W Londynie Marika Popowicz startowała w polskiej sztafecie 4x100 m. Tym razem zawodniczki nie zdobyły medalu, były na miejscu dziewiątym - a więc pierwszym poza finałem. Jednak dla urodzonej w Gnieźnie sprinterki igrzyska to nie porażka, a wyjątkowe przeżycie. Dość wysokim osiągnięciem dla niej jest już to, że się tam znalazła - przed osiemdziesięciotysięczną widownią, wśród tysięcy sportowców, na największym sportowym "święcie".
- To jest coś niesamowitego - przyznaje. Opowiada, ze dla niej start na olimpiadzie wiązał się ze stresem, ale takim, który mobilizuje. Rzeczywiście znaczenie miało, kiedy z tłumu na widowni udało się wyłowić swoje imię lub słowo "Polska".
- Wtedy się wie, że na pewno jest o tę jedną osobę więcej, która mi dobrze życzy - mówi.
Marika biega od 13. roku życia. Wcześniej, w czasach szkolnych, spróbowała też takich dyscyplin jak siatkówka, piłka ręczna, tenis stołowy. Szybko odkryła jednak, że jej miejsce jest w dyscyplinach lekkoatletycznych. Od biegów przełajowych (pierwszy, w jakim wystartowała, w Trze-mesznie, okazał się zwycięski) przeszła do sprintu. Jako 13-latka związała się z klubem Zawisza z Bydgoszczy. Co było trudną decyzją dla jej rodziny. Ale po latach okazało się dobrym wyborem.
- Wtedy raczej bawiłam się sportem, nikt nie przypuszczał, że przyjdzie mi stanąć w szranki z najlepszymi na igrzyskach olimpijskich - opowiada zawodniczka. Przyznaje, że to nie było od początku treningów jej celem, ani nawet marzeniem. Stopniowo jednak zaczęło nabierać kształtów. A po Pekinie, do którego niestety się nie zakwalifikowała przez falstart, choć należała już wtedy do czołówki najszybszych dziewczyn na świecie, igrzyska w Londynie były już celem numer jeden.
- Od czterech lat wszystkie imprezy po drodze były potwierdzeniem tego, czy jest forma i co jeszcze zrobić, by się na te igrzyska załapać - opowiada.
Marika Popowicz do dziś związana jest ze swoim miejscem urodzenia, zameldowana jest w Kruchowie, gdzie wraca pomiędzy trwającymi tygodnie obozami sportowymi. Wspomina, że karierę sportową zaczęła za namową ówczesnego dyrektora Szkoły Podstawowej nr 2 w Trzemesznie. Dzisiaj chętnie korzysta za zaproszeń na spotkanie z dziećmi i młodzieżą w rodzinnych stronach. Kiedy tylko nie jest na obozie, czy zawodach. Poza tym Marika jest też związana zawodowo z wojskiej - gdzie na razie, jak mówi - broni przede wszystkim wyników sportowych, biorąc udział w odpowiednikach olimpiady i mistrzostw świata tylko mundurowych.
Przyznaje, że miała szczęście spotkać na swojej drodze osoby, które nią pokierowały, bardzo dużo pomogły na początku drogi.
- Cieszy mnie to i osobiście, i patrząc całościowo, bo w tych małych miejscowościach rosną osoby, które odnoszą sukcesy - mówi i osiągnięciach Mariki Dariusz Pilak, starosta gnieźnieński.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?