Warszawiacy kontra Ślązacy. 13 rzeczy, które irytują mieszkańców Śląska w stolicy i na odwrót
Bo warszawiak ze Ślązakiem sobie wspólnie nie pojedzą i nie popiją
Ślązak, wiadomo, w kółko je krupnioki i rolady, a zapija piwem. A warszawiak sałatę zakąsza burgerem z tofu i popija zupą z boczniaków. A jak już coś popija wieczorem, to wino. Do pracy Ślązak wciąż zabiera kanapki, zrobione przez żonę, warszawiak chętnie by skoczył na miasto na lunch. Na przykład do wege konceptu, a tu już Ślązaka nie zaciągniesz za nic. Tu wyjaśnienie: to takie bary z zieleniną, gdzie surówka kosztuje 20 złotych. W Katowicach na ogół nie ma w nich kolejek. W ogóle co warszawiak ma jeść, jak na Śląsk przyjedzie? Trudno tu kupić dwie ekologiczne pietruszki na styropianowej tacce za 15 złotych, co w Piotrze i Pawle w co lepszej warszawskiej dzielnicy jest standardowym produktem. Nie kupi w chorzowskiej Biedronce kapusty pak choi (na Śląsku myślą zresztą, że to pekińska). Ledwo kilka lat temu w Katowicach dorobili się Starbucksa, zaś McDonaldy to tu zamykają - tak dzieje się w Zabrzu czy Dąbrowie.