Przypomnijmy, że mała Hania cierpi na nowotwór złośliwy oka - siatkówczaka. Jedyną szansą dla dziewczynki, by uratować oko, była kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych. By mogło do niej dojść, rodzina musiała zebrać aż 1,5 mln złotych. Dzięki determinacji najbliższych dziewczynki, ale także ogromnemu wsparciu mediów i ludzi z różnych branż, osób prywatnych i sponsorów niemożliwe stało się możliwe: dziś Hania jest już w Stanach i przechodzi zabiegi i rehabilitację.
- Mieszkamy w hotelu Ronald Mcdonald House przy ulicy 405e 73rd Street, Jest to duży dom przeznaczony dla rodzin dzieci onkologicznych leczących się w pobliskich szpitalach których jest mnóstwo w okolicy - mówi nam Marcin Pietraszewski, tata Hani. Hotel usytuowany jest niedaleko centrum Manhattanu, rodzina bardzo zadowolona jest z warunków. - Mieszkamy na 1 pokoju z łazienką na 5 piętrze, ale generalnie warunki i cena są super. Na dole mamy jadalnie i duży pokój zabaw. Generalnie mieszkamy niedaleko centrum Manhatanu, więc jest głośno, gwarno i tłocznie ale ma to też swój urok - dodaje Marcin Pietraszewski.
Co oczywiste, na razie rodzina nie ma ani czasu, ani głowy na zwiedzanie Nowego Jorku. W tej chwili cała energia skupiona jest na leczeniu dziewczynki. - Póki co nie mieliśmy czasu na zwiedzanie, tylko raz byliśmy w Central Parku. Nie za bardzo jeszcze możemy pozwolić sobie na dłuższe spacery z Hanią po chemii - mówią rodzice.
Co do leczenia to rokowania są bardzo dobre. Pierwszy raz w Nowym Yorku Hania była w styczniu. Wtedy też była badana przez dra Davida Abramsona, który przedstawił rodzicom wszystkie możliwe opcje leczenia. - Już wtedy zastosował laseroterapię, mimo że tydzień wcześniej lekarze w Polsce nie wykryli aktywności guza w oku - dodaje tata Hani. Badanie w USA tego nie potwierdziło, były części aktywne, które zostały usunięte laserem. Następnego dnia Hania miała zabieg podania chemii dotętniczo. - Polega to na podaniu 3 chemioterapeutyków bezpośrednio do oka poprzez tętnicę udową.W Polsce Hania miała ten zabieg 2 razy, pierwszy udany a za drugim nastąpił wstrząs anafilaktyczny, po którym lekarze stwierdzili, że Hania jest uczulona na kontrast jodowy, przez co nie chcieli więcej przeprowadzić zabiegu w Polsce - mówi pan Marcin. - Mieliśmy duże obawy co do kontynuacji leczenia tą metodą, bo powikłania są poważne, ale to była jedyna szansa na uratowanie oka i jak się okazało, podjęliśmy słuszną decyzję, bo lekarz w Stanach, który robił wywiad przed zabiegiem, stwierdził, że nie wierzy w alergię na kontrast, a według niego wstrząs był spowodowany zmianą cewników lub błędem lekarzy w Polsce - mówi tata Hani. Za jego diagnozą przemawiały statystyki: ponad 1600 udanych zabiegów, bardzo mało powikłań. Zgodnie więc z przewidywaniami, zabieg Hani, który trwał blisko 2 godziny, udał się bez problemu. Po paru dniach, odwiedzinach na pediatrii i badaniu krwi rodzina wróciła do domu.
Teraz Hania przechodzi kolejne zabiegi w USA. - Tym razem zdecydowaliśmy się zostać dłużej. Przeloty są bardzo drogie i męczące, więc podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu w hotelu na 2 miesiące - mówią rodzice. 24 lutego Hania miała drugie badanie u dra Abramsona, który stwierdził że jest postęp, gdyż guz w całości jest nieaktywny i na dodatek się zmniejszył. Kolejny zabieg podania chemii odbył się w zeszły czwartek, 25 lutego. Tak jak poprzednim razem również przebiegł bez żadnych komplikacji. - Czekamy na pozytywne rezultaty tego zabiegu, a jakie rzeczywiście będą, dowiemy się dopiero 23 marca. Wtedy to będziemy u dra Abramsona po raz trzeci. Prawdopodobnie następnego dnia będzie przeprowadzony kolejny zabieg. Jak widać zatem wszystko przebiega wręcz idealnie - nie kryją zadowolenia rodzice.
We wtorek Hania miała zabieg usunięcia portu naczyniowego. Nie będzie już leczona chemią tradycyjną, ogólnoustrojową. Kolejna wizyta na pediatrii i obowiązkowe badanie krwi przewidziane jest na poniedziałek. Co ważne, jak na razie Hania dobrze znosi chemioterapię. - W styczniu co prawda parę razy wymiotowała po chemii i miała słabe wyniki krwi, ale teraz jest już lepiej. Jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu leczenia. Jest kolosalna różnica w podejściu lekarzy do pacjentów i rodziców w porównaniu z Polską, nie mówiąc już o sprzęcie i doświadczeniu. W Polsce czekało nas w tej chwili jedynie usunięcie oka, a tutaj lekarz powiedział nam wprost, że nie ma takiej opcji, żeby Hania straciła oko. Będziemy go trzymać za słowo - dodaje Marcin Pietraszewski, tata dziewczynki.
Przed Hanią sporo badań. - Najprawdopodobniej będziemy latać do USA przez 2 lata, z tym że z czasem odstępy będą o wiele dłuższe - dodaje na koniec tata Hani.
**Za rehabiltację Hani trzymamy kciuki, tymczasem zapraszamy Was do obejrzenia zdjęć z pobytu Hani w Nowym Yorku oraz krótkiego filmiku, nagranego dla nas:
**
Więcej o historii Hani Pietraszewskiej możecie przeczytać TUTAJ!
Losy Hani na bieżąco możecie śledzić także na jej profilu facebookowym:
Ratujmy oczko Hani - Figa z makiem wygram z rakiem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?