Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Interaktywne Muzeum Gniezna. Ocaleni pod lufą, przez niemieckiego sąsiada. Niesamowite historie rodziny Bauerów z Gniezna

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny Detektyw
Obóz przejściowy, pod lufa karabinu przez całe miasto, wysiedlenie z Gniezna, potem z warszawskich Jelonek, słoik pełen złota - to tylko hasła, którymi zaznaczamy niesamowitość losów Rodziny Bauerów. Którzy mieszkali na gnieźnieńskim Grzybowie. Gnieźnianie i ich niesamowite losy, to niejednokrotnie temat naszych artykułów. Wspaniałe, niezwykle dramatyczne historie gnieźnian tworzą prawdziwą opowieść o “Miasteczku”.

Dziś chcemy opowiedzieć Wam o wojennych losach rodziny mężczyzny, którego zdjęcie prezentowaliśmy niedawno na facebookowej grupie IMG. Interaktywne Muzeum Gniezna przeradza się konsekwentnie zgodnie z założeniem Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie w centrum informacji o historii miasta ludzi i okolicy. Dziś chcemy przybliżyć czytelnikom losy rodziny Bauerów.

Dokładnie 13 czerwca bieżącego roku na grupie Internetowe Muzeum Gniezna prowadzonej na Facebooku przez Muzeum opublikowaliśmy zdjęcie Jana Bauera. Podpis pod zdjęciem informował lakonicznie o mężczyźnie z fotografii. “Zdjęcie z czerwca 1930 r., autorstwa Marcina Kupsia. Sportretowany podoficer to sierżant Jan Bauer (ur. 20.I.1895 w Starczy, zm. 13.I.1980 w Gnieźnie), klarnecista, członek orkiestr wojskowych. Od 1920 r. służył w 69 Pułku Piechoty, był muzykiem pułkowej orkiestry i podoficerem zawodowym.

W czasie wojny - uczestnik kampanii wrześniowej, żołnierz AK. Po wojnie - pracownik gnieźnieńskiej cukrowni i muzyk orkiestry zakładowej

Tego samego dnia pani Anna Wysocka zamieściła pod nim komentarz: Mój dziadek Janek. Dziadek urodził się 20 stycznia. W kwietniu 1941 wyjechał z rodziną do Warszawy. Tam był żołnierzem 3 kompanii AK należącej do VII Rejonu - Ożarów- kryptonim "Jaworzyn. Brał udział w Powstaniu Warszawskim”. Ta krótka informacja uruchomiła wyobraźnie Muzealnego Detektywa. Do komentarza warto też przytoczyć to co pod zdjęciem napisał pan Roman Wójcicki: “urodzony w Starczy powiat Częstochowski, prawdopodobnie brał udział w wojnie polsko bolszewickiej. Jego kartoteka Personalno Odznaczeniowa znajduje się w Wojskowym Biurze Historycznym w Warszawie - sygnatura I.481.B.3466.

To wystarczyło by szukać źródeł i uruchomić kwerendę. Jej wyniki, rzecz jasna opiszemy wkrótce. To co nas jako muzealników, regionalistów zelektryzowało to jednak kontakt wnuczki Jana Bauera. Zwróciliśmy się do pani Anny z pytaniem, czy ma jakieś pamiątki po dziadku. Wspaniałe zdjęcie, jakie mamy w swoich zbiorach wydało nam się niewystarczające by opisać człowieka, o którym wiedzieliśmy już między innymi, że faktycznie jako żołnierz AK między innymi kolportował prasę podziemną w rejonie podwarszawskich Włoch.

Kiedy pani Anna wspomniała, że posiada wojenne wspomnienia mamy Teresy Szelągowskiej z domu Bauer w najśmielszych oczekiwaniach przypuszczaliśmy, że dotykamy niesamowitej historii. Historii, która jest częścią elementarnej ludzkiej opowieści o mieszkańcach Gniezna. Kiedy pani Anna zgodziła się udostępnić nam tekst, początkowo by stał się kanwą przygotowywanego podcastu jeszcze nie wiedzieliśmy jak ważnych opowieści dotkniemy. Dlatego zdecydowaliśmy się nie czekać z podzieleniem się z naszymi sympatykami i tymi, którzy tak jak my kochają Gniezno właśnie tym tekstem.

Magdalena Kuczek z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie pisze w swojej pracy “Wspomnienia wojenne jako literatura i źródło historyczne w wybranych pamiętnikach okresu II wojny światowej”:

- Rozumienie rzeczywistości polega więc na tworzeniu historii w ten sposób, że poszukuje się znaczeń w toczących się wydarzeniach poprzez ujmowanie ich w wątki narracyjne. Co za tym idzie, narracja pamiętnikarska jest przeze mnie rozumiana jako poznanie, samorozumienie, autorefleksyjność. Z drugiej strony prywatne wspomnienia wykorzystywane są w pracy historyków, jako świadectwa minionych czasów i wydarzeń. Wiąże się to z coraz większą popularnością mikrohistorii. Może być ona definiowana jako historia bliska człowiekowi i jego zachowaniu. Pokazuje go w codziennym działaniu, zaciera przy tym różnice między wydarzeniami uważanymi do tej pory za historycznie ważne a pozostałymi oraz między osobami „historycznymi” i „niehistorycznymi”. W tych założeniach zbliża się ona do intyministyki, która także oferuje raczej „zbliżenie” czytelnika do życia w przeszłości, do jego bezpośredniejszego doświadczenia, dotknięcia przeszłości

To właśnie idea bezpośredniości i dotknięcia historii jest tym, co realizujemy opowiadając o Gnieźnie w ramach IMG. Wspomnienia swoje Teresa Szelągowska dedykuje przede wszystkim byłym dzieciom hitlerowskich obozów przesiedleńczych Gniezna 1939 - 1940 r. i Łodzi 1939 - 1944 r.. Ten niecodzienny zapis zaczyna się tak:

- Mama moja Władysława Bauer z domu Baumert urodziła się 13 stycznia 1902 roku w Dębnicy powiat Gniezno. Moi dziadkowie, oprócz mojej mamy mieli jeszcze trzy córki: Marię, Martę i Helenę. Po śmierci ojca, który zmarł dosyć wcześnie, babcia wyszła po raz drugi za mąż za Szczepana Sikorskiego. Po ślubie przeniosła się z córkami do wsi Obora powiat Gniezno, gdzie drugi dziadek miał swoje gospodarstwo. Tam urodzili się jeszcze Joanna, Kazimiera i Marian. Ojciec mój urodził się 20 stycznia 1895 roku w miejscowości Starcza powiat częstochowski. Gdy miał 12 lat zmarła mu mama. Był najstarszym z rodzeństwa, miał jeszcze czworo braci: Józefa, Marcina, Piotra i Ludwika. Dlatego też po ukończeniu miejscowej szkoły w 1913 roku musiał rozpocząć pracę w kopalni węgla w Siemianowicach na Górnym Śląsku, żeby pomóc finansowo ojcu. W 1920 roku został powołany do wojska do 69 Pułku Piechoty początkowo w Śremie, a później w Gnieźnie. Ze względu na uzdolnienia muzyczne został wcielony do orkiestry wojskowej. Grał na klarnecie i innych instrumentach dętych. Z mamą wziął ślub 30 października 1923 roku

Już same nazwiska zarówno Bauer jak i Baumert - mocno wpisują się w historię Wielkopolski, ale przecież i sporej części świeżo wyzwolonej Polski. Jeśli nawet Jan Bauer pochodził z częstochowskiego, to tu na wielkopolskiej ziemi było zupełnie normalnym, że nie brzmienie nazwiska decyduje o tym, czy jesteś swój. Gdyby przyjrzeć się wspaniałym gnieźnieńskim patriotom znajdziemy tu na wskroś polskiego Bernarda J. Langę księgarza i wydawcę czy właściciela pierwszej polskiej apteki w Gnieźnie Klemensa Kruglera. Nie bez przyczyny we wspomnieniach Teresy Szlągowskiej znajdujemy adnotację: - “Przybliżenie prawdy stanowić ma hołd dla odchodzących pokoleń, które doznały bólu, cierpień i głodu tylko dlatego, że nie wyrzekły się przynależności do Narodu polskiego”.

Tak napisała córka Jana Bauera, który wraz z rodziną został wysiedlony z Gniezna w czasie wojny tylko dlatego, że mimo niemiecko brzmiącego nazwiska nie podpisał volkslisty. To zdarzenie rzecz jasna wryło się w pamięć będącej jeszcze dzieckiem Tereni Bauer. Od tej odmowy zostania volksdeutschem zaczyna się wojenna tułaczka rodziny, choć sama wojna zaczęła się dużo wcześniej. Jan Bauer brał udział w kampanii wrześniowej.

Wybuchła wojna

- “ Rok 1939 – głos dzwonów, ryk syren oznajmił nam, że Niemcy napadli na Polskę. Rozpoczęła się wojna. Zamknięto szkoły i wszystkie urzędy. Ojciec musiał się stawić w koszarach. Wojsko zostało przeniesione do Biedruska. W dniu 11 września 1939 roku wkroczyły do Gniezna wojska niemieckie. Nad Gniezno nadleciały niemieckie bombowce, lotnictwo niemieckie dokonało pierwszego nalotu na Gniezno, zniszczono dworzec i kilka domów. Mieszkańcy Gniezna byli bezradni i bezsilni. Część z nich w popłochu opuszczała miasto, zabierając ze sobą najcenniejsze przedmioty, wywożąc je na wózkach i rowerach.

Rodzinom wojskowym wypłacono w koszarach trzymiesięczną pensję i zaproponowano wywóz do miejscowości wypoczynkowej, gdzie miałyby poczekać do zakończenia wojny. Mama zaryzykowała i pojechała do ojca do Biedruska poradzić się czy ma jechać z rodzinami wojskowymi, czy zostać na miejscu. Ojciec stanowczo zabronił mamie wyjazdu. Za pieniądze, które otrzymała z koszar kazał kupić dla niej i córek dobre buty, zabrać trochę ciepłej odzieży i wyjechać do babci do Obory. Tato z tego powodu miał wiele nieprzyjemności od kolegów, którzy wyśmiewali się z niego, że nie pozwolił nam jechać na wypoczynek z rodzinami wojskowymi. Ojciec był zrozpaczony. Aż tu któregoś dnia przyszła wiadomość, że transport, którym jechały rodziny wojskowe został zbombardowany i wiele osób zginęło. Ojciec później często opowiadał jak gorąco dziękował Bogu za swoją decyzję. W Oborze przebywałyśmy kilka dni, aż się wszystko trochę uspokoiło. Babcia zaopatrzyła nas w żywność, garnek smalcu i wujek odwiózł nas do domu.

Pełne bólu i strachu czekałyśmy na wiadomość od ojca. Ojciec brał udział w kampanii wrześniowej. 19 września 1939 roku dostał się do niewoli pod Kutnem. Później przewieźli go do obozów przejściowych w Kiernozi, Żychlinie i Łowiczu. W Pabianicach pod Łodzią został zwolniony i wrócił do Gniezna. Nie na długo cieszył się wolnością. Miał niemieckie nazwisko, proponowali mu więc zapisanie się na listę volkslisty. Ojciec odmówił i to było prawdopodobnie powodem późniejszego wysiedlenia. Codziennie musiał się meldować w urzędzie prowadzonym przez Niemców.” - Opisuje Teresa Szelągowska początek wojny.

Niespełna 50 stron wspomnień, które udostępniła Anna Wysocka przynosi nam przypomnienie czasów, które miały się nie powtórzyć. Sama historia gnieźnieńska Bauerów pokazuje jak trudne choć pełne nadziei były czasy II RP. Kiedy Jan Bauer trafił do 69 pułku, był tu klarnecistą w pułkowej orkiestrze. Po ślubie zamieszkał z Władysławą z domu Baumert zamieszkał przy ulicy Żuławy. Tu urodziła się ich pierwsza córka Eugenia. Żuławy to tutaj sąsiadką państwa Bauerów była Niemka. Wdowa z renty po mężu próbowała wychować i wykarmić trzech synów. Tak jak to bywało wówczas w wielokulturowym Gnieźnie, Niemka była bardzo porządną kobieta, a Gniezno traktowała jak swoje miasto a sąsiedzi Bauerowie byli dla niej prawie jak rodzina. Pomagała sierżantowej jak nazywała Władysławę, przy małej Genii. Sąsiedzi byli z sobą zżyci, Bauerowie mieli do niej większe zaufanie niż do niektórych starych mieszkańców Żuław, choć wówczas było to dobrze rozwijające się przedmieście.

Dom utraconego marzenia

Kiedy w 1926 roku Jan Bauer kupił dom przy ulicy Świetokrzyskiej zażyłość z sąsiadka nie skończyła się. Początkowo wszystko wskazywało na to, że życie doświadczonego przedwczesną śmiercią ojca Jana nabiera rumieńców. Szanowany muzyk wojskowy, miał dom, w którym przyszła na świat dzień przed wigilia w 1928 roku druga córka Teresa. Władysława wychowując córki, cieszyła się ogródkiem przy domu. - Gdy skończyłam cztery lata, zaczęłam chodzić do przedszkola im. Św. Wojciecha prowadzonego przez siostry zakonne. Genia chodziła do szkoły św. Jana, gdzie w czerwcu 1938 roku ukończyła siedem klas i została przyjęta do I klasy Szkoły Przemysłowo-Handlowej, kończąc pierwszą klasę w czerwcu 1939 roku. Ja natomiast w czerwcu 1939 roku ukończyłam czwartą klasę szkoły podstawowej - wspomina autorka. Dla Gnieźnian opisane miejsca to piękny spacer. Wszystkie wspomniane instytucje działają do dziś w podobnym charakterze. Rodzinną sielankę przerwało dramatyczne odkrycie. Kupiony przez wojskowego dom był zadłużony o czym pan Jan nie miał pojęcia. Koniec końców zrujnowani Bauerowie z dwójka córek wynajęli mieszkanie przy ulicy grzybowo 13. Tu zastała ich wojna. Zaczęły się coraz bardziej niezwykłe losy, pokazujące hart ducha zarówno samego dziadka pani Anny jak i babci Władysławy. O tym jak przytomna decyzja Jana Bauera, który “kazał kupić dla niej i córek dobre buty” i wysłał żonę i córki do rodziny mieszkającej w pobliskiej Oborze uratowała życie jego rodziny już pisaliśmy. Intuicja, pana Jana rozpatrywana w rodzinie jako możliwy cuda, łaska, nie była jedynym wojennym wydarzeniem tej rodziny.

“Ocaleni prowadzeni na rzeź”

Wyjazd z Gniezna po powrocie Jana Bauera z kampanii wrześniowej nastąpił dopiero w lutym 1940 r. Po raz kolejny właściwie możemy mówić, że zostali uchronieni od śmierci. Tym razem jednak ratunek przyszedł ze strony Oskara, najstarszego syna Niemki - sąsiadki z Żuław. Uratowali życie, ale zaczęła się ich poniewierka, o której napiszemy w kolejnym artykule. - Żyliśmy w ciągłym niepokoju. 14 lutego 1940 roku z rana przyszli do nas dwaj Niemcy w czarnych mundurach i oświadczyli, że z rozkazu władz niemieckich zostajemy wysiedleni. W ciągu 15 minut kazali się nam spakować i wyszli. Cóż można było zabrać! Prędko ubraliśmy się. Ojciec dał mi do ręki moją lalkę, upominał, żebym nikomu jej nie dawała. Włożył do jej wnętrza trochę pieniędzy. Wyszliśmy z domu, Niemców nie było jeszcze widać, więc ojciec zaryzykował i bocznymi ulicami uciekliśmy do cioci Tomczakowej na ulicę Libelta. Naraziliśmy siebie i Tomczaków na śmierć. Nie ma się jednak co dziwić, człowiek w takich ciężkich chwilach traci nieraz głowę - zaczyna opis tej ostatniej wojennej gnieźnieńskiej.

Jeden z synów Niemki, która mieszkała z nami na Żuławach, właśnie najstarszy Oskar, dowiedział się, że udaliśmy się na ulicę Libelta. Słyszał, że Niemcy nas szukają, przyszedł i poprosił żebyśmy razem z nim udali się do obozu. Zapewniał nas, że wszystko załatwił i nic nam nie zrobią. W przeciwnym razie wszystkim nam groziło rozstrzelanie. Chciał nam pomóc z wdzięczności do moich rodziców. Musiał nas prowadzić pod karabinem z Libelta aż do obozu na ulicy Wrzesińskiej. Obóz był w pomieszczeniach starej garbarni. Wpuścili nas środka. Leżeliśmy na cemencie przykrytym resztkami starej słomy. Pomieszczenie było bardzo zimne, okna wybite. Pozbawieni byliśmy podstawowych środków do życia. Byliśmy zamknięci bez możliwości wyjścia. Żyliśmy w niewyobrażalnym strachu przed hitlerowcami stale chodzącymi z karabinami. Raz dziennie dawali nam zupę i to było całe nasza wyżywienie. Warunki w obozie były okropne. Ciągle ta sama słoma, na której leżały obok siebie całe rodziny. Było zimno, wilgotno, panował zaduch. Za ubikacje służyły wiadra. Ludzie zaczęli chorować, nie było żadnej pomocy. W takim piekle przebywaliśmy 17 dni. 1 marca 1940 roku wyprowadzono nas z obozu pod eskortą gestapowców z karabinami i psami, załadowano nas do zatłoczonych wagonów towarowych i wywieziono w nieznane.
To dopiero początek opowieści ze wspomnień Teresy Szelągowskiej. O tym co spotkało ich dalej, o podwarszawskich Jelonkach, słoiku pełnym złota, o walce w szeregach AK, ucieczce z drogi do obozu i wreszcie powrocie do Gniezna napiszemy w kolejnym artykule.

Wykorzystano za zgoda wnuczki Jana Bauera, córki Teresy Szelagowskiej z domu Bauer - Anny Wysockiej “Wspomnienia” Teresy Szelągowskiej. Komentarze uczestników grupy Interaktywne Muzeum Gniezna. Przytoczono fragment pracy Magdaleny Kuczek z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie pt. : “Wspomnienia wojenne jako literatura i źródło historyczne w wybranych pamiętnikach okresu II wojny światowej”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto