Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gniezno. 100 metrów historii, czyli spacer ulicą Franciszkańską. To fyrtel pełen tajemnic!

Jarosław Mikołajczyk (muzealny detektyw Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie)
Widok na Franciszkańską z ulicy Podgórnej
Widok na Franciszkańską z ulicy Podgórnej
„100 metrów historii”. Dziś Muzeum i „Gnieźnieński Tydzień” zapraszają na kolejny spacer historyczny. Tym razem chcemy opowiedzieć o kolejnej krótkiej ulicy, niemal graniczącej z Tumską.

Można powiedzieć, że polubiliśmy Ławeczkę Zakochanych. Ponownie wyruszamy z narożnika ulicy Tumskiej i Podgórnej. Stojąc twarzą do Rynku, skręcamy za lewą ręką. Ten fragment Podgórnej, który widzimy, zamyka rzucający się w oczy budynek z czerwonej cegły. Nawet z tej perspektywy, mimo że widzimy jedynie wycinek gmachu, Sąd robi wrażenie solidnej budowli. Dziś harmonię tej poniemieckiej ulicy, która od upadku Napoleona do 1919 roku nazywała się Bergstrasse burzą parkujące samochody. To, mimo że odcinek do sądu mieści kilka ciekawych kamienic, pozbawia uliczkę lekkości. Wrażenie potęguje przysadzisty budynek na wejściu po prawej stronie. Dziś mieści się tu „Cech”, jego historię opowiemy innym razem. Naprzeciwko ciągu arkad „Cechu”, stoi lżejszy budynek, który na wejściu od Podgórnej ma tabliczkę Tumska 14. To jedna z tych kamienic, które dzięki bogato zdobionym fryzom dodają charakteru tej części Gniezna.

W noc paschalną z Kairu do Gniezna, lub Krakowa

Przed Bergstrasse to w tym fyrtlu dominowały domy Żydów gnieźnieńskich. W naturalny sposób w związku z tym, że w XVI wieku w tej właśnie części miasta biegnącej nieopodal muru klasztornego Klarysek wznosiło się blisko 30 domostw zamieszkałych przez Żydów, zwano tą ulicę Żydowską. To zresztą u zbiegu Podgórnej i Żydowskiej w 1582 roku wzniesiono synagogę. Wśród historyków istnieje rozbieżność. Część z nich podaje, że była ona drewniana, inni piszą jednak, że to była synagoga murowana i otynkowana na biało. Ponad wszelka wątpliwość wiemy, że święcił ją Eliezer Aszkenazy.

A TUTAJ PRZPOMINAMY HISTORIĘ ULICY TUMSKIEJ

Owiany licznymi legendami i mitami rabin, to postać autentyczna. Był między innymi rabinem Kairu, Famagusty i Poznania. Trudno dziś rozwikłać zagadkę, czy to właśnie na owo „wyświęcanie gnieźnieńskiej synagogi” przydarzył mu się cud? Otóż działo się to w czasie świąt Paschy. Rabin zasiadł do sederu, czyli tradycyjnej wieczerzy paschalnej z rodziną w Kairze, a zakończył biesiadowanie w Polsce. „Bóg tak chciał” - mówił potem, tłumacząc swoją obecność w Gnieźnie. Zamożni Żydzi krakowscy utrzymują, że Aszkenazy znalazł się jednak dzięki tej cudownej teleportacji w Krakowie. Pewnym natomiast jest, że w 1582 roku nie tylko dokonał uroczystego otwarcia synagogi w Gnieźnie opodal Klarysek i Franciszkanów, ale też tu właśnie dokończył swoje najważniejsze komentarze religijne „Maasej Adonaj” („Dzieła Pana”).

Synagoga, choć co w tamtych czasach było do przewidzenia, swą bliskością przeszkadzała zakonnicom, przestała istnieć w podobny sposób, jak zniknęło z mapy miasta wiele budynków. Zresztą opowieści o tym, że rzekomo Żydzi z tej części Gniezna potrzebowali krwi niemowląt do wypieku macy, tworzyła raczej ta część społeczności XVI i XVII wiecznego Gniezna, która nie potrafiła poradzić sobie w życiu. Klaryski i Franciszkanie prowadzili raczej zimną wojnę, ale bez podsycania bzdur. Budynek po prostu spłonął po raz pierwszy w pożarze w 1613 roku, kiedy to ucierpiała spora część miasta. Odbudowana bożnica spłonęła ponownie w kolejnym pożarze, w 1656 roku. Kolejny kwartał żydowski, powstał właśnie po tym pożarze w innej części miasta. Zapewne też w obrębie ul. Żydowskiej opodal Tumskiej i muru klarysek mieścił się kirkut - cmentarz żydowski.

Ulica Franciszkańska. To fyrtel pełen tajemnic! Sądzono tu dzieci wrzesińskie, na ławie siadali też zbrodniarze

Po historii Żydów w tym kwartale pozostało niewiele. W Muzeum Początków Państwa Polskiego jest między innymi kielich sederowy z tej lokalizacji. Podchodzimy jednak do budynku, który nie tylko ma bogatą historię, ale też wydarzyło się tu lub tu zostało osądzonych wiele ludzkich dramatów. Nie sposób opisać te historie w jednym akapicie, postaramy się więc zaznaczyć kilka z nich. Zacznijmy jednak od początku.

Gmach sądu, mieści się w centrum Gniezna, a jednak jest schowany, na szczęście część przewodników potrafi tutaj przyprowadzić turystów. Powstał w drugiej połowie XIX wieku. Charakterystyczny styl dla berlińskich architektów Rundbogenstil wprawdzie powoli ustępował, jednak echa prac Karla Friedricha Schinkla widzimy wyraźnie. Baczny obserwator w dziele Hermanna i Schultza dostrzega choćby podobieństwa do budowli kościoła Garnizonowego w Gnieźnie. Nie jest to jedynie podobieństwo materiału i „okrągło-łuki”. Utrudnieniem w odbiorze wyrazu całej bryły architektonicznej jest ciasnota urbanistyczna i brak odpowiedniego „odejścia”. Warto nadmienić, że nie tylko renowacja niezwykle ciekawej głównej sali rozpraw, ale całego gmachu sprawiły, że otrzymał on w 2016 roku wyróżnienie w prestiżowym konkursie „Zadbany Zabytek”.

Rozprawy i wyroki. Dzieci Wrzesińskie

Najbardziej zapisaną w historii zarówno Polski jak Niemiec rozprawą, która rozegrała się w tym budynku, jest rzecz jasna sprawa Dzieci Wrzesińskich. O strajku Dzieci Wrzesińskich, które nie chciały modlić się w języku niemieckiego zaborcy, uczyliśmy się do tej pory w szkołach. Wydaje się jednak, że mało kiedy pamiętamy, że to właśnie w Gnieźnie przy wówczas Franziskanerstrasse, odbyła się ta rozprawa. Maria Konopnicka opisała sam strajk w dość dramatycznym wierszu. Głos w sprawie zabierał także Henryk Sienkiewicz. Obrońcami w procesie byli mecenasi Zygmunt Florian Dziembowski, Adam Woliński poseł na sejm pruski Bernard Chrzanowski z Wojnowic Wielkopolskich.

HISTORII TUMSKIEJ CIĄG DALSZY

Proces budził sporo emocji, notki prasowe ukazywały się w całej Europie. To jednak tutaj w gnieźnieńskim sądzie skarżono dzieci uczestniczące w strajku w 1901 roku oraz rodziców i innych wspierających ten protest. Jeszcze o samym strajku niemiecki inspektor Winter relacjonował zwierzchnikom: „Czternaścioro dzieci, które orzekły, iż nie będą uczyły się religii po niemiecku, postanowiłem ukarać przykładnie. Zarządziłem, ażeby wszystkie po kolei otrzymały chłostę z ręki nauczyciela Schölzchena.” Z dalszej relacji wynika, że „dzieci otrzymały 4 do 8 uderzeń po siedzeniu i po rękach”.

Sam proces, mimo że był pokazówką, na wyraźnie życzenie Cesarza Wilhelma II odbył się w zgodzie z obowiązującymi regulacjami prawnymi. Oskarżeni mieli swoich obrońców, byli nimi: Zygmunt Florian Dziębowski, Bernard Chrzanowski - deputowany do parlamentu Rzeszy, wybitny działacz narodowy i społeczny oraz dr Adam Woliński, który zasłynął między innymi skuteczną obroną w 1896 roku w Międzyrzeczu Polaków, którzy pobili komisarza von Carnego. Ostatecznie w wyniku presji społecznej oraz niezwykle dobrej obrony przez wspomnianych mecenasów ogłoszone wyroki choć surowe były niższe niż się spodziewano. Proces odbył się w dniach od 14 do 16 listopada 1901 r. Oskarżonym zarzucano: udział w publicznym zgromadzeniu, które miało zmusić nauczycieli do odpuszczenia działań urzędowych, ponadto oskarżono ich o wtargnięcie do budynku szkolnego i zakłócenie porządku publicznego Wśród zarzutów nie zabrakło znieważania nauczycieli, którzy byli w pracy urzędnikami cesarskimi.

Zarzuty postawiono 26 osobom, 6 z nich udało się obrońcom uniewinnić, pozostali w większości dostali po 2 miesiące. Najwyższy wyrok wydano na matkę piątki strajkujących dzieci Nepomucene Piasecką, która otrzymała 2,5 roku więzienia. W wyniku apelacji zwolniono jeszcze jedną oskarżoną osobę (niektóre zapisy mówią o oskarżeniu 25 osób i uwolnieniu od zarzutów 4). Karę pieniężna 200 marek nałożono także na fotografa Szymona Furmanka. To jego 3 fotografie strajkujących dzieci błyskawicznie obiegły nie tylko jurysdykcję Pruską. Czy na takie wyroki mogliby liczyć strajkujący w zaborze rosyjskim?

Przypomnijmy, że kompleks sądowy stanowiły dwa budynki do lat 80. XX wieku. W jednym z nich mieściło się więzienie. Rzecz jasna krążyły o nim miejskie legendy mówiące między innymi o ucieczkach po prześcieradłach, ale i pannach wałęsających się pod murami by wypatrzyć swojego ejbra.
Oba te budynki wiążą się jednak z początkiem walki o nowoczesne prawo prasowe. I tu pojawia się legendarna, ale też niedoceniana do niedawna postać Józefa Chociszewskiego. Literat, dziennikarz i publicysta ma wprawdzie w Gnieźnie swoja ulicę, tak naprawdę jednak dopiero niedawne działania Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna oraz Dawida Junga i Wioli Degórskiej przypomniały tę postać.

Jakie więc były jego związki z Sądem w Gnieźnie. Cóż miał szczęście do wielu procesów z rzekomo zniesławionymi Niemcami i pruskim zaborcą. Nie jest tajemnicą, że publicysta mocno zaangażowany był w sprawę walki o polską kulturę i edukację. Oskarżany jeszcze za artykuły w „Dzienniku Kujawskim”, jako jeden z pierwszych polskich dziennikarzy dochodził praw prasowych swoich informatorów i czytelników. Procesy prasowe Chociszewskiego dotyczyły także jego bytności w redakcji gnieźnieńskiej gazety Lech. „Pierwszy numer „Gazety Gnieźnieńskiej”, zgodnie z zapowiedzią, wydano z datą 1 października 1895 roku. Było to, jak głosił podtytuł: „Pismo polityczne dla oświaty i polepszenia doli ludu polskiego”, które za jedną markę kwartalnie ożywiać miało „duch polsko-katolicki z dążnością demokratyczną, aby szerokie masy ludowe pobudzić do pracy obywatelskiej” - pisała w swojej pracy Grażyna Gzela z Instytutu Informacji Naukowej i Bibliologii UMK w Toruniu. Linie obrony Chociszewskiego, niestety nie zawsze w czasach zaborów skuteczne, jak się okazało budowały podstawy pod niektóre do dziś funkcjonujące zapisy prawa prasowego, a pośrednio prawa autorskiego.

Skuteczność obrony w procesach prasowych na ziemiach pruskich zmniejszała obowiązująca ustawa prasowa z 7 maja 1874. Więcej o procesach samego Chociszewskiego dowiadujemy się z artykułu Joanny Albińskiej publikowanego w Toruńskich Studiach Bibliologicznych (2011 nr 1(6)). Choć Chociszewski sądzony był głównie w Inowrocławiu, to właśnie w pomieszczeniach więzienia przy Franciszkańskiej odsiadywał wyrok. Warto wspomnieć, że kłopoty dziennikarza wiązały się między innymi z ochroną danych autorów listów, na podstawie których Chociszewski i jego redakcja opisywali nieprawidłowości choćby w szkołach pruskich. Chociszewski karany był kilkukrotnie, a „Dziennik Kujawski” pisał o dwóch gnieźnieńskich odsiadkach, miesięcznej i sześciotygodniowej.

Okrutny pedofil

Bulwersującą całą Polskę w latach trzydziestych XX. wieku była sprawa o zabójstwo na tle seksualnym 11-letniej dziewczynki. Sprawa odbyła się w 1932 roku. Wówczas już Prezesem Sądu Okręgowego w Gnieźnie był Teofil Krych, zasłużony prawnik, o którym napiszemy w jednym z kolejnych artykułów. Sprawa Konstantego Stawniaka, który dopuszczał się czynów lubieżnych, ale także - co mu udowodniono - zamordował w okolicach Jeziora Jelonek 11-letnią Monikę, elektryzowała całą Polskę. Stawniak miał wówczas 34 lata, wcześniej siedział jedynie za kradzież. Już wstępne oględziny policyjne wskazywały na morderstwo na tle seksualnym. Na ciele jedenastolatki wyraźnie były ślady, że się broniła, a sprawca był niezwykle brutalny. Opinie publiczną bulwersował fakt, że Stawniak by zwabić dziewczynkę korzystał z pomocy kobiety, do zbrodni próbował się nie przyznawać, a po udowodnieniu kompletnie nie wyrażał skruchy. Prasa porównywała go do niemieckiego okrutnego seryjnego mordercy Petera Kurtena. Porównania wynikały pewnie z faktu, że słynny proces Kurtena odbył się w kwietniu 1931 roku.

Konstanty Stawniak został skazany na śmierć. Pomagająca mu, jak się okazało wielokrotnie, Klara Jarecka na 2 lata więzienia. Po apelacji zmieniono wyrok Stawniaka na dożywocie. Chichotem historii, albo cynizmem można nazwać fakt, że przesiedział w Rawiczu do wybuchu wojny, potem prawdopodobnie opuścił więzienie.

Ballada o Januszku

W latach 80. XX wieku, Polska zachwyciła się mini-serialem „Ballada o Januszku”

. Role główne zagrali Jarosław Góral i radziecka aktorka Lidia Fiedosiejewa-Szukszyna. Jak wspomnieliśmy, jeszcze do lat 80. XX wieku w budynku B, dziś otynkowanym, mieściło się więzienie. Tutaj właśnie kręcono sceny czwartego odcinka „Ballady o Januszku” z zakładu zamkniętego, do którego trafił główny bohater filmu. Trzeba przyznać, że młodzi gnieźnianie, którzy zgodzili się ogolić głowy na łyso, oprócz tego, że zostali statystami zarobili spore jak na tamte czasy pieniądze. O tym jednak i o dalszych historiach związanych z Franciszkańską napiszemy w kolejnym artykule. Dziś ponownie właściwie nie ruszyliśmy się z miejsca, a to przecież jeszcze do opisania związana z Franciszkańską historia świętej rodziny gnieźnieńskiej i choćby ostatni mistyk z Grodu Lecha.

Pomoc w opracowaniu: Dawid Jung autor Leksykonu Zapomnianych Gnieźnian

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto