Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Badał świat antyczny, był ministrem u Austriaków. Wielki Gnieźnianin umierał w przytułku

Jarosław Mikołajczyk - Muzealny Detektyw w Muzeum początków Państwa Polskiego w Gnieźnie
Ludwik Ćwikliński, czas Lwowski
Ludwik Ćwikliński, czas Lwowski Archiwum MPPP Gniezno
Niezwykły człowiek, orędownik otwarcia uczelni na obecność kobiet nie tylko urodził się w Gnieźnie, tutaj też ukończył Królewskie Gimnazjum (obecnie I Liceum Ogólnokształcące im. B. Chrobrego). Tu też w 1870 roku zdał maturę. Był wybitnym naukowcem.

Choć o profesorze Ćwiklińskim możemy znaleźć notkę na stronie Urzędu Miasta Gniezna jest to w Gnieźnie postać zapomniana. Mamy kilka poważnych powodów by przypomnieć jednego z najwybitniejszych hellenistów w historii Polski.
Pewnego przypomnienia dokonał Krzysztof Królczyk w artykule: „Pomiędzy Lwowem, Wiedniem i Poznaniem – Ludwik Ćwikliński (1853-1942) i jego badania nad światem starożytnym” wydanym w cyklu Gnieźnieńskie Studia Europejskie T.4 pod redakcją Leszka Mrozewicza z Instytutu Kultury Europejskiej w Gnieźnie UAM. Trudno jednak szukać w świadomości gnieźnian wspomnienia o profesorze.

Ludwiczek ostatni syn organisty

Dzieciństwo i młodość Ćwiklińskiego to przede wszystkim rodzinne Gniezno. Ojciec był jednym z organistów gnieźnieńskich. Dokładnie 167 lat temu, 17 lipca 1853 roku w domu państwa Ćwiklińskich w Gnieźnie urodził się przyszły badacz języków i kultury antycznej. Dom Wojciecha i Cecylii z Buszkiewiczów to akuratny wielkopolski dom. Ślub rodziców odbył się w Czerniejewie 24 czerwca 1842 roku, Cecylia była młodsza od Wojciecha o około 10 lat. oboje pochodzili z Czerniejewa. Państwo Ćwiklińscy mieli 7 dzieci. Los ich pociech pokazuje sytuację społeczno zdrowotną Europy w połowie XIX wieku, aż czwórka nie dożyła 4 lat. Dorosłości dożyli jedynie: Maria Klementyna, która poślubiła 8 lat młodszego Józefa Niezgodzkiego, Jan Kazimierz 3 lata starszy od Ludwika i sam Ludwik Ćwikliński.
Organista w XIX wieku nie zarabiał dużo, był to jednak zawód szanowany. Rodzice Ludwika pragnęli nie tyle przekazać dzieciom majątek co dobre wykształcenie, ale też stricte wielkopolską kindersztubę. Bracia uczyli się w Królewskim Gimnazjum w Gnieźnie, które w owych czasach było jednym z bardziej cenionych gimnazjów w całej Provinz Posen włącznie z Rejęcją Bydgoską, której administracyjnie podlegało Gniezno. O nastoletnich miłostkach Ludwika wiemy niewiele, jego brat Jan Kazimierz jak głoszą miejskie legendy cieszył się ogromną popularnością wśród panien. Młodszy i nieco nieśmiały Ludwik - błyskotliwy i równie przystojny zapewne korzystał z względów u panien z dobrych gnieźnieńskich rodzin. Ze względów zdrowotnych, jak głosi przekaz rodzinny, starszy Jan egzamin maturalny składał w tym samym roku co Ludwik. Kiedy dr Ćwikliński współtworzył wraz z Wojciechem hrabią Dzieduszyckim w listopadzie 1884 roku we Lwowie Kongres Archeologów, Kostrzewski - inny uczeń Gimnazjum Królewskiego w Gnieźnie miał się dopiero urodzić w lutym 1885 roku w Węglewie.

Wojna peloponeska zaczęła się w Gnieźnie

W trakcie nauki w Gimnazjum w Gnieźnie, Ćwikliński załapał bakcyla języków starożytnych, ale i tutaj zetknął się z jednym z ważniejszych w jego życiu tekstów. „Wojna peloponeska” Tukidydesa kształtowała zamiłowania historiograficzne. W swoim dziele Tukidydes w nowatorski sposób podszedł do problemu religii, odrzucając bezpośrednią ingerencję bogów w historię. Ważnym elementem, który dostrzegał Ćwikliński w twórczości Ateńczyka jest zastosowanie przez Tukidydesa metody wnioskowania o przeszłości na podstawie pozostałości we współczesnym mu świecie. Tekst ten zdaniem gnieźnianina cechuje również dbałość o obiektywizm i krytyczne podejście do źródeł. Wszystkie te elementy stały się kamieniem milowym na drodze do naukowego sposobu przedstawiania historii. Trudno byłoby więc dziwić się wykładowcy lwowskiej uczelni jego zainteresowaniu tym, właśnie starożytnym tekstem. Zanim na dobre opuścił Gniezno, tutaj u Langego przy gnieźnieńskim Rynku wydał drukiem swoją dysertację doktorską właśnie na temat „Wojny peloponeskiej”. Było to w 3 lata po zdaniu matury miał 20 lat. Pierwotnie, jak większość Wielkopolan wybrał uczelnie wrocławską.
We Wrocławiu przez dwa semestry (semestr letni 1870 r. i semestr zimowy 1870/1871 r.) młody Ćwikliński słuchał wykładów profesorów filologii klasycznej Martina Hertza (1818–1895), Augusta Karla Wilhelma Reierscheida (1835–1887), historyka starożytności Karla Johanna Heinricha Neumanna (1823–1880) i slawisty Władysława Nehringa (1830–1909). Po roku spędzonym w stolicy Dolnego Śląska przeniósł się na Wydział Filozofczny Uniwersytetu w Berlinie. Powody tej decyzji nie są nam znane. W stolicy Cesarstwa Niemieckiego miał okazję uczęszczać na wykłady takich sław niemieckiej nauki, jak filologowie klasyczni Moriz Rudolph Friedrich Haupt - pisze w swojej pracy Krzysztof Królczyk.
Już ta adnotacja zwraca uwagę na kolejne nazwisko świata nauki związane z Gnieznem. Jednym z wykładowców Ćwiklińskiego jest urodzony w Kłecku profesor Władysław Nehring. Zgodnie z sugestią Sławomira Łubińskiego z grupy Interaktywne Muzeum Gniezna w jednym z kolejnych artykułów pochylimy się i nad tym wybitnym naukowcem. Wystarczy po prostu napisać, że cały świat nauki związanej ze światem starożytnym cytował dzieła i myśl Ćwiklińskiego. Gdyby chcieć dziś zrozumieć zarówno wielkość jak i znaczenie światła jakie na Tukidydesa ale i nowożytną chronologię rzucił Ćwikliński trzeba by powiedzieć, że dla znawców starożytności po Ćwiklińskim zmiany były tak ogromne jak zmiany w brazylijskiej piłce nożnej po pojawieniu się Edson Arantes do Nascimento czyli Pele. Wielkopolanin został doktorem filozofii i magistrem sztuk wyzwolonych w 1874 roku do dziś naukowcy cytują jego prace w zakresie „Wojny peloponeskiej”, która życie młodego syna organisty zaczęła zmieniać już w Gnieźnie.

Profesor i kobiety we Lwowie

Razem z tytułami naukowymi zdał egzamin nauczycielski. Pierwszą pracą była posada nauczyciela w jednym z berlińskich gimnazjów. Uczył historii. Nie był to jedyny raz, gdy wiedza i rzetelność gnieźnianina zmusiły zaborcę do szacunku i powierzenia stanowiska, raczej zarezerwowanego dla Niemców - Polakowi z prowincji poznańskiej. Umysł Ludwika wykraczał dużo dalej niż posada nauczyciela historii w Berlinie. Naukowo szedł za ciosem, już w 1876 roku został profesorem nadzwyczajnym we Lwowie. Tutaj wykładał filologię klasyczną, archeologię i historię starożytną; kierował II Katedrą Filologii Klasycznej.
W 1879 otrzymał tytuł profesora zwyczajnego, dwukrotnie pełnił funkcję dziekana Wydziału Filozoficznego (1883/1884, 1891), był prorektorem (1894/1895) i rektorem (1893/1894) Uniwersytetu Lwowskiego. W latach 1876-1902 kierował jednocześnie Komisją Egzaminacyjną dla kandydatów na nauczycieli szkół średnich, a 1879-1902 był konserwatorem zabytków przedhistorycznych w Urzędzie Konserwatorskim we Lwowie. Ciekawą sytuacją związaną z Ćwiklińskim jest fakt, że nie tylko zaborca pruski, nie kwestionował kompetencji Wielkopolanina, ale i jurysdykcja austriacka nie blokowała jego kariery.
- To właśnie na lwowskiej uczelni rozpoczął działania na rzecz dostępności uczelni wyższych dla kobiet. Kontynuował te działania po przeprowadzce do Wiednia jednak już w latach 1896 - 1899 pełnił funkcję prezesa Towarzystwa Kursów Akademickich dla Kobiet. Był jednym z inicjatorów podpisanego przez lwowskich profesorów powołania wspomnianego Towarzystwa. Dzięki niemu w pierwszym roku działalności przyjęto 553 panie do udziału w tych zajęciach akademickich, płaciły one czesne w wysokości 20 złotych. Były to trudne początki emancypacji kobiet na uczelniach, jednak dzięki staraniom Ćwiklińskiego oraz zaprzyjaźnionych z nim profesorów w tym samym roku przeprowadzono 228 wykładów dla kobiet. Powszechne Wykłady Uniwersyteckie o charakterze otwartym, były pierwszym krokiem feminizacji uczelni, co charakterystyczne w wykładach wyjazdowych na prowincji przeważali mężczyźni w samym Lwowie uczestniczyło więcej kobiet. Mimo starań środowiska skupionego wokół Ćwiklińskiego w roku akademickim 1887/88 decyzją austriackiego ministerstwa panie dopuszczono jedynie do studiów na Wydziale Filozoficznym i Lekarskim. Pierwsze lata uczestnictwa kobiet w studiach wyższych we Lwowie to zaledwie po jednej studentce na wydziale na pełnych prawach, łącznie na zasadach studentek nadzwyczajnych we wspomnianym roku akademickim były we Lwowie 43 studentki. Dziś wydaje nam się to abstrakcją, że owo przełamanie między innymi dzięki działaniom gnieźnianina było liczbowo tak niewielkie. A jednak już w 1910 roku, jak odnotował profesor Ćwikliński łącznie we Lwowie studiowały 423 kobiety. We Lwowie będąc jeszcze redagował powołane przez siebie pismo Eos. Pismo to do dziś istnieje. Jego zasługą jest, że w gimnazjach galicyjskich zaczęto urządzać zbiory archeologiczne i filologiczne. Jednym z głów­nych promotorów tej akcji był jego słuchacz Rzepiński, później­szy inspektor szkół średnich. Na Wystawie Krajowej we Lwo­wie w r. 1894 Ćwikliński urządził gabinet okazowy - czytamy w artykule z Kwartalnika Klasycznego z 1933 napisanym przez Stanisława Pilcha na diamentowe gody profesury Ćwiklińskiego.
- Profesorem na Uniwersytecie we Lwowie pozostał do 1902 roku. Wykładał prze­ważnie filologję grecką, ale miewał także wykłady z filologji łacińskiej, z archeologji klasycznej i historji starożytnej, przez rok jeden zastępczo także z literatury niemieckiej, kierował ćwiczeniami w seminarjum i proseminarjum filologicznem i był dyrektorem zbiorów archeologicznych, które (podobnie jak bibljoteka seminarjum i proseminarjum filologicznego) po­wstały dzięki jego staraniom i stanowły podstawę później­szego Instytutu Archeologicznego - pisze dalej Pilch.
Zdecydowanie ten ostatni najmłodszy syn organisty z Czerniejewa i Gniezna był gwiazdą świata naukowego Lwowa. Był też na tych dalekich ziemiach pionierem pracy organicznej. Stowarzyszenia filologiczne i naukowe, zwłaszcza Polskie Towarzystwo Filologiczne to dzieło niezwykle istotne, które tworzył Ćwikliński.

Minister w Wiedniu, profesor w Poznaniu

Szacunek, jakim darzyło Ludwika Ćwiklińskiego nie tylko środowisko naukowe Lwowa sprawił, że rozpoczął szeroką działalność społeczną. Był między innymi radnym tego miasta. Ostatecznie pracował w ministerstwie w Wiedniu. Jego pobyt w w stolicy cesarsko-królewskiej rozpoczął się w 1902 roku. W latach 1899-1902 sprawował mandat posła do parlamentu Austrii. W 1902 przeprowadził się do Wiednia, pracował tu naukowo w Instytucie Archeologicznym. Był jednocześnie kierownikiem Sekcji Szkół Wyższych w Ministerstwie Oświaty Austrii.
Jego praca w administracji edukacji Austrii ponownie dotykała dostępności nauki wyższej dla kobiet. Przygotowywane przez niego przepisy między innymi miały uprościć drogę do profesury w dziedzinie medycyny wiele młodszej od niego gnieźnianie Hercie Rogowski - Lazarus. W latach 1917-1918 pełnił funkcję ministra oświaty i wyznań religijnych Austrii tworząc też w Wiedniu życie towarzyskie Polaków. Ze stanowiska ministra wspierał naukę i szkolnictwo polskie w Cieszyńskiem i Małopolsce, tam gdzie panowała jurysdykcja Austrii. Choć był niezwykle ceniony przez zaborcę, nigdy nie sprzeniewierzył się Polsce. W rządzie premiera Ernsta Seidlera był obok pełnomocnika ds Galicji - Juliusza Twardowskiego jedynym Polakiem. Przy czym koła polonijne miały Twardowskiemu za złe używanie tytułu von przed nazwiskiem. Niestety po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w czasie powstawania uniwersytetu w Poznaniu wypominano mu to wielokrotnie pod naporem kół francuskich.

Obóz koncentracyjny i przytułek w Krakowie

Ludwik Ćwikliński, choć grał można powiedzieć w naukowej Lidze Mistrzów, nigdy nie zapomniał ani o Wielkopolsce ani o rodzinnym Gnieźnie. Miasto rodziców po Powstaniu Wielkopolskim było jednym z bliskich sercu, byłego już ministra. To jednak Poznań stawał się ośrodkiem akademickim. Mimo iż profesor miał już 65 lat, nie zamierzał długo jeszcze rezygnować z pracy naukowej. Naturalnym był więc przyjazd do Poznania. Niestety nie było dla niego katedry w Poznaniu. O posadę się starał, trudno w oficjalnych dokumentach uczelni znaleźć argumentację odmowy. Jeszcze krótko po I wojnie światowej w kuluarach poznańskiej uczelni mówiono o naciskach jakie ze środowisk około wersalskich płynęły. zarzutem wobec wybitnego naukowca i reformatora edukacji była praca ministra w rządzie jednego z zaborców. Zarzut ten był nie tylko niedorzeczny ale też krzywdzący, zarówno dla Ćwiklińskiego jak i wszelkich działaczy naukowych okresu przedpowstańczego. Wówczas gdy powstawała uczelnia profesor miał już 67 lat, dlatego oficjalnie przedstawiono wersję, że to wiek sprawił odmowę.
- W Archiwum UAM, w protokołach posiedzeń senatu uniwersytetu z lat 1919–1921, zachowała się, pod datą 19 lipca 1920 roku, krótka wzmianka o tym, iż była omawiana kwestia objęcia przez niego katedry filologii klasycznej, jednak Senat zdecydował się ją odesłać do Rady Wydziału Filozoficznego, by ta podjęła ostateczną decyzję. Decyzja ta była z pewnością odmowna, gdyż ostatecznie L. Ćwikliński na Uniwersytecie zatrudniony nie został. Bliższe szczegóły, jak i kulisy całej sprawy, nie są nam niestety znane, a to ze względu na znaczne luki w materiale archiwalnym z tego okresu - pisał Krzysztof Królczyk w 2011 roku.
Ostatecznie nie było obrazy oficjalnie po żadnej ze stron, Ćwikliński w istocie wspierał uczelnię jeszcze długo, załatwiając między innymi donatorów. Niezwykłym był jego wkład w sfinalizowanie zakupu biblioteki po wybitnym profesorze filologii klasycznej Heinrichu Schenklu. Ta biblioteka była nieocenionym skarbem dla młodziutkiej katedry w Poznaniu. Jak zapewniała wdowa po Heinrichu Schenklu, gdyby nie zasługi Ludwika i ich zażyłość nigdy ten księgozbiór nie opuściłby Austrii. Zbiory były tym cenniejsze że stanowiły również kolekcję Karla Schenkla - ojca Heinricha również filologa klasycznego.
W 1919 roku został prezesem wielkopolskiego koła PTF, któremu przewodził do 1932 roku. Był także przewodniczącym Towarzystwa Przyjaciół Biblioteki Uniwersyteckiej, którego członkowie z wnoszonych przez siebie składek kupowali dla wyżej wymienionej instytucji wydawnictwa naukowe.
Trzeba przyznać ostatecznie, że Uniwersytet Poznański docenił Ćwiklińskiego. 11 lipca 1927 roku, postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego, Ludwik Ćwikliński został mianowany honorowym profesorem na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Poznańskiego, na wniosek władz uczelni. Ćwikliński został uhonorowany przez poznański oddział Polskiego Towarzystwa Filologicznego wydaniem księgi pamiątkowej ku jego czci. W księdze opublikowano prace napisane przez przyjaciół, kolegów i uczniów jubilata, zredagowane przez Jana Sajdaka przy udziale redakcyjnym Wiktora Steffena. Wręczenie księgi nastąpiło w sobotę 6 czerwca 1936 roku w uniwersyteckiej Małej Auli.
W opisie dokonań Ćwiklińskiego pominęliśmy wiele wątków, między innymi istotny również dla Gniezna jego wkład w odkrywanie, analizę i popularyzację dzieł Klemensa Janickiego, autora między innymi Vitae archiepiscoporum Gnesnensium, sekretarza arcybiskupa Krzyckiego. Ćwikliński przygotował pierwsze kompletne wydanie dzieł Janickiego (Clementiis Janicii poetae laureatis carmina); ustalił, że Klemens Janicki otrzymał laur poetycki nie z rąk papieża Pawła III, jak dotąd sądzono, ale od przedstawiciela Republiki Weneckiej Marco Antonio Contariniego.
Po tak długiej lekturze, opisu dzieła i życia Ludwika, który dorastał w cieniu katedry i organów gnieźnieńskich możemy po prostu poczuć się dumni. Niestety zostaje nam finał niemal jak tragedii klasycznej. W 1939 roku, okupant niemiecki, przypomniał sobie, że Ćwikliński doktoryzował się w Berlinie, tam też uczył w szkołach. Zaczęły się naciski by podpisał volkslistę.
Straszenie, presja i obietnice nie robiły wrażenia na profesorze zawsze wiernym ojczyźnie i wartościom, których uczyli go w Gnieźnie rodzice. Z dokumentów z czasów II wojny w przekazach rodziny wynika, że trafił do obozu koncentracyjnego razem z żoną Stefanią Magnuszewicz. Najprawdopodobniej jak ustaliliśmy był to Fort VII w Poznaniu. To jednak nie koniec chichotu historii. W wyniku choroby trafia do szpitala przy ulicy Łąkowej, który w neogotyckim budynku prowadziły siostry Elżbietanki. Niemcy zmuszają go do wyjazdu do Krakowa gdzie kończy życie w przytułku dla ubogich starców. Hitlerowcy bojąc się manifestacji zakazali mów pogrzebowych oraz umieszczenia w klepsydrach informacji, że był profesorem. Kochał Gniezno i Wielkopolskę., pokochał też Lwów a pochowany został z dala od tych miejsc w Krakowie.
Pomoc w gromadzeniu materiałów Sławomir Łubiński IMG

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto