Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Wiaruchna z Karei. Historia, to pamięć o ludziach. Bez nich nie ma miasta

Jarosław Mikołajczyk - Muzealny Detektyw w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie
Wystawa uliczna Historia Karei
Wystawa uliczna Historia Karei Mikołaj Stopczyński
Pisaliśmy w poprzednim artykule Muzealnego Detektywa o gnieźnieńskim sercu miasta, które bije na Karei. Wspominaliśmy też przygotowaną przez Muzeum Początków Państwa Polskiego wystawę uliczną Historia Karei. Dziś chcielibyśmy przypomnieć wiaruchnę z Karei. Historia, to pamięć o ludziach, bez nich nie ma miasta.

Historia miasta, to zawsze historia tworzona przez ludzi, często bohaterów codzienności, o których tak łatwo zapominamy. Ulica Chrobrego to zgodnie z tym co podaje wikipedia 950 metrów długości. Na tej przestrzeni, znajdziemy praktycznie jedynie 2 tablice upamiętniające mieszkających tu ludzi. Jedna z nich praktycznie poza Kareją w dzisiejszym rozumieniu, obok domu, w którym mieściła się księgarnia Józefa i Ireny Waissów. Druga na domu Bolesława Kasprowicza, umieszczona równie niedawno.

Czy rzeczywiście to jedyni mieszkańcy Karei, warci naszej pamięci?

Pytanie, rzecz jasna z odpowiedzią przeczącą. To ulica, na której stykały się: trzy kultury, trzy narodowości i nie zapominajmy też, że trzy religie. Ulica, na której to zaznaczała się też ta wypadkowa tożsamość Zachodniej Wielkopolski. Rzecz jasna Wielkopolanie polskiego pochodzenia, byli tu od wieków gospodarzami, Niemcy w większości przyszli tu wraz z zaborcą, Żydzi stanowili odrębną społeczność, choć coraz więcej ich się asymilowało. Na Karei tak jak każdym innym fyrtlu bywało między nimi różnie. Trzeba jednak przyznać, że do momentu, w którym Europa, a przede wszystkim Niemcy zachorowały na hitlerowską zarazę, przynajmniej tu w Gnieźnie większość to byli sąsiedzi, którzy pożyczali sobie: sól, Salz czy zalts. Jeśli stanowili dla siebie konkurencję w rzemiośle czy handlu, to była to trudna i wyrównana konkurencja raczej w obrębie prawa.

Sytuacja zmieniła się rzecz jasna po zwycięstwie Powstania Wielkopolskiego. W latach 1919 – 1920, po powstaniu wyjechało z Gniezna ok. 95 % Niemców, także wyjechali niektórzy bogatsi Żydzi, zwłaszcza ci, którzy czuli się duchowo związani z Niemcami. Nadal jednak przeważały stosunki sąsiedzkie. Warto też zwrócić uwagę, że na naszych ziemiach nie zawsze polskie, czy niemieckie nazwisko świadczyło o tym, czy ktoś czuje się Niemcem czy Polakiem.

O tym za moment, kiedy będziemy pisać już o ludziach z Karei

Pewnym symbolem Karei może być wykusz w jedynym wielko-mieszczańskim zachowanym do dziś mieszkaniu w kamienicy narożnej Chrobrego/Mieszka I. To właśnie z tego mieszkania na przełomie wieków widać było wieże: Katedry, Synagogi i Kościoła Ewangelickiego.

Dziś synagogi już nie ma, a katedrę zasłoniło Akwarium, czyli blok prominentów peerelowskich, kościół obecnie garnizonowy bez garnizonu, nie jest też ewangelickim. Wymowne, świadectwo czasu?
Dzisiejszy artykuł dedykowany jest ludziom Karei, warto jednak dla pełniejszego obrazu społecznego prześledzić jak zmieniały się proporcje narodowościowe wśród gnieźnian.

- Od XVIII wieku rozpoczyna się w Wielkopolsce nowe osadnictwo niemieckie. Osiedlają się ewangelicy niemieccy i holenderscy. W Gnieźnie, a przede wszystkim w okolicznych wsiach: Stare Kokoszki, Arcugowo, Pustachowo. W 1798 roku, a więc w dobie zaboru, tzw. Prus Południowych w Gnieźnie mieszkało około 80 rodzin niemieckich, głównie urzędnicy, rodziny wojskowe. Byli to przedstawiciele lokalnej inteligencji, a więc ludzie na ogół wykształceni

- pisze w książce „Miasto Trzech Kultur” profesor dr hab. Janusz Karwat.
Dalej z artykułu dowiadujemy się, że w 1850 r. czyli już po odbudowie po wielkim pożarze z 1819 r. mieszkało w Gnieźnie 7 tysięcy osób, z czego blisko 2 tys. stanowili Niemcy i Żydzi łącznie. Do okrągłych 10 tys. mieszkańców miasto dobiło 20 lat później. Wtedy proporcjonalnie też do 3 tysięcy wzrosła liczba gnieźnian pochodzenia niemieckiego i żydowskiego. Momentem przełomowym w rozwoju miasta było zbudowanie dworca, a ściślej linii kolejowej początkowo na kierunku Bydgoszcz - Poznań. Niebawem też ruszyły linie w kierunku Nakła i Wrześni. Tuż przed I wojną światową, pod koniec jurysdykcji pruskiej społeczność Gniezna liczyła prawie 30 tysięcy, w tym 7,5 tysiąca samych Niemców.

Liczebność ludności żydowskiej od XIX wieku wnikliwie badał między innymi Rafał Wichniewicz. Pomimo tego, że jego kwerenda w dużej mierze oparła się, o eNDecką - Gnieźnieńską Gazetę Lech, jego artykuły są źródłem wiarygodnym. Jako autor choćby artykułu opublikowanego we wspomnianej książce potrafił rzetelnie oddzielić komentarze dziennikarzy od informacji. Poza tym w sferze informacyjnej dziennikarze Lecha byli w większości dalecy od przekłamywania faktów, folgujac sobie jedynie w formie pisania artykułu.

- W 1815 roku ludność żydowska stanowiła 19,5% mieszkańców miasta, by w 1845 osiągnąć maksymalny pułap 27%, a więc czwartą część gnieźnian. W tym okresie w Gnieźnie powstała m. in. okazała synagoga, rozwijało się szkolnictwo i przemysł (np. garbarnia A. Rogowskiego) należące do ludności wyznania mojżeszowego. Exodus tej mniejszości, głównie bogatszej, nastąpił w drugiej połowie XIX wieku. W 1870 roku stanowili oni już 14,5% mieszkańców, w 1895 roku zaledwie 6,1%, by w 1921 roku odnotować jedynie 1,2%

- napisał Rafał Wichniewicz opierając się także na Dziejach Gniezna pod redakcją Jerzego Topolskiego.

W dzisiejszym artykule nie zapominamy o tym, że w pewnym momencie w Gnieźnie mieszkało i działało 300 członków Hakaty. Pamiętamy jednak, że to było niespełna 10 % Niemców gnieźnieńskich. Na rzecz miasta działali tu przedstawiciele wszystkich wspomnianych narodowości.

Wiaruchna z Karei

Franz Machatius, ur. 7 lipca 1821 r. - zm. 10 listopada 1900 r.
Niemiecki burmistrz, który rozwinął miasto

Lojalny wobec władzy pruskiej Niemiec Franz Machatius, który, jeśli piszemy o Karei urzędował w tutejszym Ratuszu, patrząc przez pryzmat interesów miasta i jego rozwoju był jednym z lepszych burmistrzów w historii. Starał się być lojalny wobec miasta i mieszkańców i często mu się to udawało. Jego dorobku nie umniejsza członkostwo w Loży Masońskiej. Świetnie mówiący po polsku, był także członkiem Bractwa Kurkowego.

- Od 1851 roku przez 34 lata był burmistrzem. Doprowadził do rozbudowy miasta, został później jego honorowym obywatelem. Większość zachowanych do dzisiaj budynków użyteczności publicznej i mieszkalnych w śródmieściu powstała za jego kadencji

- napisał profesor Karwat we wspomnianej publikacji.
Między innymi za władzy Machatiusa wybudowano kilka zakładów miejskich i szpital, rozwinęła się komunikacja miejska. Mógłby zatem spokojnie stać się jednym z bohaterów wystawy dotyczącej historii Karei. Być może w przyszłości IMG przygotuje wystawę o burmistrzach i prezydentach Gniezna.
Część z przypominanych dziś osób związanych z Kareją, można odnaleźć we wspomnieniach na planszach wystawy Interaktywne Muzeum Gniezna „Historia Karei”

Izaak Heymann, ur. 26 marca 1829 r. – zm. 10 sierpnia 1906 r.
Problemy z kompozytorem i kantorem synagogalnym Izaakiem Heymannem, zwanym Gnesener Chasan, pojawiają się w chwili próby ustalenia jego prawidłowej daty i miejsca narodzin. Źródła holenderskie za miejsce narodzin podają Gniezno, wspominają również lata 1818, 1829, 1832 lub 1834 jako rok urodzenia (Dawid Jung, popcentrala.com).
Heymann szlifował Kareję w kapeluszu i chałacie, a śpiewał w pobliskiej synagodze. Funkcję kantora pełnił też w Grudziądzu i Wieluniu, ostatecznie w Amsterdamie. Podczas jego pierwszego występu w synagodze w Amsterdamie zebrał się tak wielki tłum, że musiała interweniować policja.

Herta z Rogowskich Lazarus, ur. 5 października 1893 r. – zm. 20 grudnia 1985 r.
Dzieciństwo spędziła w kamienicy przy Friedrichstrasse 1, zbudowanej przez ojca Ignaca. Ignacy Rogowski, syn Arona, rozwinął uruchomioną przez dziadka Herty garbarnię w okolicach jeziora Jelonek. Jako dziewczynka z dobrego domu spacerowała Herta Kareją odświętnie ubrana w towarzystwie braci.
Była pierwszą gnieźnianką, która uzyskała tytuł profesora medycyny. Poślubiła dr. Paula Lazarusa − wybitnego pioniera radioonkologii, przyjaciela Marii Skłodowskiej-Curie.
Paul Siegfried Lazarus zrezygnował ze spotkania z Marią Skłodowską-Curie. Współpracował z nią i korespondował regularnie. Tak naprawdę jednak genialna Polka interesowała pioniera radioonkologii jedynie ze względu na właściwości radu, który odkryła. Paul traktował Marię jako naukowca. To, że Albert Einstein napisał o niej, że ma „najbardziej erotyczne oczy Paryża”, kompletnie go nie obchodziło. Herta Rogowski roztaczała większy czar (z artykułu Muzealnego Detektywa opublikowanego w „Gnieźnieńskim Tygodniu”).
W czasie II wojny światowej jedynie dzięki znajomym męża, jako żydówka z pochodzenia, uniknęła transportu do Auschwitz. Zmarła w 1985 r. w Szwajcarii, mając 92 lata. Była jedynym dzieckiem Ignaca, które przeżyło wojnę.

Bolesław Kasprowicz, ur. 29 września 1859 r. – zm. 15 października 1943 r.
Mieszkał przy ul. Chrobrego 3, tutaj także uruchomił pierwszą destylarnię. Znany był przede wszystkim jako właściciel Fabryki Wódek i Likierów, oraz organicznik i patriota. To on opracował recepturę popularnych dziś nalewek „Soplica”. Był tytanem pracy.
– O szóstej z rana każdego dnia wstaję, o siódmej już rozpoczynam zajęcia. Więc przejrzenie korespondencji i ważniejszych spraw, potem obchodzę całą fabrykę, o dziewiątej godzinie konferencje z dyrektorami i szefami poszczególnych oddziałów, z kolei przyjęcie ważniejszych interesantów, a już o 11 g. samochodem wyjazd gdzieś na sesję, na rady w sprawach społecznych, zawodowych itd. Często, co prawda, nie ma czasu zjeść porządnie obiadu, ale się za to odwala ogromny szmat zajęć i spraw – mówił Kasprowicz doktorowi Ligęzie.
W domu Kasprowiczów zapadła decyzja o wybuchu Powstania Wielkopolskiego w Gnieźnie.

Bogdan Gruszczyński, ur. 11 sierpnia 1932 r. – zm. 25 października 1974 r.
− Odwróć się twarzą do ściany − powiedział prowadzący przesłuchanie oficer Urzędu Bezpieczeństwa. Gnieźnianin usłyszał przeładowanie broni i poczuł, jak łomocze mu serce. − A teraz, bandyto, będziesz rozstrzelany − dodał zimnym głosem ubek. Młody „szczun” ze starówki pomyślał: „To koniec”. Zamknął oczy i zacisnął zęby. Padły strzały z pistoletu. Były to ślepaki. Co czuje człowiek w tym momencie? Pozostanie to tajemnicą Mariana Pica i Bogdana Gruszczyńskiego z Underground Scouts Army − Podziemnej Armii Skautowskiej (z artykułu Muzealnego Detektywa opublikowanego w „Gnieźnieńskim Tygodniu”).
Mieszkał w kamienicy przy ul. Chrobrego 5. Po II wojnie światowej był więziony przez reżim stalinowski za współtworzenie Podziemnej Armii Skautowskiej. Tuż po amnestii w 1956 r. pojechał motorem wspierać wydarzenia Poznańskiego Czerwca. Zawsze elegancki i zamyślony, „szlifował Kareję” w amerykańskim stylu.
W przypadku rodziny Gruszczyńskich z Chrobrego 5 warto zaznaczyć, ta rodzina miała silnie patriotyczne korzenie. Byli wśród niej powstańcy styczniowi i wielkopolscy. Jedną z bardziej świetlanych postaci nie tylko Gniezna, był Zygfryd Gruszczyński, podoficer pionu kulturalno oświatowego w Powstaniu Wielkopolskim. Człowiek, który na początku II wojny pomógł dzięki swojej znajomości języków i przepisów niejednemu rodakowi uniknąć wywózki. Sam jednak zginął w Auschwitz zachowując szlachetność, godność i piękno człowieka wolnego do samego końca. Nie udostępniamy jego zdjęcia z Auschwitz, bo oto wyraźnie prosiła nas rodzina. Dociekliwi, zapewne je znajdą sami.

Anna Piskurz, ur. 1 listopada 1957 r. – zm. 23 października 2003 r.
Poetka, laureatka około 100 konkursów literackich. Mieszkała przy ul. Chrobrego 5. Z powodu choroby oglądała Kareję najczęściej z balkonu na II piętrze kamienicy. – Annie Piskurz udało się stworzyć wyraziste postaci kobiet końca XX w., z ich bólem i radością, nostalgią i mądrością, obawami o los swój własny i swoich bliskich (Maciej Jung, z książki „Wyrazić piękno”).
Poza poezją i Gnieznem kochała czeskiego piosenkarza Karela Gotta, zbierała wszystkie wycinki prasowe na jego temat.

Bronuś − Bronek
Gnieźnianie znali go jedynie jako Bronka lub − jak mówiono o nim z sympatią − Bronusia, nikt jednak dziś nie jest pewien, czy było to jego prawdziwe imię. Spacerował głównie od „Francuza” do Urzędu Stanu Cywilnego, grając na mandolinie nowożeńcom. Bywało też, że grał pod „Akwarium”, tuż przy nieistniejącej już restauracji Gwarna. Sympatyczny, zawsze uśmiechnięty mandolinista z watą w uszach, utykał na jedną nogę. Był nierozerwalną częścią Karei przez lata.

Wpisany był w to miasto przez lata, cieszę się, że to zdjęcie zrobiłem, tu sprawdza się, że zatrzymanie w kadrze, ocala pamięć choć na trochę dłużej

(Władysław Nielipiński).

Pamiętam, że kiedy zmarł, to nie miał bliskich, którzy sprawiłby mu pogrzeb

(napisała na IMG Maria Wichniewicz).

Dziś zmieściliśmy wspomnienie tylko tych kilku osób, w odrębnych artykułach powrócimy do Józefa i Ireny Waissów. Warto też będzie opisać Carla Eduarda Pathe, który przy Chrobrego miał swój salon nut ale i powojennych kupców i handlarzy.

Wsparcie:
Dawid Jung - Opiekun Miejsc Pamięci
autorzy artykułów wykorzystanych:
profesor Janusz Karwat - historyk
Rafał Wichniewicz - dziennikarz regionalista

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto