Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Liczył na pomoc lekarza, ale ten go odesłał

Paweł Brzeźniak
25-letni Mateusz Wilkosz pojechał na SOR z narastającym bólem w stopie. Twierdzi, że nie otrzymał pomocy, bowiem minęło sześć godzin od zdarzenia... którego nie było.

W piątek, 24 kwietnia, przed przyjazdem do pracy zaczęła mi puchnąć lewa kostka. Nie wiem co się stało, bo wcześniej nie miałem w tym miejscu żadnego uderzenia ani stłuczenia. W pracy owinąłem sobie kostkę bandażem. Zdjąłem go jednak po pewnym czasie, bo kostka była porządnie spuchnięta. Miałem problemy z poruszaniem się. Musiałem wrócić samochodem i miałem problemy z wciśnięciem sprzęgła w aucie. Nie kierowałem się na pogotowie, bo miałem pewność, że na trasie coś się stanie, że mogę komuś wyrządzić krzywdę – mówi Mateusz Wilkosz, 25-letni mieszkaniec Zdziechowy, który zwrócił się do nas z prośbą o interwencję. – W sobotę na 10:00 musiałem być w pracy. To był dzień odpustu św. Wojciecha i postanowiłem, że do szpitala pojadę wieczorem. Nie wiedziałem, ile czasu zajmie mi wizyta w szpitalu. Wychodziłem z założenia, że wieczorem będzie mniej ludzi – dodaje nasz rozmówca. – W ciągu dnia kostka spuchła. Bratowa przywiozła mnie na Szpitalny Oddział Ratunkowy po 22:00. Były trzy osoby oczekujące. Opowiedziałem lekarzowi całą tę historię i to, że po prostu nie miałem możliwości wcześniejszego przyjazdu – opisuje zdarzenie pan Mateusz.

Reakcja lekarza, który był na dyżurze zaskoczyła jednak poszkodowanego.– Lekarz poinstruował mnie, że staw skokowy jest najważniejszy w całym ciele. Dodał także, że cały dzień robił wyjątki, ponieważ inni też przyjeżdżali z bólem, który trwał kilka dni. Podkreślił, że jestem nieodpowiedzialną osobą i że tego wyjątku tym razem nie zrobi. Dodał, że z urazami stawu skokowego przyjeżdża się maksymalnie do sześciu godzin po zdarzeniu – mówi oburzony 25-latek. – Tylko, że tutaj nie było zdarzenia, bo kostka zaczęła mnie boleć nagle. Pomyślałem o tym, żeby wyjść z gabinetu, uderzyć się w krzesło i powiedzieć, że to stało się kilka minut temu. Zrozumiałbym, gdyby za mną ktoś czekał z naprawdę poważnym przypadkiem. A w poczekalni nie było już nikogo. Lekarz powinien chociaż zrobić zdjęcie, żeby coś ustalić. Każdy krok sprawiał mi trudność. Staram się być kulturalny, więc pożegnałem się. Uznałem, że nie ma sensu dyskutować z człowiekiem, który i tak nie zmieni zdania. W poniedziałek byłem u lekarza rodzinnego, który skierował mnie na zrobienie zdjęcia. Do ortopedy dostałem się tylko dzięki uprzejmości innych oczekujących pacjentów. W sobotę byłem zażenowany całą sytuacją, która moim zdaniem nie powinna mieć miejsca – dodaje Mateusz.

Zwróciliśmy się w tej sprawie do Krzysztofa Bestwiny, p.o. dyrektora szpitala w Gnieźnie. – Często jest tak, że w soboty i niedziele ludzie traktują SOR jako miejsce pierwszego kontaktu z lekarzem w przypadku jakiegokolwiek schorzenia. W takich sytuacjach należy udać się na pogotowie ratunkowe przy ul. Wyszyńskiego. Lekarze rodzinni nie dyżurują tylko w przychodniach. Nocna i świąteczna pomoc lekarska i pielęgniarska w tym miejscu działa całodobowo. Błędem było to, że lekarz nie poinformował o tym pacjenta – przyznaje Krzysztof Bestwina, p.o. dyrektora ZOZ-u w Gnieźnie. – Dobrze, że poruszyliście ten temat, bo z pewnością zmotywuje to nas do kampanii informacyjnej wśród pacjentów. Jednocześnie zapraszam tego pacjenta na rozmowę. Chętnie przyjmę jego uwagi i spostrzeżenia – kończy Bestwina.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto