Od 18 kwietnia w internecie krążyła lista zawierająca ponad 300 pełnych adresów osób będących na kwarantannie w Gnieźnie i powiecie gnieźnieńskim. Za wyciek tych danych odpowiedzialny ma być 43-letni mężczyzna. Za dokonanie czynu zabronionego z ustawy o ochronie danych osobowych, grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.
- Podejrzany przyznał się do dokonania przestępstwa i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odmowy odpowiedzi na pytania. Wyraził wolę dobrowolnego poddania się karze. Prokurator postanowił przeprowadzić dowód z opinii biegłych lekarzy psychiatrów celem stwierdzenia stanu zdrowia psychicznego podejrzanego w chwili czynu - mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która zajmuje się tą sprawą.
Od 18 kwietnia w internecie krążyła lista zawierająca pełne adresy osób będących na kwarantannie. Kilkustronicowa lista zawierała ponad 300 adresów z terenu Gniezna, a także z gmin powiatu gnieźnieńskiego. Dostęp do tych danych miały tylko wybrane instytucje z terenu Gniezna.
- Otrzymałam informację telefoniczną od mieszkanki powiatu gnieźnieńskiego, która poinformowała nas, że w internecie krąży lista z adresami osób będących na kwarantannie. Poprosiłam o przesłanie tej listy na nasz adres mailowy, w celu jej weryfikacji - mówiła nam wówczas Anna Stejakowska, dyrektorka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gnieźnie.
Po analizie tabel okazało się, że nie są to fałszywe dane. Dyrektorka natychmiast powiadomiła gnieźnieńską prokuraturę.
- Nie są to dane, które świadczyłyby o tym, że te informacje wypłynęły z Inspekcji Sanitarnej w Gnieźnie. My przekazujemy dane również do innych organów uprawnionych. O całej sprawie powiadomiłam prokuraturę, w celu ustalenia źródła przecieku - dodała dyrektorka sanepidu.
Kilka miesięcy po nagłośnieniu tej sprawy okazało się, że zatrzymany mężczyzna usłyszał zarzuty. Jest pracownikiem spółki URBIS w Gnieźnie, której podlegają m.in. miejskie lokale mieszkalne i wywóz odpadów - taką informację podał podczas przesłuchania w charakterze podejrzanego. Potwierdził nam to prokurator Łukasz Wawrzyniak.
Sprawa wywołała w Gnieźnie oburzenie i lawinę komentarzy. Mieszkańcy zastanawiali się, jak mogło dojść do sytuacji, że tak wrażliwe dane wpadły w czyjeś ręce. Co prawda, pliki z internetu zostały usunięte, ale nie wiadomo, ile osób mogło zapisać je na swoim komputerze. Wyciek danych nastąpił w kwietniu, a więc w początkowej fazie epidemii koronawirusa w Polsce. Był to zatem bardzo newralgiczny czas, kiedy koronawirus był czymś nieznanym, a ewentualny kontakt z osobą na kwarantannie wywoływał jeszcze większy strach niż obecnie. Wówczas panika była wszechogarniająca, a poziom emocji jeszcze wyższy niż obecnie. Trudno się zatem dziwić, że osoby, których dane znajdowały się na liście, bały się naznaczenia, napiętnowania i innych społecznych konsekwencji upublicznienia tych informacji.
„To przechodzi ludzkie pojęcie. Ciekawe, po co komuś te dane??? Aż strach pomyśleć... Utrata rozumu jest gorsza od koronawirusa” - skomentowała jedna z internautek pod postem na fanpejdżu portalu Gniezno.naszemiasto.pl.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?