Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Interaktywne Muzeum Gniezna: Smok z Gniezna nie jest legendą. Śmierć policjanta. Broń od Nakulskich

Jarosław Mikołajczyk - muzealny detektyw, Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie
Nie skupiamy się dziś na tym co było “dawno, dawno temu” choć dla Gniezna były to piękne czasy. Smoki, a o nich dziś między innymi mowa, jeśli są prawdą to raczej te niemal współczesne, przynajmniej u nas w Gnieźnie.

Ta historia z początków XX wieku, nadal wydaje się mało odkryta, a może być powodem do dumy dla Gniezna. Pisząc o dumie nie myślimy trupie w gabinecie Romana Wieziołkowskiego kierownika gnieźnieńskiego Hotelu Bayera znalezionym na początku października 1931 roku przy ulicy Lecha. Do tego jednak co łączy tragiczną śmierć z kalibrem 6,35 i kamienicą przy Rynku 9 jeszcze wrócimy.

Oprowadzając po ulicy Tumskiej obiecaliśmy wyjaśnienie dotyczące Smoka i narożnikowej kamienicy Tumska/Rynek. Tu właśnie ruszamy poznawać główny plac miasta. Na przestrzeni dziejów nazywano to miejsce różnie: Markt za czasów Szkiebrów*, Plac Bohaterów Stalingradu za komuny i wreszcie ponownie Rynek. Obecna zabudowa powstała praktycznie jak większość starej części Gniezna po wielkim pożarze w 1819 roku. Kiedy wchodzimy na Rynek od strony katedry, to po prawej wznosi się wybudowana po wspomnianym pożarze, kamienica, która od lat była własnością rodziny Nakulskich. To ta kamienica będzie dziś źródłem naszych dociekań. W posiadaniu Nakulskich kamienica jest co najmniej od ostatnich dekad XIX wieku. Zaznaczmy jednak, to co wydaje się niezwykle budujące, dziś również widnieje tu szyld firmy z nazwiskiem Nakulski, choć to zupełnie inna branża. Dziś nikt tu nie projektuje Smoków, a jednak jest tradycja i kontynuacja.

Żyjemy w czasach, gdy społeczeństwo w części przeciwne jest jakiemukolwiek ubojowi. Część z nas rezygnuje z jedzenia mięsa w ogóle. Co jakiś czas przetacza się dyskusja społeczna na temat zasadności polowań. Nie ma to jednak żadnego związku z oceną geniuszu Stanisława Nakulskiego. W czasach, gdy rozpoczynał działalność, broń, zwłaszcza myśliwska, nie budziła żadnych kontrowersji. Początki firmy Nakulskich to warsztat rusznikarski, otwarty jeszcze za czasów zaborów. Dokładnie w 1882 roku Nakulski zakłada warsztat naprawy broni przy ulicy Hornstrasse 123, obecnie Mieszka I. Po niespełna 7 latach istnieje już Fabryka Broni i Amunicji. Kantor - czyli salon otwiera Nakulski właśnie w kupionej przy Rynku kamienicy. Jeśli przyjrzymy się życiu towarzyskiemu Gniezna przełomu XIX/XX wieku, polowania były częścią tego życia, zapewne więc kamienica gościła wszystkich ważnych gnieźnian, zwłaszcza polskiego pochodzenia. Biznes związany w jakikolwiek sposób z bronią - z jednej strony był pod szczególna kontrolą zaborcy, z drugiej wiązał się z kołami patriotycznymi. Zapewne więc przy Rynku 9 bywał Bolesław Kasprowicz, być może działający pod „Ósemką” księgarz i drukarz Jan Bernard Lange i prowadząca J.B. Lange jeszcze na początku XX wieku sędziwa wdowa Joanna, przez gnieźniaków nazywana Joanną Babcią Lange. Niewątpliwie też w latach późniejszych Stanisław Różakolski, chyba najbardziej zapomniany fabrykant gnieźnieński - producent słynnych Centryfug. Wróćmy jednak do końca XIX wieku, w 1896 roku Nakulski otrzymuje I patent na produkcję naboi. Własna produkcja ułatwiła funkcjonowanie firmy oraz zwiększyła zyski na trudnym i zdominowanym w ówczesnej Wielkopolsce przez Niemców rynku broni.

Gniezno, oddało swoją stołeczność Krakowowi, wiemy o tym z podręczników historii, nastąpiło to w 1039 roku za Kazimierza Odnowiciela. Niby dawno i nieprawda, jak mawia się na fyrtlach w Gnieźnie. Jest w gnieźniakach jednak pewna „zazdrość” wobec Krakusów, na szczęście niegroźna. Rozumiemy, że tak naprawdę po najeździe Brzetysława długo podnosiło się to nasze miasto, podobnie jak większośc Wielkopolski. Raczej ta „zazdrość” przejawia się tym, że czasem stojąc przed Pałacem Prymasowskim, przewodnik opowiada, że okno papieskie w Krakowie - oknem papieskim ale my tu mamy w Gnieźnie „balkon papieski”. Historia tego balkonu i spotkania z młodzieżą, które odbyło się pod nim w 1979 roku, a zwłaszcza opowieści Milicjantów i esbeków, którzy straszyli, żeby nie iść, bo tłok będzie ogromny i ludzie potratują się wzajemnie, tak jak rozstawiane na rogatkach ciężarówkach z trumnami, brzmi dziś jak czarna wołga. Tyle, że te ciężarówki gnieźnianie widzieli naprawdę, a „czarna wołga” była chyba jedynie legendą, której fenomen nigdy nie został wyjaśniony. Gniezna i Krakowa porównać się nie da, zwłaszcza dziś. W przeciwieństwie jednak do smoka wawelskiego nasz gnieźnieński istniał i może mieć niejedno ludzkie życie na sumieniu.

Jeśli przejrzymy kroniki kryminalne, lub co ciekawsze - prasę z międzywojnia znajdziemy tam sporo opisów morderstw i samobójstw albo śmiertelnych zabaw z niewielkimi pistoletami kaliber 6,35 w roli narzędzia zbrodni. Rzecz jasna, najczęściej akta policyjne wspominają Browningi. Trudno się dziwić, to właśnie Browning FN z 1905 roku był pierwszym pistoletem kieszonkowym i to do niego powstały naboje kaliber 6,35. Niewielki, wygodny pistolet ma na swoim koncie chyba największą liczbę zgonów w zdarzeniach kryminalnych, w warunkach bojowych prawdopodobnie nic nie przebije KBK AK 47. Co najmniej jedno ze zdarzeń śmiertelnych związanych z kulą 6,35 można powiązać z Gnieznem i pośrednio z kamienicą Rynek 9, a przynajmniej z osobą jednego z największych polskich ekspertów od broni w czasach międzywojnia. Tym kto wiedział wszystko o amunicji i pistoletach kaliber 6,35 był niewątpliwie ówczesny właściciel charakterystycznej kamienicy.

To najprawdopodobniej właśnie w budynku z rzeźbą wieńczącą kamienice od strony Tumskiej (pierwotnie były przynajmniej dwie rzeźby, jeszcze na zdjęciach z 2009 roku widać też rzeźbę od strony Rynku) rodził się gnieźnieński Smok, który jak się okaże, ma sporo wspólnego ze wspomnianym Browningiem.

Zanim jednak cofniemy się do przełomowego roku 1924, wróćmy do kryminalnych wycinków z prasy z 1931 roku. Przeglądając Dziennik Bydgoski nr 236 z 13 października na stronie 6 znajdujemy niewielką notatkę. Historia jest dla nas o tyle ciekawa, że choć dziś zapomniana, jeszcze w latach 70. gnieźnianie o niej opowiadali jako dowód prawdziwości powiedzenia, że raz w roku broń strzela sama. Otóż zgodnie z notatką: „kierownik hotelu Bayera w Gnieźnie Roman Wieziołkowski popro­sił swego znajomego, posterunkowego Gibowskiego z Gniezna,aby naprawił mu rewolwer. W tym celu Gibowski udał się do fabryki broni Nakulskiego, skąd powrócił do hotelu. Wręczając zreperowany browning Wieziołkowskiemu, Gibowski powiedział żartobliwie: ,,z bronią trzeba się umieć obchodzić”. W tej samej chwili padł strzał,który ugodził Gibowskiego w żołądek i przebił moczowody. Zawezwane lekarze stwierdzili śmierć Gibowskiego. Tego czy kierownik Hotelu nabył swój pistolet u Nakulskiego w salonie przy Rynek 9 zapewne już się nie dowiemy, jest jednak wysoce prawdopodobnym, że nabój, którym postrzelił się posterunkowy kupiono właśnie tu. Uliczne domniemania po tej tragedi długo powtarzano na gnieźnieńskich winklach. Jak zapewniali zarówno pracownicy Fabryki Broni S. Nakulskiego, jak jego klienci, nie jest możliwym, aby po naprawie wyszedł od nich zreperowany pistolet. Gnieźnieńscy policjanci początkowo powątpiewali w to, że posterunkowy Gibowski, mógłby zachować się tak lekkomyślnie. Ostatecznie jednak zarówno pozycja kierownika Hotelu, jak i fakt, że Wieziołkowski był w dobrych relacjach z policjantem, a także kompletnie nie miał motywu sprawiły, że ustalono, iż był to tragiczny wypadek. W tej sprawie Nakulski był jedynie tym, w którego firmie naprawiono broń, jak widać naprawiono ją skutecznie. W wielu innych sprawach kryminalnych występował jako ekspert.

Niezwykle podobny w zasadzie działania i wielkości do wspomnianego Browninga jest powstały w Gnieźnie w pracowni projektowej firmy Nakulskich pierwszy polski produkowany seryjnie pistolet. I to był właśnie nasz gnieźnieński Smok. Gnieźnieński pistolet oparty był na konstrukcji Alfreda Menza i inż. Franca Karpińskiego, którzy w 1921 roku opracowali dla firmy Menz mały pistolet kieszonkowy Cyka. W dalszej serii pistolet Liliput w Polsce pod nazwą Orzeł. To jednak Smok, którego seryjna produkcja rozpoczęła się w 1925 roku uznawany jest przez fachowców za szczególny. Jak wspomnieliśmy ta “postmenzowska” konstrukcja miała podobne zasady do Browninga, jednak Smok miał stałą lufę oraz skrzydełkowy bezpiecznik umieszczony w górnej części uchwytu. Mechanizm spustowo-uderzeniowy bezkurkowy. Zasilanie broni zapewnia wymienny jednorzędowy magazynek o pojemności 6 naboi umieszczony w uchwycie. Broń posiada na lewej stronie zamka napis: „SMOK”, z prawej zaś „S. Nakulski 6,35 Fabr. broni Gniezno”. Na okładkach wykonanych z czarnego tworzywa napis „SMOK” umieszczony w owalu” - jak pisze Piotr Gwóźdź w książce „Polskie konstrukcje broni strzeleckiej”.

Pistolet Smok trudno znaleźć w aktach jakichkolwiek spraw kryminalnych. Wykonano ich blisko 2000 sztuk. Ostatni egzemplarz znaleziono w Mogilnie w 2013 roku. W 2019 roku w ramach wystawy “Guzik Wam pokażemy” udostępniło go czasowo zwiedzającym Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Oficjalnie niektóre ze źródeł mówią o maksymalnie 6 zachowanych egzemplarzach, dlatego jak przystało na Smoka, pistolet jest niezwykle rzadki i cenny. Miejskie legendy mówią jednak, że Smoków w samym Gnieźnie jest więcej. Zapomniany powód do dumy Gniezna od czasu do czasu powraca tak jak podczas wspomnianej wystawy czy jak w wątkach książek fantastycznych gnieźnianina Wojciecha Szydy. Jeszcze mniej wiemy o pistolecie automatycznym Bobby, którego reklamę znaleźliśmy w “Expressie lubelskim i wołyńskim” z 13 czerwca 1932 roku. Według tej reklamy był to mały pistolet 6 strzałowy z magazynkiem, a Firma S. Nakulski promowała go za 18 zł., dodając prawdziwy straszak.
Wydawałoby się, że dyskusja na temat humanitarnego uboju rytualnego, to znak naszych czasów. To jednak nie jest prawdą. W latach międzywojnia, przez Polskę przetoczyła się spora dyskusja publiczna, a szereg artykułów prasowych podejmował temat.W Kurierze Poznańskim z listopada 1936 roku czytamy o wynalazku Zygmunta Nakulskiego: “w związku ze zbliżającym się terminem wprowadzenia w życie ustawy o ograniczeniu uboju rytualnego z dniem 1-go stycznia 1937, rozpisują się różne pisma o tem, iż z Anglji sprowadzi się w ciągu najbliższych tygodni około 1.000 aparatów rewolwerowych, służących do uboju mechanicznego. Sprowadzenie z Anglji takich aparatów stanie się zbędne, o ile kompetentne czynniki zawczasu zapoznają się z polskim wynalazkiem p. Zygmunta Nakulskiego z Gniezna p. n. „Radical“, który został już zgłoszony do Urzędu Patentowego w Warszawie. Z tego polskiego aparatu można ogłuszać wszystkie zwierzęta do wagi 1.500 kg., gdyż do większych sztuk bydła stosuje się odpowiednie silne naboje. Dowiadujemy się, że przed zgłoszeniem aparatu do urzędu patentowego p. Nakulski w celach reklamowych dał do użytku swój aparat w rzeźniach w Warszawie, Lwowie, Poznaniu, Toruniu, Wilnie, Białymstoku i innych, miastach, a lekarze weterynaryjni odnoszą się do wynalazku Z. Nakulskiego z całem uznaniem.

ównież wynalazkiem p. Nakulskiego zainteresowało, się ministerstwo rolnictwa i reform rolnych.” To jeden z wielu artykułów jakie znajdujemy w prasie. Ostatecznie Ministerstwo faktycznie zaleciło do stosowania aparat gnieźnianina. Jak zapewniają dzisiejsi konstruktorzy “Radical” był urządzeniem stosującym niezwykle skuteczne rozwiązania. Ten patent Zygmunta Nakulskiego ugruntował jedynie pozycję mieszkającej właśnie w Rynku gnieźnieńskim rodziny Nakulskich. Firma jeszcze w latach 30. XX. wieku rozwinęła się w Fabrykę Obrabiarek S. Nakulski. Krótko po sukcesie “Radical”, Nakulscy prezentowali już na targach w Poznaniu jedną z pierwszych frezarek obwiedniowych, nóż do cięcia blachy i inne przyrządy do obróbki metalu. Powojenna zmiana ustroju przyniosła nacjonalizację. Po zgrabieniu firmy przez państwo, początkowo jeszcze w 1946 roku fabryka funkcjonowała jako Zakład Przemysłu Terenowego. Zmiany nazw przyniosły ostatecznie popularne w Gnieźnie “Polmo”. Był to jeden z tych zakładów, które mimo zmiany ustrojowej trzymały niezwykle wysoki poziom rozwiązań technicznych i wykształcenia fachowej kadry. Mimo przekształceń, to właśnie w “Polmo” podobnie jak w “Spomaszu” (dziś Trepko) utrzymywał się przez wiele lat poziom gnieźnieńskiej szkoły obróbki metalu, który stworzyli właśnie Nakulscy i Różakolscy. Tutaj zawsze była akuratna robota. Nakulski, a raczej cała rodzina była zapewne Cegielskim Gniezna.

To oczywiście nie jest cała historia z kamienicy Rynek 9. W zanadrzu mamy jeszcze kilka ciekawostek kryminalnych i towarzyskich wiążący mieszkańców tego szczególnego budynku z historią miasta, przez to miasto nieco zapomnianą. O aferze związanej z kradzieżą broni w fabryce i o tym jak sobie poradzili Nakulscy z nieuczciwym pracownikiem i jego zleceniodawcą kapralem 69. Pułku Piechoty, a także wsparciu Nakulskich dla Powstania Wielkopolskiego napiszemy w jednym z następnych artykułów. Śledźcie także https://www.facebook.com/groups/mppp.IMG.

Z gwary:
Szkiebry potocznie Niemcy, byli także Dojczkatolicy - co oznaczało porzadnych niemców w mowie gnieźniaków.
Szneka z glancem - drożdżówka z lukrem
Pomoc w gromadzeniu materiałów: Sławomir Łubiński - IMG, Tomasz Kędziora - MPPP, Aleksander Karwowski - regionalista.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto