Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

NANGAR KHEL - Tajny raport o akcji polskich żołnierzy trafił do internetu

Łukasz Cieśla
Andrzej Szozda
Jednym z dokumentów ujawnionych przez witrynę Wikileaks jest relacja amerykańskiego oficera na temat ostrzału przez polskich żołnierzy wioski Nangar Khel w 2007 r. W wyniku tej akcji zginęło sześcioro Afgańczyków, w tym cztery kobiety i niemowlę, a trzy inne kobiety zostały ranne - jedna była w 9 miesiącu ciąży.

Brytyjski dziennik „Guar-dian” napisał w swoim artykule na temat ujawnionych dokumentów, iż śledztwo w tej sprawie wlecze się w Polsce. Czy ta notatka wpłynie na proces siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabicie cywilów?

– Dokument będzie przełomem, jeśli udałoby się wykazać, że autor bazował na innych źródłach niż polska prokuratura. Innymi słowy, że jego ustalenia opierają się na dotychczas nieznanych, niepublikowanych informacjach, np. na amerykańskich danych wywiadowczych – mówi chcący zachować anonimowość polski żołnierz biorący udział w misji w Afganistanie.

Autor notatki pisze m.in., że „około 10.30 rano w dniu incydentu pojazd patrolowy najechał na minę w pobliżu wioski. Drugi patrol przybył na pomoc, lecz również najechał na minę. Polscy żołnierze zidentyfikowali czterech członków <

> i schwytali dwóch z nich. Pozostali uciekli. Zgromadzono jednak znaczącą liczbę danych wskazujących, że powstańcy są ciągle w okolicy”.

Dalej autor notatki tłumaczy, że śledztwo – zarówno formalne, jak i nieformalne – wszczął polski prokurator oraz funkcjonariusze żandarmerii i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w związku z czym nie mógł uzyskać tych informacji bezpośrednio od żołnierzy, którzy brali udział w akcji. Co ciekawe, pisze, że również oficer kontrwywiadu nie uzyskał dostępu do żołnierzy.

– „To jest przyczyną wielu niesprawdzonych relacji” – pisze Amerykanin.
Notatka zawiera część informacji, które do tej pory nie były szerzej znane. Przykładowo wcześniej nie mówiło się o proteście, który po ostrzale Nangar Khel zorganizowała miejscowa ludność. Natomiast najważniejsze informacje, dotyczące obecności talibów pod Nangar Khel, to żadna nowość. I co istotne, w raporcie pojawiają się sformułowania, które osłabiają jego wymowę. Autor podaje, że informacje są zbyt pobieżne do oceny przyczyn tragicznego zdarzenia.



„Czterech uczestników <> było widzianych w sąsiedztwie wioski. Nie jest pewne, czy się w niej skryli czy jedynie przejechali przez nią” – pisze dalej autor.

Jak podaje, pomiędzy polskimi żołnierzami a talibami doszło do wymiany ognia. Polacy zaczęli strzelać z karabinu maszynowego. Ten jednak zaciął się i wtedy sięgnięto po moździerz. Jeden pocisk trafił w dach domu, drugi spadł w jego pobliżu, a trzeci wpadł do środka. W domu trwało akurat przyjęcie weselne. Zginęło sześć osób: cztery kobiety, mężczyzna i dziecko. Wśród trzech rannych kobiet, jedna była w dziewiątym miesiącu ciąży. Autor dodaje, że wydarzenia będę miały negatywny wydźwięk, a pod polską bazą protestowało już 120 miejscowych.

Wiadomo, że notatka powstała krótko po ostrzale Nangar Khel. I w swej treści jest zbieżna z pierwszą, jednak nieprawdziwą, wersją przedstawianą przez polskich żołnierzy. Ci twierdzili bowiem, że widzieli talibów, a potem wywiązała się między nimi strzelanina. W jej efekcie pociski spadły na wioskę.

– Rzeczywiście, nasza początkowa wersja nie była zgodna z rzeczywistością. Nieprawdą było to, że widzieliśmy talibów na własne oczy – mówi ppor. Łukasz Bywalec, jeden z oskarżonych żołnierzy, który dowodził plutonem pod Nangar Khel.

Oficer dodaje jednak, że z nasłuchu wynikało, iż talibowie są w okolicy.
– Takie dane zawarto w przekazach radiowych. Poza tym tam trzeba być na miejscu i poczuć na własnej skórze atmosferę ciągłego zagrożenia – podkreśla Bywalec.

– Było pewne, że skoro talibowie podłożyli miny, to zaczną do nas strzelać, kiedy tylko wszyscy zbierzemy się w jednym miejscu. Nasza taktyka, którą stworzyli Amerykanie, zakładała, żeby uprzedzać ataki i samemu prowadzić ostrzał. Tak też było w tamtym przypadku.

Poznańska prokuratora wojskowa, która oskarżyła żołnierzy, nie chce wypowiadać się na temat treści notatki.

– Nie komentujemy informacji podawanych przez media, tym bardziej że w tym przypadku nie znamy nawet ich autora – zaznacza prokurator płk Jakub Mytych.

Proces żołnierzy na razie stoi w miejscu, bo sąd nakazał śledczym uzupełnić braki w materiale dowodowym. Mają na to czas do połowy sierpnia.



Co się wydarzyło w wiosce?

Do ostrzału doszło 16 sierpnia 2007 roku. Rankiem w okolicach Nangar Khel wybuchły miny-pułapki. Kilka godzin później na miejsce dojechali Polacy z bazy Wazi-Kwa. Mieli wesprzeć zaatakowanych żołnierzy sił ISAF. Grupa polskich żołnierzy, dowodzona przez ppor. Bywalca, otworzyła ogień w stronę wioski. Ta na mapie, którą posiadali Polacy, była zaznaczona jako „Non fire area”, czyli obszar, na którym nie wolno prowadzić ostrzału. Pociski wystrzelone z moździerza trafiły w zabudowania. Zginęło sześcioro Afgańczyków, trzy osoby zostały ciężko ranne. Żołnierze biorący udział w akcji podczas późniejszych przesłuchań w poznańskiej prokuraturze twierdzili, że rozkaz ostrzału Nangar Khel wydał im kpt. Olgierd C., dowódca bazy Wazi-Kwa. Rzekomo miał powiedzieć „niech gniew Boży spadnie na wioski”. Żołnierze tłumaczyli, że nie chcieli wykonać tego polecenia, a pociski spadły na dom wskutek wadliwie działającego moździerza. Z kolei Olgierd C., który pozostał w bazie i nie był obecny w czasie ostrzału, twierdzi, że nie wydał wspomnianego rozkazu. Prokuratura oskarżyła jednak zarówno jego, jak i pozostałą szóstkę, która pojechała na miejsce. Śledczy jako dowody na ich winę przedstawiają m.in. zeznania innych polskich żołnierzy, którzy byli pod Nangar Khel.

Z adwokatem Andrzejem Reicheltem, obrońcą oskarżonych żołnierzy, rozmawia Łukasz Cieśla

Zaskoczyła Pana treść amerykańskiej notatki na temat wydarzeń w Nangar Khel?
Trudno mówić o wielkim przełomie, bo te informacje były nam już wcześniej znane. Ale pojawiło się kilka ciekawych szczegółów. Na przykład jest mowa o czterech uczestnikach biorących udział w ostrzale naszych żołnierzy. Potwierdza to, że pod Nangar Khel byli obecni bojownicy, którzy prowadzili ostrzał w stronę sił koalicji. Dlatego nasi mieli prawo otworzyć do nich ogień.

Ujawnienie notatki wpłynie w jakikolwiek sposób na linię obrony żołnierzy?
Nie, bo ona była i pozostanie taka sama – oskarżeni żołnierze mieli prawo otworzyć ogień, gdyż wcześniej zostali zaatakowani.

Będzie Pan domagać się od sądu wojskowego, aby włączył ten dokument do materiału dowodowego?
Takiego wniosku nie złożę, bo na razie nie ma potwierdzenia autentyczności notatki. I choć jest ona korzystna dla żołnierzy, to nadal jest to pewnego rodzaju analiza nieznanego autora. Poza tym w niektórych miejscach pojawiają się sformułowania wskazujące, że dla niego samego coś nie jest jasne albo pewne.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto