Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kotlety z salmonellą?

Izabela A. KOLASIŃSKA
Już od rana rodzice przywozili swoje dzieci do kolskiego szpitala.
Już od rana rodzice przywozili swoje dzieci do kolskiego szpitala.
Sześćdziesięcioro dzieci trafiło do szpitali w Kole i Koninie po zjedzeniu obiadu w szkolnej stołówce w Babiaku. Lekarze podejrzewają, że to salmonella.

Sześćdziesięcioro dzieci trafiło do szpitali w Kole i Koninie po zjedzeniu obiadu w szkolnej stołówce w Babiaku. Lekarze podejrzewają, że to salmonella.

W szkolnej stołówce w Babiaku (powiat kolski) codziennie stołuje się do 200 osób: uczniów, nauczycieli, personelu i mieszkańców. We wtorek, 8 października wydano ponad 160 porcji.

Mielony w buraczkach

– Obiad był dobry. Krupnik na pierwsze, ziemniaki, buraczki i kotlet mielony na drugie danie – mówi Lidka, uczennica szkoły podstawowej. Wieczorem wiele dzieci, a nawet dorosłych zaczęło odczuwać sensacje żołądkowe. – Córka miała wysoką gorączkę, bóle brzucha, wymiotowała. Zadzwoniłam do lekarza rodzinnego w Babiaku, ale pani doktor powiedziała mi, że ona też jest chora. O 4 rano przywiozłam dziecko do szpitala. Byłam szóstą osobą z Babiaka – relacjonuje Jolanta Dąbrowska, mama Lidki.

Nie ma lekcji

Ośrodek zdrowia w Babiaku od rana przeżywał oblężenie. Ściągnięto lekarza z pobliskiego Brdowa, bo dwóch miejscowych medyków, którzy również jedli obiad w szkolnej stołówce,,, rozłożyło się. – O 10 zawiesiliśmy lekcje w podstawówce i gimnazjum. Zorganizowaliśmy autobusy, które przewiozły chore dzieci do szpitala. Natychmiast powiadomiliśmy sanepid – mówi Wojciech Chojnowski, wójt Babiaka.

Jego 11-letnia córka również się zatruła. – Akurat tego dnia wykupiła obiad. Wieczorem postękiwała, a objawy wskazywały na przeziębienie, więc daliśmy jej jakieś leki i ziółka. Ale około 3-4 rano było już tak źle, że zdecydowaliśmy się zawieźć ją do szpitala – opowiada Chojnowski.

Pełna mobilizacja

Wczoraj rano było już wiadomo, że w Babiaku doszło do zbiorowego zatrucia. W kolskim szpitalu zapanowała atmosfera ,,frontowa’’. Natychmiast podjęto decyzję o przeniesieniu pacjentów z oddziału dziecięcego na ginekologię, żeby przygotować miejsce dla chorych dzieci z Babiaka i zorganizować oddział zakaźny.

– W nocy przywieziono troje dzieci. Miały wymioty, ostrą biegunkę, gorączkę. Niektóre były bardzo osłabione. Potem ruszyła lawina. Pełen autobus skierowaliśmy od razu do szpitala w Koninie. Mamy tylko 25 miejsc. Ewentualnie możemy umieścić kilkoro pacjentów na oddziale zakaźnym dla dorosłych – mówi Roman Pomocki, ordynator oddziału dziecięcego w kolskim szpitalu. – Podejrzewamy, że to salmonella, ale pewność będziemy mieli dopiero po otrzymaniu wyników z sanepidu. Dzieci są naprawdę osłabione. Stwierdziliśmy odwodnienie i zakwaszenie organizmów.

W najcięższych przypadkach dzieciom podano kroplówki. Choć stan ich zdrowia lekarze określają jako średniociężki, to na pewno nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. W sumie w szpitalach umieszczono około 60 uczniów z Babiaka. Pozostałe dzieci, u których choroba ma łagodniejszy przebieg, po badaniach zwolniono do domów. Chorują też dorośli. Porad udzielają im ,,podtruci lekarze z Babiaka i ich kolega po fachu z Brdowa.

Podejrzane jajka

Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Kole skontrolowała wczoraj szkolną stołówkę i pobrała próbki żywności do badań. Mieszkańcy Babiaka podejrzewają, że korzystającym ze stołówki zaszkodziły kotlety mielone, do których przygotowania były użyte jajka, kupione podobno na miejscowym targu. – Może były niedosmażone? – zastanawiają się ludzie. Wszystko wyjaśni się dopiero po badaniach Sanepidu. Na ich wyniki przyjdzie jednak poczekać kilka dni. Na razie wiadomo, że wszystkie zatrudnione w kuchni osoby miały aktualne badania.

Ale salmonella to w końcu choroba brudnych rąk. I właśnie wtórnych zakażeń najbardziej obawiają się rodzice. – A wie pani, że nawet te dzieci, które nie jadły wtedy obiadu, też skarżą się na podobne objawy co te zatrute? Może to psychoza, a może po prostu grypa? – zastanawia się jeden z mieszkańców Babiaka.

To ci klops!

W szkole w Babiaku lekcji nie będzie do odwołania. Stołówkę zamknięto. W końcu kucharki też chorują. Rodzice zatrutych dzieci i one same zarzekają się, że nie będą już korzystać ze szkolnej stołówki. – Ja się wypisuję! – krzywi się jedna z dziewczynek. – Ja też nie będę jadł tam obiadów – wtóruje jej kolega.

Wójt Chojnowski jest podminowany całą sytuacją. – Tak się staraliśmy, żeby tę kuchnię wyposażyć. Trzy lata temu zrobiliśmy tam generalny remont. A tu taki klops! – wzdycha.

Maciej Goździkowski
zastępca dyrektora SP ZOZ w Kole

Znaleźliśmy się w sytuacji kryzysowej. Kiedy otrzymaliśmy informację, że zatruciu mogło ulec nawet 200 osób, natychmiast przenieśliśmy oddział dziecięcy na ginekologię, a w jego miejsce urządziliśmy oddział zakaźny. Skontaktowaliśmy się też ze szpitalami w Koninie i Turku, żeby upewnić się, że przyjmą od nas część pacjentów. Takich rozmiarów zatrucia w historii kolskiego szpitala chyba jeszcze nie było. Jedynie 20 lat temu mieliśmy 30 dzieci, które zatruły się czymś w przedszkolu.

Marcin Olejniczak
powiatowy inspektor sanitarny w Kole

Zostały pobrane próbki żywności z tego obiadu i przeprowadzone wywiady. Będą zrobione też inne badania: wymazowe, czystościowe ze sprzętu kuchennego, a także kału. Potrwa to kilka dni. Ile osób mogło ulec zatruciu? Mamy informację o 165 wydanych posiłkach, chorych jest w granicach 80, a hospitalizowanych około 60. Może być też i tak, że ktoś jest zarażony, ale może nie mieć objawów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto