MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Kazimierz Moskal: W tym meczu mogę kibicować tylko Wiśle…

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Rok 2003. Kazimierz Moskal wznosi wspólnie z Kamilem Kosowskim Puchar Polski. Ostatni, jaki do tej pory wywalczyła Wisła Kraków
Rok 2003. Kazimierz Moskal wznosi wspólnie z Kamilem Kosowskim Puchar Polski. Ostatni, jaki do tej pory wywalczyła Wisła Kraków wislakrakow.com
Kazimierz Moskal był piłkarzem Wisły Kraków, z którą zdobywał laury, m.in. dwa Puchary Polski. Jako trener pracował natomiast zarówno w zespole „Białej Gwiazdy” jak i Pogoni Szczecin. Rozmawiamy zatem przed finałowym starciem obu drużyn w Pucharze Polski.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Ucieszył się pan, że Wisła Kraków i Pogoń Szczecin, czyli dwie drużyny, z którymi był pan związany w przeszłości awansowały do finału Pucharu Polski i zagrają ze sobą 2 maja na Stadionie Narodowym?
- Oczywiście, że tak, ale muszę od razu podkreślić jedną rzecz. Ze dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie dziennikarz ze Szczecina i pytał za kim będę w tym finale, komu będę kibicował? Nie próbowałem nawet „ściemniać”. Moja historia w Wiśle Kraków, a historia w Pogoni Szczecin to są rzeczy nie do porównania. Pracowałem w Pogoni, bardzo miło wspominam ten okres, bo tam kibice są bardzo spragnieni trofeów, ale mogę kibicować w tym meczu tylko Wiśle Kraków. Tutaj się wychowałem, tutaj zawsze chciałem grać, tutaj odnosiłem sukcesy. To jest mój klub i całym sercem będę w czwartek za „Białą Gwiazdą”.

- Skoro wspomniał pan o sukcesach w Wiśle Kraków, to jest pan ostatnim kapitanem, który podnosił Puchar Polski w barwach „Białej Gwiazdy” w 2003 roku w Płocku. Jak wspomina pan tamten finałowy dwumecz, bo otoczka tych rozgrywek była wtedy nieco inna…?
- Nie ma nawet co porównywać szczerze mówiąc. Przez ostatnie lata zrobiono bardzo dużo, żeby ranga Pucharu Polski poszła bardzo mocno do góry. Wtedy graliśmy dwumecz. U siebie zagraliśmy słabo, przegraliśmy 0:1 i do tego Płocka wcale nie jechaliśmy jacyś pewni siebie, ale mimo wszystko z wiarą w to, że możemy to odwrócić. Udało się. Wygraliśmy 3:0 i mogliśmy podnieść Puchar Polski. Atmosfera już po zakończeniu meczu nie przypominała jednak jakiejś wielkiej fety. Gospodarze przegrali, ludzie się rozeszli, tylko trochę ich zostało na głównej trybunie i oczywiście w sektorze naszych kibiców.

- Jak się zdobywa trofea w takiej drużynie, jaką była wtedy Wisła Kraków, to przyjmowało się to pewnie dość naturalnie. Wielu piłkarzy powtarza natomiast, że takie rzeczy docenia się bardziej po latach. Z panem jest podobnie?
- Coś w tym jest. To jest podobna sprawa jak z piłkarzami, z którymi się gra. Człowiekowi w czasie kariery wydaje się, że to normalni koledzy z szatni, normalni ludzie, a po latach patrzy się na skład i dociera, że miało się okazję grać z prawdziwymi legendami. Powiem szczerze, że w tamtych latach, gdy ten ostatni jak na razie Puchar Polski dla Wisły zdobywaliśmy, priorytetem było jednak mistrzostwo kraju. Dla mnie to było wielkie marzenie, żeby być mistrzem Polski w barwach Wisły. Oczywiście gdy wychodziliśmy na boisko w Pucharze Polski też chcieliśmy wygrywać, ale jego ranga nie była aż tak wielka. Choć byliśmy naprawdę tak mocnym zespołem, że gdy dochodziliśmy do finału, to naszym obowiązkiem było już ten finał wygrać.

- Sięgnę jeszcze głębiej do historii, bo Wisła dzisiaj w rozgrywkach pucharowych odnosi sukces jako przedstawiciel zaplecza ekstraklasy, a pan również w swojej karierze przeżywał taki sezon, gdy graliście w ówczesnej II lidze i doszliście wtedy aż do półfinału, by w nim po bardzo zaciętym dwumeczu ze Śląskiem Wrocław minimalnie przegrać. Miało to miejsce w edycji 1986/87, gdy był pan już podstawowym zawodnikiem Wisły. Pamięta pan tamte rozgrywki?
- Z tamtej edycji Pucharu Polski najlepiej pamiętam mecz z Ruchem Chorzów, który wygraliśmy 2:1 po dogrywce. A pamiętam dlatego, że strzeliłem wyjątkową bramkę. Był rzut wolny, piłka trafiła do Darka Wójtowicza, który mi podał, a ja przyjmując ją przerzuciłem nad sobą i nad murem chorzowian jednocześnie, by uderzyć od razu z woleja. Wyjątkowo wyszedł mi ten strzał i dał wiele satysfakcji, bo dzięki niemu awansowaliśmy do kolejnej rundy. Pamiętam też, że była świetna w czasie tego meczu atmosfera na trybunach, gorący doping.

- Wróćmy do zbliżającego się finału w Warszawie. Wybiera się pan na Stadion Narodowy?
- Nie, oglądnę ten mecz w telewizji.

- Pogoń wydaje się być zdecydowanym faworytem tego meczu. Pan też tak to widzi?
- W Szczecinie marzą o trofeach. Również o mistrzostwie Polski. Niedawno czytałem wypowiedzi „Grosika”, że chciałby jechać na Stadion Narodowy na finał Pucharu Polski jako lider ekstraklasy. A skończyło się to później tak, że przegrali u siebie z Piastem Gliwice i są dzisiaj bliżej środka tabeli niż czołówki. Na pewno nie tak to sobie wyobrażali. Finał Pucharu Polski to jest jeden mecz. W dodatku na neutralnym stadionie. Patrząc na to jak Wisła zagrała z zespołami z ekstraklasy - najpierw z Widzewem, a później z Piastem, to wydaje mi się, że nie ma w tej rywalizacji stuprocentowego faworyta. Ja uważam, że jeśli wiślacy zagrają na takim poziomie, jak w tych dwóch meczach, a mam tutaj na myśli m.in. wysoki pressing, doskok, pozytywną agresję, to Pogoń będzie miała problemy. Oczywiście szczecinianie mają klasowych zawodników, bardzo dobry zespół - to nie podlega dyskusji. Ale to jest finał, a na Pogoni ciąży większa presja, bo piłkarze zdają sobie sprawę z tego jak długo cały Szczecin czeka na to pierwsze trofeum. Ale ta presja dodatkowo powoduje, że nie będzie do spacerek dla Pogoni.

- Dlaczego pana zdaniem Wisła ma dwie twarze? Tą lepszą, którą prezentuje w Pucharze Polski i nieco gorszą w lidze, gdzie często męczy się niemiłosiernie z teoretycznie słabszymi rywalami.
- To moim zdaniem kwestia mentalności. Tak jak na Wisłę w I lidze wszystkie kluby sprężają się maksymalnie, tak Wisła była mocno mentalnie przygotowana do konfrontacji z zespołami z ekstraklasy. I tu nie chodzi nawet o rolę trenera, o jakieś specjalne premie. Przeciwnik, ranga meczu powodowały, że wiślacy wychodzili na boisko mocno „nabuzowani”. Liga natomiast to 34 mecze i czasami trudno znaleźć takich zawodników, którzy będą w stanie zmobilizować się aż tak mocno na starcie z niektórymi rywalami, których nazw nie chcę w tym momencie wymieniać...

- Jakie pana zdaniem są największe atuty piłkarskie Wisły przed czwartkowym finałem?
- Przede wszystkim takie, że Wisła ma piłkarzy, którzy potrafią grać w piłkę. Potrafią się przy niej utrzymać, kreować sytuacje. I to jest to coś, o czym nie powiedziałbym na pewno, że Pogoń jakoś bardzo Wisłę przewyższa.

- Taki finał, bez względu na jego przebieg, może pomóc Wiśle później w barażach o ekstraklasę, w których najprawdopodobniej zagra? Mam na myśli doświadczenie z gry w meczu o wszystko, również nastawienie mentalne itp. sprawy.
- Na pewno tak, ale nie oszukujmy się, że to może podziałać też w drugą stronę. W przypadku zdecydowanej porażki też różnie niektórzy zawodnicy mogą zareagować. Tutaj wracamy do nastawienia. Nawet jeśli Wisła ten finał by przegrała, to zawodnicy muszą podejść do tego w taki sposób, że i tak zrobili w tych rozgrywkach bardzo dużo, a najważniejsza w tym sezonie i tak jest liga. I oczywiście awans do ekstraklasy. Bez względu na wynik finału, zespół musi być gotowy na finisz ligi.

- Wisła pana zdaniem będzie starała się grać swoją piłkę czy biorąc pod uwagę fakt, że Pogoń wydaje się być mocniejsza w ofensywie od Widzewa i Piasta, jednak Albert Rude będzie chciał zagrać ostrożniej?
- Wiślacy powinni zagrać swoje! Widzew i Piast nie wystawiły na mecz z Wisłą rezerw. W tych klubach też chcieli bardzo awansu. A skoro Wisłę stać było na to, żeby w tamtych konfrontacjach zagrać ofensywnie, narzucić swoje warunki rywalom, to niech spróbują tak samo zaprezentować się w Warszawie. I to nie wtedy, gdy mecz potoczy się nie po ich myśli, a od początku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Kazimierz Moskal: W tym meczu mogę kibicować tylko Wiśle… - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto