Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąsiedzka troska - przesadzona czy wskazana?

Paweł Brzeźniak
Paweł Brzeźniak
Jedna z mieszkanek ulicy Libelta wezwała służby ratunkowe, bo od dłuższego czasu nie widziała swojej sąsiadki. Interwencja straży była jednak krótka, bo w mieszkaniu nikogo nie było

Sąsiedzka troska - przesadzona czy wskazana?

W miniony czwartek po godzinie 10:00 do straży pożarnej w Gnieźnie wpłynęło zgłoszenie od jednej z mieszkanek, że od kilku dni nie widziała swojej sąsiadki i niepokoi się o jej los.

Na miejsce przyjechała straż pożarna oraz policja. Po chwili na miejsce przyjechał wóz strażacki z wysięgnikiem z drabiną, dzięki któremu strażacy weszli na ostatnie piętro bloku przy Libelta. - Strażacy weszli w asyście policji i okazało się, że nikogo nie ma. Na całe szczęście nie było osoby poszkodowanej. Dalsze czynności w tej sprawie prowadzi policja. Zaniepokojona sąsiadka zobaczyła otwarty balkon i się zaniepokoiła - mówi kpt. Łukasz Michalak z Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie.

Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ.

To skłania nas do zastanowienia, czy tego typu przypadki są częste, czy są uzasadnione i czy sąsiedzka troska nie jest czasem przesadzona. - Z doświadczenia pracy w Gnieźnie i Poznaniu widzę, że ta troska jest wskazana i nie można nazwać ją przesadną. Wiele razy wchodzimy do mieszkania, gdzie znajduje się osoba, która nie żyje lub jest w ciężkim stanie. Wydaje mi się, że taka troska i zainteresowanie się ze strony sąsiadów jest potrzebne - podkreśla Łukasz Michalak z PSP w Gnieźnie, który zaznacza, że bloki na ulicach Roosevelta, Libelta czy Budowlanych należą do tych, gdzie w większości mieszkają starsi ludzie. To miejsce, jak i pozostałe tego typu, są najbardziej narażone na tego typu działania. A postępowanie strażaków utrudniają wąskie uliczki osiedlowe przez które ciężko jest przejechać m.in. przez auta zaparkowane gdzie popadnie. - Lepiej przyjechać, wejść do mieszkania i sprawdzić, że jest puste, jak na Libelta niż tego zaniechać - dodaje.

Łukasz Michalak wskazuje na zupełnie odwrotny przypadek nowych bloków pobudowanych niedawno w Poznaniu. - Tam jeden drugiego nie zna. W przypadku interwencji jest wtedy większy problem, żeby ustalić, czy ktoś znajduje się w środku. Tam są osoby anonimowe i to może skutkować tragicznie. A kiedy są osoby starsze, to wiadomo, że fajnie jest mieć zaufanego sąsiada, który w razie potrzeby wezwie pomoc - przyznaje Michalak. - Wydaje mi się, że jest to dobra rzecz, nawet gdyby miała się odbyć kosztem naszego wyjazdu i moglibyśmy być akurat gdzie indziej. Na szczęście w naszym powiecie mamy takie środki, że jesteśmy w stanie sobie poradzić na każdym zdarzeniu - dodaje.

Przedstawiciel straży przyznaje, że coraz więcej jest wyjazdów dotyczących otwarcia mieszkania w razie jakichś zdarzeń. - Kilka dni temu w Trzemesznie doszło do podobnego zdarzenia, tam akurat rodzina je zasygnalizowała. Na miejse przyjechali strażacy z OSP Trzemeszno i policjanci, ale okazało się, że osoba nie żyje - dodaje Michalak. Strażak podkreśla, że statystycznie częściej zdarza się, że w większości przypadków takie wyjazdy dotyczą osób poszkodowanych, więc nie można mówić o przesadnej trosce sąsiadów.

Łukasz Michalak zaznacza, że ważne z punktu widzenia strażaków jest odpowiednie rozpoznanie terenu i wejście do mieszkania w taki sposób, aby spowodować jak najmniejsze straty. Dlatego np. w przypadku ulicy Libelta strażacy weszli przed drzwi balkonowe pod które dostali się przy pomocy drabiny na wysięgniku. - Nie chcemy, żeby ktoś pozostał z rozwalonym zamkiem czy futryną - dodaje strażak z Gniezna.

Co ważne, osoby, które zgłaszają zdarzenie takie, jak na ulicy Libelta, nie powinny się obawiać, że poniosą koszty nieuzasadnionego wyjazdu służb. - Trzeba pamiętać, że dyżurny dokładnie wypytuje, co się dzieje, przeprowadza gruntowny wywiad. Padają pytania, kiedy poszukiwana osoba była po raz ostatni widziana. Dyżurni starają się uzyskać jak najwięcej informacji i przekazać je dalej - tłumaczy Łukasz Michalak. - Najczęściej osoba zgłaszająca jest na miejscu, to przyjmujemy, że był to fałszywy alarm, ale w dobrej wierze, dlatego nie ma żadnych konsekwencji. Koszty ponoszą my wszyscy. To jest czyjaś troska i absolutnie nie traktujemy tego w kategoriach złośliwości w stosunku do nas - mówi strażak.

Co ważne, dyżurni muszą mieć predyspozycje psychologiczne, żeby już na wstępnym etapie ocenić, czy zgłoszenie jest realne czy też fałszywe. - Na szczęście fałszywe alarmy zdarzają się rzadko. Poza tym we współczesnych czasach mamy możliwość zidenyfikowania osoby po numerze telefonu - przyznaje Łukasz Michalak.

Strażak zaznacza, że jeśli mamy poważne wątpliwości co do losu naszych sąsiadów, głównie tych starszych, to możemy zgłosić sprawę do służb. - Najczęściej zgłasza to rodzina lub bardzo bliscy sąsiedzi - tak to wygląda. Wtedy mówią, że nie widzieli tej osoby od kilku dni, że choruje i nie wiadomo, co się z nią dzieje, że jest osobą starszą i porusza się na wózku lub o kulach - mówi Łukasz Michalak. - Tylko przyklasnąć takim osobom, które nie mają tę odwagę i nie boją się zgłosić takiej sprawy.

W kontekście naszego bezpieczeństwa istotne jest to, aby nie unikać kontaktów z najbliższymi sąsiadami z bloku, kamienicy czy na osiedlu domków jednorodzinnych. Nie brakuje sytuacji, które mogą świadczyć o tym, że takie osoby mogą uratować nasze życie.

Kot, który wie jak zrobić prawdziwą demolkę

źródło: STORYFUL/x-news.pl

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto