Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To prawdziwy cud, że Filip przeżył porażenie!

Paweł Brzeźniak
Niespełna dwa miesiące temu Filip został porażony prądem. Dziś postanowiliśmy odwiedzić chłopca i sprawdzić jak się czuje!

Był 5 maja 2014 roku. Filip i Wiktor bawili się wraz z Łukaszem na podwórku jego domu w Ruchocinie. W pewnym momencie chłopcy udali się w stronę znajdującej się nieopodal stacji transformatorowej. Od głównej trasy Witkowo-Mielżyn oddziela ją polna droga o długości kilkuset metrów. Teren należy do Wojskowej Agencji Mienia. Jest ogrodzony siatką z drutu kolczastego. Na budynku widniały znaki ostrzegawcze: „Nie dotykać – urządzenie elektryczne”. Filip, Wiktor i Łukasz weszli samowolnie do budynku rozdzielni. Filip chwycił jeden z przewodów, w wyniku czego doszło do spięcia. Chłopiec został porażony prądem. Jego koledzy byli w szoku. Na szczęście, szybko wezwali rodziców, którzy zadzwonili po służby ratunkowe. Przez długi czas po tym zdarzeniu emocje w Ruchocinie nie mogły opaść.

– Pierwsze moje pytanie brzmiało: „Czy Filip żyje?” – wspomina pani Halina, mama Filipa. – I tylko usłyszałam, że mama Łukasza zadzwoniła po pogotowie. Po kilku minutach przyjechał helikopter, Filip trafił do szpitala klinicznego w Poznaniu na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Wpuszczono nas na chwilę do syna, dosłownie na pięć minut. Jedną z pierwszych osób, które odwiedziły Filipa, był Łukasz. Do szpitala przyjechał także 7-letni krewny Filipa, który wołał: „Filip! Jestem tutaj!”.

Kiedy rodzina 12-latka wróciła do domu, rozpoczęła się prawdziwa walka o życie chłopca. Lekarze przewidywali, że to zdarzenie może zakończyć się śmiercią, a w najlepszym przypadku – utratą kończyn. – Mówiono nam, że prawdopodobnie syn nie będzie widział, nie będzie słyszał – twierdzi pani Halina, mama Filipa.
W tym czasie w okolicy Filipa odbyła się msza święta za jego zdrowie i życie. Jego rodzina otrzymała wsparcie znajomych i sąsiadów. W ciężkim stanie był również Łukasz, najbliższy przyjaciel Filipa, który widział całe zdarzenie. – Dosłownie paliło mu się przy głowie! – wspomina 11-latek. Przez pewien czas Łukasz potrzebował rozmów z psychologiem.

– Po tygodniu od wypadku przyszło załamanie, że nic już się nie da zrobić. Jednak nastąpił przełom i dzisiaj Filip jest z nami – mówi szczęśliwa pani Halina. Od wypadku w stacji transformatorowej minęło siedem tygodni. Na twarzy Filipa widoczne są oparzenia, które się zagoją. Skutki porażenia przez prąd widoczne są też na prawej dłoni chłopca. – Nikt nie potrafi nam wytłumaczyć, jak to się stało, jak to możliwe, że skutki są tak niewielkie. Oczywiście jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Najważniejsze, że syn żyje – mówi pani Halina.
– Cieszę się, że Łukasz przychodzi do mnie, odwiedza mnie. Często rozmawiamy ze sobą przez telefon – mówi Filip. Chłopcy zżyli się ze sobą, spędzają ze sobą wolny czas. – Można powiedzieć, że są ze sobą na dobre i na złe, z akcentem na złe – mówi z uśmiechem pani Halina.

Dzisiaj chłopcy rozpoczynają swoje wakacje. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie to dla nich czas radosny, a co najważniejsze – bezpieczny.

Zobacz więcej:

Ruchocin: 13-letni chłopiec porażony prądem! [FOTO]
Filip został porażony prądem – „dosłownie paliło mu się przy głowie!”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto