Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasi strażacy - to oni nieśli pierwsi pomoc podczas i po burzy

Łukasz Cieśliński
Nagła ciemność, jaką wzrokiem ciężko ogarnąć. Dookoła grzmoty, błyski i złowrogi szum wiatru. Dźwięki łamiących się drzew i uderzających przedmiotów. Uczucie zagrożenia i grozy. A gdzieś w tle migają niebieskie błyski, słychać dźwięk syren. To strażacy. Już są w akcji. Dzięki tym błyskom, widocznym gdzieś w oddali wielu z nas odczuło choć trochę komfortu. Ktoś walczy z żywiołem i robi wszystko, byśmy mogli czuć się bezpiecznie.

Niemal od razu, jak rozpętała się burza, na drogach już mogliśmy zobaczyć działające służby. Dziś, na spokojnie, rozmawiamy ze strażakami ochotnikami o ich emocjach, ale też o tym, jak wyglądała koordynacja i pomoc mieszkańców.

To było nowe przeżycie
– Nikt z nas nie widział wcześniej takiego zjawiska. Nasza jednostka składa się praktycznie z młodych osób, więc dla nas wszystkich było to nowe przeżycie – mówi dh Krystian Perkowski z OSP Strzyżewo Smykowe. – Jeździliśmy na dwa samochody, 15 osób, w tym 3 dziewczyny. Nie tylko my, ale wszystkie jednostki z naszego powiatu działały w Gnieźnie, wykonując dobrą robotę. Kilkanaście godzin ciężkiej fizycznej pracy, chwila przerwy i... nastepne kilka dni usuwania skutków nawałnicy. Wszystkie jednostki OSP „odwaliły” świetną robotę. Każdemu strażakowi należą się podziękowani a – zaznacza strażak.

Jedziemy na zupełnie inne zdarzenie, ale nie dojeżdżamy...
– Drogi całkowicie nieprzejezdne, miasto stoi, auta na drodze krajowej stoją w poprzek, ludzie bez dachu nad głową, zalane domy i piwnice – na gorąco opisują swoje działania strażacy z OSP Trzemeszno. – Do naszych działań w pierwszej fazie należało dotarcie do pożaru domu, po chwili jednak wszystko się zmienia i jedziemy na zupełnie inne zdarzenie. Nie dojeżdżamy, bo dojazd blokują drzewa, natychmiast przystępujemy do działań. Drzewo za drzewem i udaje się jechać dalej. Po godzinie działań jesteśmy wykończeni, ale pracy nie widać końca. W pewnym momencie po usunięciu kolejnego drzewa dostajemy priorytetowe zgłoszenie o przewróconym drzewie na butle z tlenem przy szpitalu na ul. 3 maja. Na miejscu zastajemy uszkodzoną wiatę z tlenem, powyginane rury i instalację od butli. Słychać wyciek. Przystępujemy do usuwania drzewa i zadaszenia. Informujemy Izbe Przyjęć o problemie z tlenem. Na miejsce dojeżdża grupa chemiczna z Gniezna. Udaje się jednak zakręcić zawór i możemy zakończyć działania – dodają. TUTAJ przeczytasz całą relację z akcji OSP Trzemeszno

Każdemu na miarę swoich możliwości pomagaliśmy
Druh Arkadiusz z OSP Karniszewo mówi o niezwykłej determinacji, jaka towarzyszyła im podczas działań. – Odczucia, jakie nam towarzyszyły, to na pewno determinacja podczas akcji oczyszczania drogi do jeziora Niedzięgiel, gdzie mówiło się o przewróconej łódce z sześcioma osobami na pokładzie. Przykre jest to, że tak dramatyczne fałszywe alarmy się zdarzają w takich chwilach, ponieważ byliśmy potrzebni w innych częściach powiatu. Towarzyszyło nam zmęczenie, ale nigdy nie poczuliśmy się bezradni i każdemu na miarę swoich możliwości pomagaliśmy.

Mamy dwa auta 30-letnie i były chwile, że odmawiały posłuszeństwa
– Mamy już ponad 60 godz w akcji tylko na terenach wsi Modliszewo, Modliszewko, Goślinowo, czyli obszar stosunkowo mały, ale po tym można wywnioskować ogrom szkód – twierdzi z kolei jeden ze strażaków z OSP Modliszewo. – Do tego nocne pożary aut, zalane piwnice – te intrerwencje przekładają się na małą ilość snu. Pracy wciąż jest dużo, ale jest dobra logistyka, jeżeli chodzi o napoje, posiłki, czy materiały potrzebne do zabezpieczenia dachów. Trochę szkoda, bo mamy 2 auta 30-letnie i były chwile, że odmawiały posłuszeństwam ale na bieżąco nawet na miejscu zdarzenia je naprawiliśmy, by działać dalej. Niestety władze gminy tego nie widzą i twierdzą, że nowe się nie należy. Natomiast jeżeli chodzi o drobniejszy sprzęt, to już nie było problemu - po awarii pilarki była zgoda gminy na zakup nowej – dodaje z nutą goryczy.

Idąc pieszo z pilarkami w dłoni, walczyliśmy o udrożnienie krajowej "Piętnastki"
– Każdy przeżywa to na własny sposób, nigdy w naszym życiu i karierze jako strażaków ochotników, nie mieliśmy do czynienia ze zdarzeniami na taką skalę.– zauważa dh Sławomir Borowiak z OSP Żydowo. – Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że dom dwóch naszych druhów ucierpiał podczas nawałnicy; zabezpieczyliśmy razem z nimi ich dom i razem pośpieszyliśmy z pomocą, która z przerwami na odpoczynek trwała 3 dni. Nie mniej, większość emocji była tłumiona przez szok, jakie spustoszenie potrafi sprawić burza –dodaje, podkreślając, że bardzo pomogło sprawne dowodzenie. – Sprawne dowodzenie, fenomenalne zaplecze logistyczne i wsparcie władz lokalnych pozwoliło skupić się „na robocie”. Było ciężko. Mamy nadzieję nie przechodzić podobnych „atrakcji” w przyszłości. Chcę jeszcze dodać, że jestem dumny, że mogę służyć z taką ekipą – idąc pieszo od Żydowa do gnieźnieńskiej Pustachowy, z pilarkami w dłoniach walczyliśmy o udrożnienie krajowej 15.

Momentami towarzyszyło przerażenie
Marcin Ziółkowski, wiceprezes zarządu OSP w Łubowie tak opisuje swoje emocje: – Przez cały czas towarzyszyło niedowierzanie a mi osobiście, momentami przerażenie. Tak, przerażenie - to jest właściwe słowo. Jako dowódca zastępu miałem ciągły kontakt z Powiatowym Stanowiskiem Kierowania przez radiostację. Praktycznie podczas każdej rozmowy z dyspozytorem, w tle było słychać dzwoniący telefon. Tak było, gdy wyjeżdżaliśmy do zdarzenia, po jakimś czasie i tak było nad ranem. Sam ogrom zniszczeń, ilość zgłoszeń na raz, ludzi oczekujących aż ktoś do nich przyjedzie, to wszystko się nie mieści w głowie. Jeździliśmy praktycznie od zgłoszenia do zgłoszenia, widzieliśmy na ludzkich twarzach, zmęczenie, zrezygnowanie ale też ulgę, że ucierpiały tylko dobra materialne. Niekiedy zdarzały się interwencje, do których nie powinniśmy być wzywani. Wtedy tłumaczyliśmy co należy zrobić, jakie podjąć dalsze kroki. Nie wiem skąd się to brało - być może stąd że to pierwsze tak poważne zdarzenie na naszym terenie. Jednak każdemu trzeba pomóc, jak nie działaniem, to chociaż radą. W początkowej fazie działań, gdy jechaliśmy do zdarzenia, bywało tak, że sami musieliśmy zrobić sobie dojazd na miejsce. Bo jeszcze nikt w tamtym kierunku nie jechał. Oczywiście, tym samym czas dojazdu się wydłużał, jednak odciążaliśmy tym samym inne jednostki, które niedługo później mogły zmierzać w tym samym kierunku.

Udało się obronić przyległe budynki
OSP Witkowo tak opisuje pierwsze godziny pracy podczas nawałnicy: - Pierwsza dyspozycja tyczyła miejscwości Pakszyn gdzie wiatr zerwał dach. Niestety nie docieramy tam gdyż po drodzie już w Małachowie Wierzbiczany natrafiamy na powalone na jezdnie drzewa. W trakcie ich usuwania dochodzi do dwóch groźnych zdarzeń. W Skorzęcinie na jeziorze miała wywrócić się łódka wraz z 6 osobami które zaginęły. Na miejsce dysponowane są również pozostałe jednostki z gminy: OSP Skorzęcin, OSP Wiekowo z łodzią oraz jednostki z powiatu słupcekiego i specjalistyczna grupa nurkowa. Alarm okazał się fałszywy po ponad 5 godzinach poszukiwań. W Ruchocinie, najprawdopodobniej od uderzenia pioruna, dochodzi do pożaru w gospodarstwie. Na miejscu działaliśmy z OSP Mielżyn, WSP z Powidza oraz OSP Strzałkowo. Udało się obronić przyległe budynki. Spaleniu uległ jedynie jeden budynek gospodarczy. Zaraz po tych zdarzeniach udaliśmy się do miejscowości Malczewo, Pakszyn, Szczytniki Czerniejewskie gdzie wiatr zrywał dachy i łamał drzewa. Najdłuższą drogę pokonaliśmy do miejscowosci Smolary (gmina Trzemeszno) tam powalone drzewa zerwały linię i obaliły słupy energetyczne. Dojazd od samego Witkowa był utrudniony przez powalone drzewa, działaliśmy wspólnie z OSP Trzemżal. Kierując się dalej na obwodnicy Gniezna (Dalki) również usuwamy złamane drzewa. Ostatecznie po udrożnieniu drogi DW260 z drzew, gałęzi i konarów na wysokości lasu Jelonek, wspólnie z OSP Niechanowo i OSP Karniszewo, wracamy do bazy. TUTAJ przeczytasz całą relację z akcji OSP Witkowo

To nie jakieś tam ochotnictwo - to ryzykowanie
mł.bryg. Bartosz Klich, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie i** jeden z dowódców, nie kryje podziwu w stosunku do strażaków-ochotników: - Inna sytuacja jest, jeśli chodzi o strażaka zawodowego. Natomiast trzeba zrozumieć, że ochotnicy mają swoją pracę. Oni mają szkoły, żniwa, rodziny, chore dzieci, inne obowiązki, ale ci ludzie są teraz non stop w pracy. Oni cały czas się poświęcają. Dotychczas wszyscy mówili takie górnolotne rzeczy, ale mam nadzieję, że teraz wszyscy to już naprawdę widzą – że to tak nie jest, że to tylko jakieś tam ochotnictwo, ale to jest ryzykowanie, bo można dostać dachówką w głowę, może drzewo się wywrócić, a przecież zamiast tego można byłoby spokojnie siedzieć w domu i patrzeć w telewizji co się dzieje. Życzyłbym im, żeby mieli zawsze odpowiednią ilość sprzętu, nie musieli się martwić o jego stan techniczny, a mogli dostarczać zawsze swoją pomoc i siłę fizyczną - dodaje Klich.

Prawie 1200 zgłoszeń do straży pożarnej, uszkodzonych blisko 250 budynków, niemal cały powiat przez długi czas bez prądu - to bilans piątkowej nawałnicy w powiecie gnieźnieńskim. Łącznie w akcji usuwania skutków burzy uczestniczyło 500 strażaków państwowej oraz ochotniczej straży pożarnej. Dziękujemy!

W piątek 18 września artykuł o naszych strażakach ukaże się również w "Gnieźnieńskim Tygodniu".

Przeczytaj też: Burza w powiecie gnieźnieńskim - jakie straty wyrządziła?

"Zdążyłem wybiec z namiotu tuż przed tym jak spadło drzewo". Harcerze relacjonują tragiczną noc w lesie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nasi strażacy - to oni nieśli pierwsi pomoc podczas i po burzy - Gniezno Nasze Miasto

Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto