18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paulina Błaszczak przyciąga potrzebujące zwierzęta.Teraz marzy o hotelu dla nich

KB
Mieszka z siedmioma psami, sześcioma kotami, dwoma żółwiami, dwoma dorosłymi i jednym niedawno urodzonym szynszylem, z królikiem i gekonem...

Paulina, jak rzadko kto ma w sobie dar "przyciągania" zwierząt, które potrzebują pomocy. Wszystkie te, które z nią mieszkają, zostały przez nią uratowane. Psy są w większości ze schroniska. Koty to często "znajdy". Żółwie natomiast zostały wypatrzone kiedy spacerowały po ulicach Swarzędza. Nie mogły trafić do zamkniętego schroniska więc trafiły do rodziny Błaszczaków. Szynszyle miały trafić na dwór, bo robiły bałagan, skończyły w pokoju Pau-liny. Królik też się komuś znudził. Gekon to jedyne zwierzę, które Paulina kupiła.

Dziewczyna ma dom pod Kiszkowem. Mieszka tam razem z rodzicami, którym musiała obiecać, że ...nie weźmie już pod opiekę żadnego zwierzaka.
- Oczywiście chodzi o wzięcia na stałe. Dalej będę pomagała potrzebującym psom czy kotom, a potem szukała dla nich nowego domu - przyznaje.
Obecnie miłośniczka zwierząt szuka nowej rodziny dla czarnej, niedowidzącej kotki oraz Lucky'ego, którego potrącił samochód. Kilkutygodniowe szczenię ma śrubę w łapce i na czas rehabilitacji na pewno zostanie u Pauliny.
- Staramy się nie przyjaźnić z osobami, które nie tolerują czy nie lubią zwierząt - deklaruje rodzina Błaszczaków.

Nic dziwnego, wejście do ich domu to nie lada przeżycie. Trzeba się przygotować, że za drzwiami napadnie" na nas gromada psów, które najpierw nas obszczekają, po to by za moment domagać się uwagi. Koty, zazwyczaj znajdują się albo na podwórku (mają specjalny wybieg), albo w innej części domu. Myli się ten co myśli, że taka ilość zwierząt musi prowadzić do niezłego "rozgardiaszu" w domu. Paulina od tak dawna zajmuje się swoją gromadką, że zdołała to wszystko "opanować". Zwierzęta są zadbane, zdaniem weterynarza lekko przekarmione (dotyczy to głównie psów) i najzwyczajniej w świecie szczęśliwe.
Paulinie trudno sobie przypomnieć od czego zaczęła się ta jej walka o lepszy los dla krzywdzonych zwierząt.

- Zanim się to przeprowadziliśmy mieszkaliśmy w bloku w Poznaniu. Mieliśmy wtedy owczarka, którego znalazła moja mama pod lecznicą. Po prostu ktoś go wyrzucił. Pies był chory, miał przepuklinę. To był nasz pierwszy pies - opowiada Paulina.

Po pięciu latach z targu dla zwierząt przywiozła z siostrą do domu psa w typie jamnika. Zwierzę jest w rodzinie do dzisiaj. Obecnie ma już czternaście lat.
- W pewnym momencie zaczęłam pomagać jako wolontariusz, w schronisku w Swarzędzu- przyznaje. Jak mówi, pierwszy pies, koło którego nie mogła przejść obojętnie, to był kundelek Nikita, która obecnie z nią mieszka.
- Kiedy słyszała, że jadę, stała pod furtką, cieszyła się. Stwierdziłam więc, że jeżeli mamy już dwa psy, to trzeci też nie zaszkodzi. I tak "Nikita" jest już z nami siedem lat.

Kiedy zamknięto schronisko w Swarzędzu, Paulina ani myślała przestać pomagać zwierzętom. Zaczęła wyłapywać bezpańskie czworonogi i znajdować im nowe domy.
- Ja bym nie potrafiła inaczej. Tak było z tym potrąconym szczeniakiem. Myślałam, że już nie żyje więc stwierdziłam, że chociaż biedaka na pobocze położę. Jak do niego podchodzę, a on łapkę podnosi. No to go wzięłam. Teraz dzięki pomocy fundacji Animalia jest leczony - przyznaje Paulina. Zwierzę zostało nazwane Lucky, podobnie jak inny czworonóg wzięty ze schroniska. Dziewczyna wzięła go do do-mu, ponieważ nie mogła pogodzić się z tym, że psiak nie jest akceptowany przez jednego z pracowników schroniska.

czytaj także: Kotka szuka nowego domu, wcześniej mieszkała w schronisku

- Bałam się, że go tam zabiją. Nieraz spadł ze schodów. Do teraz jest trochę zdziwaczały, przestraszony. Musiałam mu pomóc i tak w domu pojawił się czwarty pies.
Potem pojawiła się Lucy, z wadą tylnych nóżek, przez co nikt jej nie chciał adoptować. W pewnym momencie zapadła decyzja o uśpieniu jej, tak więc zwierzę wylądowało w rodzinie Błaszczaków.
- W pewnym momencie okazało się, że nasz owczarek jest bardzo chory. Nie było szans na jego ratunek. Żeby tak bardzo za nim nie tęsknić wzięliśmy Daisy. Brałam ją jak miała dziesięć miesięcy, ale była po strasznych przejściach. Jako szczeniak była maltretowana, mieszkała w szopie, bardzo bała się ludzi - opowiada Paulina. Dwa kolejne psy to 7-letnia Fifi, bez jednej łapki, która oficjalnie należy do mamy Pauliny oraz Tady - pies siostry.

Przez dom dziewczyny i jej rodziny przewinęła się niezliczona ilość zwierząt. Wszystkim jest udzielana niezbędna pomoc weterynaryjna i szukany nowy dom. Zanim Paulina wyda jakieś zwierzę spisuje umowę adopcyjną. Pies nie może trafić na łańcuch ani do budy. Nowy właściciel musi się też zgodzić na to, aby Paulina go odwiedziła.
- Ja tak naprawdę utrzymuję kontakt z tymi osobami. One przysyłają mi zdjęcia - mówi.

Jak mówi, utrzymanie takiej gromadki nie jest tanie. Miesięcznie psy zjadają ok. 40-50 kg karmy, plus ok. 15 dużych puszek mięsa (wg zaleceń weterynarza dostają je co dwa dni), do tego ryż oraz makaron. Koty natomiast zjadają miesięcznie 15 kg karmy...
Zdaje sobie sprawę, że o takich osobach jak ona mówi się, że są zdziwaczali. Jednak nic sobie z tego nie robi. Dalej chce pomagać, zresztą jak ma tego nie robić, jak wciąż napotyka potrzebujące zwierzęta. Jej wielkim marzeniem jest stworzenie hotelu dla zwierząt.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto