Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gniezno ma pierwszą w Polsce kobietę komendanta w PSP. Marta Kacprzycka jest matką, strażakiem i świetną przywódczynią

Hanna Komorowska-Bednarek
Hanna Komorowska-Bednarek
Wraz z początkiem marca stanowisko Komendanta Powiatowej Straży Pożarnej w Gnieźnie objęła Marta Kacprzycka. To pierwsza kobieta na takim stanowisku w całej Polsce! Jakie ma plany, na co zwraca uwagę w pracy i jak się czuje jako nowa szefowa opowiada w wywiadzie z dziennikarką portalu Gniezno.NaszeMiasto.pl, Hanną Komorowską.

W sali konferencyjnej gnieźnieńskiej Państwowej Straży Pożarnej wisi kilkanaście zdjęć – portretów byłych komendantów jednostki. Nie ma tam jeszcze zdjęcia Marty Kacprzyckiej, ale będzie. To pierwsza kobieta na tym stanowisku w całej Polsce. Jaka jest? W szaro-czerwonym pomieszczeniu wita mnie wysoka blondynka z włosami do ramion. Ma promienny uśmiech i zdecydowany uścisk dłoni. Nosi piaskowy mundur (nomex). Jej krótko przycięte bladoróżowe paznokcie wskazują, że jest nie tylko komendantem, ale i kobietą.

Hanna Komorowska: Z tego co wiem, to Pani jest jedyną w Polsce kobietą na tym stanowisku, prawda?
Marta Kacprzycka:

- Aktualnie tak. Są jeszcze trzy moje koleżanki, które zajmują stanowiska zastępcy komendanta.

Gdzie?

- W Rawie Mazowieckiej, w Rykach i o ile dobrze pamiętam w Kamiennej Górze.

A wcześniej jakie zajmowała Pani stanowisko?

- Wcześniej byłam naczelnikiem wydziału kontrolno-rozpoznawczego w Komendzie Wojewódzkiej PSP w Poznaniu.

I bywała Pani tutaj.

- Bywałam na uroczystościach, więc nie jestem tutaj anonimowa. Dwa lata z rzędu miałam przyjemność uczestniczyć w obchodach Dnia Strażaka jako reprezentant Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP.

Ale może zacznijmy od początku. Od kiedy jest pani strażaczką? Mogę tak powiedzieć? Pytam, bo niektóre kobiety tego nie lubią.

- (śmiech) Ja też nie lubię!

Czyli Panią strażak, kobietą strażakiem?

- Tak. Przyzwyczailiśmy się wewnątrz struktury do męskich odmian. „Komendantka” – mi nie pasuje, pytam koleżanki – im też nie pasuje. Po prostu Pani Komendant. Kiedy się zaczęło? 2004 rok.

Ale to przepraszam, ze zapytam, ale ile Pani ma lat?

- 36.

O pani jest bardzo młoda, chyba najmłodsza z polskich komendantów?

- Nie, są młodsi komendanci.

Ok, to jednak cofnijmy się w czasie.

- 2004 rok, kiedy jest klasa maturalna i trzeba wybrać w którą stronę się pójdzie. Moim marzeniem zawsze była architektura, zarządzanie. Tata przyniósł mi taką ulotkę, powiedział: zobacz, jest taka szkoła, zastanów się. Nie naciskam – daję informacyjnie. Przeczytałam ją i pomyślałam, że będzie mu pewnie przykro jak nie złożę papierów, bo jest strażakiem. Wtedy ciągnęło mnie bardziej w stronę zarządzania. Na te studia się nie dostałam, ale dostałam się do szkoły strażackiej.

Czyli wyszło przypadkowo?

- Przed maturą poszłam na pielgrzymkę. Spojrzałam na obraz Maryi, i pomyślałam: żeby się dostać na te właściwe studia. TO chyba opatrzność mi sprzyjała z góry! 2005 rok. Około 30 osób na jedno miejsce, bo taki był przelicznik wśród kobiet, wśród panów było inaczej. Kobiet było siedem na 82 osoby na roczniku. W zasadzie zajmowałyśmy dwa pokoje, a mężczyźni dwa piętra. I taka jest ta proporcja, ok 5-10 procent rocznika to kobiety.

I to się nie zmienia?

- Był nawet czas, że kobiet w ogóle nie przyjęli – kilka lat wstecz zmieniły się testy sprawności fizycznej. Wiadomo, że mężczyźni są silniejsi. Natury nie oszukasz, chyba że kobieta trenuje na siłowni lub coś innego zawodowo. Natomiast ja zawsze uważam, że straż jest tak wszechstronną służbą, że każdy znajdzie coś dla siebie. Kobiety są lepsze w tym, mężczyźni w tym. Ja nigdy z mężczyznami nie rywalizowałam. Od samego początku miałam to szczęście, że trafiłam na tak wspaniałych ludzi, szczególnie z męskiej strony, że nie miałam żadnych problemów.

Nigdy nie czuła Pani dyskryminacji?

- Naprawdę nigdy!

Nawet gdy otrzymała Pani wyższe stanowisko w Poznaniu?

- Nie. W 2017 roku przeniosłam się do Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu. Byłam pracownikiem merytorycznym na początku. Do moich zadań należało rozpatrywanie ekspertyz i przepisów. Zawsze do realizacji zadań podchodziłam z zaangażowaniem i nigdy nie miałam problemów żeby mężczyzna mnie prosił o pomóc. Miałam tam wspaniały zespół i żal było mi się z nimi rozstawać, ale tu też jest świetny zespół.

Skąd Pani jest?

- Z Gniezna! Tu się urodziłam i wychowałam. W 2005 roku wyjechałam na studia i wróciłam tu dopiero w 2017 roku, bo pracowałam w Komendzie Miejskiej w Ostrołęce. W 2017 roku nadarzyła się okazja, by wrócić w rodzinne strony, a córka szła akurat do pierwszej klasy.

Czyli ma Pani już całkiem dużą córkę?

- Dokładnie! Leci jej trzynasty rok.

O, to jeszcze kilka lat i może będzie chodzić do szkoły obok (do Ekonomika, który sąsiaduje z komendą PSP w Gnieźnie – przyp. Red)

- (śmiech) I będziemy razem przyjeżdżać tutaj. Ona jednak mówi, że strażakiem nie zostanie, bo ma mamę, tatę i dziadka strażaka. Stwierdziła, że ma przesyt straży.

Pamięta Pani swoją najtrudniejszą akcję ratowniczą z pracy strażaka?

- Tak. To odbywało się tutaj, w 2007 roku. Miałam letnie praktyki. Zawnioskowałam o nie do ówczesnego komendanta. Pomyślałam, że jak przyjeżdżam na miesiąc do domu, to po co mam się nudzić i wspomogę gnieźnieńskich kolegów. Byłam na drugim roku studiów, więc miałam pewne doświadczenie. Cały miesiąc przychodziłam na służby wyjazdowe. Pamiętam, że kiedyś siedzieliśmy z jednym z kolegów na świetlicy, omawiając jakieś zagadnienia. Powiedziałam mu wtedy: wiesz, jeszcze nie miałam nigdy śmiertelnego. Odpowiedział: ja też nie. O 5 rano mieliśmy wyjazd. Jechaliśmy w milczeniu. To była jedna z trudniejszych dla mnie akcji. Nie sam widok był przeszkodą, bo na ratownictwie medycznym mieliśmy zajęcia, by oswoić się z tym widokiem. Najgorszy był zapach: było lato, zapach oleju, krwi z nim zmieszanej. Przez cały tydzień czułam ten specyficzny zapach, To było dla mnie duże przeżycie. Drugi poważny śmiertelny wypadek zdarzył mi się gdy pracowałam w komendzie miejskiej. Motocyklista. Takie wypadki są ciężkim przeżyciem. Poza pożarami lasów, do których jeździłam i są ciężkie fizycznie, bo trzeba rozwijać magistralę i machać łopatą, miałam to szczęście, że nie miałam pożarów wielkich hal. Ominęło mnie to, ale wyrazy uznania, dla tych, którzy uczestniczyli w tego typu akcjach.

Rozumiem. Wszędzie gryzący dym, tłum gapiów…

- Tak, jeszcze jak na miejsce dojadą osoby związane emocjonalnie z osobami, które tam są, to trzeba być trochę psychologiem. Wsparcie psychiczne w straży też jest ważne.

Czyli cechy przypisywane do kobiet?

- Można się tak umówić. Ja zawsze z moimi kolegami dogadywałam się tak, że na wyjazdowym samochodzie do wypadków przy dojeździe oni mówili: my bierzemy hydraulikę, ty weź torbę, będziesz medykiem, wsparcie psychiczne bierzesz i jak trzeba będzie kierować ruchem to też. Sami wiedzieli, że taki podział jest naturalny. To był zdroworozsądkowy podział, za który jestem im wdzięczna.

Ile kobiet teraz pracuje w straży?

- Około 4 procent. Tu, w Gnieźnie jest ich dość dużo, ale jest to praca administracyjno-biurowa. Na podziale nie ma ani jednej kobiety. Jeśli dobrze pamiętam, to w Gostyniu przyjęto jedną kobietę z naboru do podziału. Tutaj pracuje łącznie ze mną 8 kobiet. (…) A przed nami duże wydarzenie, bo w maju w Gnieźnie obchodzimy Wielkopolski Dzień Strażaka.

To została Pani wrzucona na głęboką wodę.

- Tak, ale jestem za to wdzięczna szefom, za to że tutaj podejmuje tą rękawicę, bo ja kocham te miasto. Wyzwanie jest duże, ale myślę, że z tym zespołem mu podołam

Dobry zespół.

- To dopiero mój drugi dzień, więc się poznajemy, ale przez te dwa dni wszystko o co pytam, proszę, jest od ręki zrobione i dopilnowane. Zespół fantastyczny. Poprzedni komendant o pracownikach wyrażał się wyłącznie pozytywnie.

Eks-komendant wrócił z Gniezna do siebie, do domu.. (przyp red. Mariusz Dębski mieszka w Wągrowcu, gdzie podjął pracę jako komendant)

- Ja też wróciłam z Poznania do siebie! (śmiech) Czasowo jestem 3 godziny do przodu, bo do pracy codziennie dojeżdżałam pociągiem.

Łatwiej będzie Pani teraz łączyć sprawy rodzinne z pracą?

- Na pewno. Mam 15 minut drogi do domu! Mieszkam w centrum Gniezna, więc mogę przejść na piechotę. Wcześniej było tak, że pociąg miał np. godzinę opóźnienia. Wiedziałam jednak, na co się piszę i przyjmowałam to.

Jak Panią przyjął zespół?

- Myślę, że pozytywnie, z każdą zmianą się przywitałam. Nie byłam anonimową osobą, mój tata też tutaj pracował.

Tutaj, jako strażak?

- Tak, odszedł na emeryturę w 2009 roku, więc ci starsi go pamiętają. Wyjeżdżał do akcji, był dowódcą zastępu. Całe życie tutaj pracował aż do emerytury

.

Planuje Pani coś tutaj zmieniać?

- Rewolucji na dzień dobry nie zamierzam robić. Powiedziałam jednak, na co zwracam uwagę.

Na co?

- Na mundur. Chodzi o to, że jeśli ktoś jest funkcjonariuszem i ma umundurowanie, to zwracam uwagę na to, by się z tą służbą identyfikować. W godzinach pracy chodzimy w umundurowaniu, chociaż jestem w stanie pójść na kompromis np. w imieniny żeby wycelebrować daną osobę. Co będzie później? Czas pokaże. Żadnych wygórowanych planów nie mam, bo część planów jest już zrealizowana.

Zobacz też:

Gniezno ma pierwszą w Polsce kobietę komendanta w PSP. Marta Kacprzycka jest matką, strażakiem i świetną przywódczynią

Gniezno ma pierwszą w Polsce kobietę komendanta w PSP. Marta...

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto