18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gniezno: Królewski Festiwal Artystyczny - podsumowanie

Iza Budzyńska
Goście z Podlasia w MOK-u
Goście z Podlasia w MOK-u
W Gnieźnie sporo działo się przez miniony weekend. Tych, którzy posłuchali hasła "Ostempluj kulturę!" i starali się zdobyć pieczątki z udziału poszczególnych wydarzeń, czekał naprawdę prawdziwy kulturalny maraton, aż do niedzielnego wieczoru.

Cały szereg postaci fikcyjnych, nazwisk twórców z różnych dziedzin, przedsięwzięć skłaniających do zastanowienia się nad sobą i otaczającą rzeczywistością, jak i sztuka bardziej abstrakcyjna - to wszystko można było znaleźć w weekend w Gnieźnie. Wydarzenia w ramach Królewskiego Festiwalu Artystycznego odbywały się przede wszystkim na Rynku, przyciągając też przypadkowych przechodniów, i w Miejskim Ośrodku Kultury.

Piątek: wystawy, magiczne pogranicze i płonąca żyrafa

Festiwal rozpoczął się wystawą "Teatr Marzeń" autorstwa Ewe-liny Kaczmarek i Marcina Woźniaka. Była to jednocześnie inauguracja Klubu Atelier - mieszczącego się w piwnicy Zespołu Szkół Ekonomiczno-Odzieżowych, który na swoją przestrzeń przysposobił Teatr G@j. Następnie w MOK-u można było obejrzeć prace Sławomira Kuszczaka - obrazy, gdzie obok sylwetek postaci i napisów w tle wzrok przyciągają duże połacie kolorów i geometryczne bryły.

W ramach "filmowej uczty" twórca festiwalu Short Waves Szymon Stemplewski zaprosił na retrospektywny przegląd najlepszych filmów z dotychczasowych edycji. Znana już gnieź-nieńskiej widowni ekipa filmowa z Podlasia - tym razem w osobach Pawła Mickiewicza i Radka Dąbrowskiego - przedstawiła swój nowy dokument "Tandemem przez pogranicze". Śledząc na ekranie wyprawę można było nie tylko podglądać reakcje na widok dwuosobowego roweru, czy zachwycać się ginącymi wioskami w lesie. Ciekawe było, że po polskiej stronie granicy rozmawia się głównie po białorusku, a za Bugiem - po polsku. Gnieźnieńscy filmowcy w dwóch dokumentach pytali gnieźnian, znanych i nieznanych, co myślą o kulturze w naszym mieście, a także pokazali twórców, animatorów, którym udało "Wyrwać się, by zaistnieć" - choć raczej w przenośni, z malkontenctwa i re- zygnacji, bo w Gnieźnie zostali lub do niego wrócili.

Pierwszy dzień zakończył znakomity koncert w klubie Lokomotywa, gdzie wystąpiły dwa duety: Chmara Winter i Rebeka. Wcześniej jeszcze widzowie zostali zaproszeni na Rynek, gdzie artysta Piotr Tetlak zaprezentował... płonącą żyrafę, niczym z obrazu Salvadora Dali.

Sobota: Działo się na Rynku

Podczas gdy od rana trwały warsztaty dla dzieci w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie, MOK świętował 15-lecie Dużej Galerii, zapraszając do wspólnej zabawy na Rynek. Najmłodsi włączyli się w tworzenie "urodzinowego" obrazu, który ze szkicu budynku MOK-u do pokolorowania zmienił się w wielobarwną abstrakcję.

W tym czasie powoli zaczęli przygotowywać swoje działania pozostali zaproszeni do udziału artyści plastycy. Można było zobaczyć jak powstaje gliniana rzeźba Bolesława Chrobrego, tworzona przez Wiesława Ko-ronowskiego. i studentów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, obejrzeć intrygujące instalacje artystyczne w wykona- niu Roberta Bartela i Sławomira Brzoski. Jednocześnie Teatr G@j do spotkania pod hasłem "Co nas wkurza" zaprosił podpisującego się pseudonimem Rem von N Remigiusza Najewskiego oraz Jerzego Bociana. Ich prace okazały się kontrowersyjne - choć i tak wybrali te łagodniejsze - same w sobie mogące niektórych "wkurzać". Jednak jak tłumaczy Łukasz Muciok, jeden z opiekunów teatru, chodziło o to, by pokazać młodym ludziom, że swoje emocje, jak najbardziej także te negatywne, mogą wyrazić tworząc.

O godz. 13.00 ledwie paręnaście minut potrwało oficjalne otwarcie wystawy, którą można było zobaczyć na Rynku już od rana. Projekt "A gdyby ktoś pytał, to król w Gnieźnie też czytał" zaprezentował gnieźnieński Klub Dyskusji o Książce. Humorystyczne rysunki Przemka Jarosza ilustrowały tytuły książek z "królem" w tytule.

W sobotnie popołudnie na Rynku wystąpił znany miejscowej publice teatr Terminus A Quo. Grupa z Nowej Soli, która podczas wcześniejszych wizyt w Gnieźnie pozwoliła poznać swoje różne oblicza, tym razem pokazała sztukę lekką i przystępną w odbiorze. "Kraina Ułudy" na podstawie przygód Don Kichota to plenerowe widowisko, które spodobało się zwłaszcza młodszej części widowni.

Przede wszystkim jednak to wstęp do Nocy Teatrów, która rozpoczęła się wieczorem w MOK-u. Tutaj dotarła grupa widzów mniej liczna, za to wiedząca, czego się spodziewać.

Jako pierwszy na scenie pojawił się Teatr Krzyk z Maszewa. Spektakl "eksPLoracja", oparty o doświadczenia sprzed roku 1989, tak naprawdę mówiący o rzeczach uniwersalnych i indywidualnych - jak mówi reżyser Marek Kościółko, spektakl można nazwać" szkicem na temat wyborów, przed którymi stajemy, albo iluzji, że takowych dokonujemy". Dominika Mię-kus po raz drugi w Gnieźnie zaprezentowała etiudę "Biało-Czarną" - zbudowaną minimalnymi środkami opowieść o więzi lalkarza z lalką. Eliasz Gramont, związany z Terminus A Quo zaprezentował monodram "Biję na alarm" - zaskakujący i w formie, i w treści, w oparciu o prozę Stanisława Lema opowiada o... problemach ze śmieciami w kosmosie. Na zakończenie zaprezentował się gnieźnieński Horror Vacui, stworzony przez ludzi działających wcześniej w grupach teatralnych i kabaretowych skupionych przy Centrum Kultury "eSTeDe". "O Filifionce, która wierzyła w katastrofy", zgodnie ze swoim tytułem, inspiracje zaczerpnął z jednej z postaci cyklu Tove Jansson o Muminikach. Nie był to jednak spektakl dla dzieci, a popis na dwie role żeńskie, kończący się wielką katastrofą, po której można mówić o katharsis bohaterki.

Drugi dzień zakończył się w Młynie, gdzie na wieczór z reggae i ska zaprosił organizator koncertów w Gnieźnie i fan głównie punk rockowych brzmień, Łukasz "Lupa" Lubczyński. Poza tym na scenie pojawił się znów Eliasz Gramont - tym razem ze swoim projektem muzycznym na syntezator i skrzypce.

Niedziela: miłość do poezji i rzeczywistość w portretach

Ostatni dzień Festiwalu upłynął głównie pod znakiem literatury. Gnieźnieński Uniwersytet Trzeciego Wieku postarał się przekonać, że warto sięgać do bajek Józefa Ignacego Krasickiego, a Kuźnia Literacka zaprosiła na spotkanie z fraszkami Jana Sztaudyngera - które pasją nie najgorzej do dzisiejszej rzeczywistości.
Mieszkańcy mogli przyjrzeć się samym sobie na portretach, pokazujących "Gnieźnian A.D. 2012" - ich twarze, najbliższe otoczenie i pasje. Cały czas trwał także projekt "Artystyczna Dolina", gdzie dzieci uczyły się różnych form twórczości.

Czasu wolnego było, jeśli ktoś chciał uczestniczyć we wszystkich punktach programu, naprawdę niewiele. Po spotkaniu z poetami, studenci Instytutu Kultury Europejskiej UAM zaprosili na recital "Chłop i Baba a romantyczna o nich ballada". Piosenki kabaretowe i estradowe z ubiegłego stulecia przeplatane były humorystycznymi rozmowami, a to wszystko w poszukiwaniu prawdziwej miłości.

Wieczór zakończył się znów w klubie muzycznym Młyn. Teatr G@j z gnieźnieńskiego "ekonomika" przedstawił spektakl muzyczny "Kobiety, których nie ma". Właściwie obydwa programy - i studentów, i uczniów - czerpały z podobnego repertuaru i stylistyki wizualnej lat 20-tych i 30-tych.

Mocnym akcentem kończącym cykl wydarzeń był koncert duetu Kopyt/Kowalski. Z początku przypominający Na-przykład, zwłaszcza elektronicznym podkładem, melorecytację zamienili na prawie rockowy wokal, tworząc wcią- gający muzycznie klimat i pokazując, że poezja to niekoniecznie wysublimowana liryka, ale też czasem ostrzejsze teksty pełne buntu przeciw porządkowi świata.

Trudno zliczyć, ile osób przewinęło się przez wszystkie wydarzenia łącznie. Część zainteresowana była tylko jedną inicjatywą, niektórzy skorzystali z o- kazji, by zobaczyć coś przypadkowo, po drodze. Ale były też osoby, które gorliwie zbierały początki w festiwalowym przewodniku, do sprawy podchodząc bardzo ambitnie. Ci, którzy zebrali ich 15 i więcej dostali specjalne ręcznie malowane festiwalowe filiżanki.

Czuwająca nad całością ekipa MOK-u, Urzędu Miejskiego, jak i organizatorzy poszczególnych wydarzeń, nie kryli zmęczenia na koniec, ale wszyscy mają nadzieję, że festiwal będzie miał kolejne edycje.

- Myślę, że udało się nam, całej ekipie osób, które współtworzyły ten program, zamienić przez te trzy dni Gniezno, pierwszą stolicę polski, miasto królów, w niezwykłą kulturalną przestrzeń i wypełnić ją sześcioma stanami kultury: muzyką, filmem, fotografią, sztukami plastycznymi, literaturą i teatrem - mówi Piotr Wiśniewski z Urzędu Miejskiego w Gnieźnie, pomysłodawca festiwalu. - Myślę, że wszyscy razem zapewniliśmy gnieźnianom i turystom, którzy na ten czas do Gniezna przybyli, masę atrakcji. Myślę, że tu trzeba bardzo podziękować wszystkim, którzy brali udział w tym festiwalu - wielu organizacjom, ludziom, nie sposób ich wszystkich w tej chwili wymienić. To był wspólny wysiłek. Jestem zaszczycony, że mogę z takimi ludźmi pracować.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto