego oficer dyżurny tak postąpił. Mogę tylko przeprosić, nie tak powinna wyglądać ta interwencja

- powiedziała asp. sztab. Anna Osińska z gnieźnieńskiej policji w rozmowie z portalem Krotoszynska.pl.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto