Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyżej, trudniej, coraz ciekawiej - aktywny długi weekend

Magdalena Smolarek
Wakacje, długi weekend, palące słońce - większość z nas w takich warunkach wybierze leżenie na plaży nad jeziorem lub morzem. Są jednak tacy, którzy zamiast wylegiwania się zdecydują się na - aktywny długi weekend. Takie osoby to np. gnieźnianie i poznaniacy wspinający się w skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej

Wyżej, trudniej, ciekawiej - aktywny długi weekend

Długi sierpniowy weekend to wspaniały pretekst, by nie tylko poleżeć na plaży, ale również spędzić ten czas aktywnie. Tę drugą opcję wybrałam m.in. ja, a także gnieźnieńscy i poznańscy wspinacze, z jakimi wybrałam się wspólnie w skały Jury Krakowsko-Częstochowskiej. – Myślę, że skoro to moja pasja to każda pora jest idealna na to, by się wspinać – zdecydowanie stwierdza Przemo, który wspina się ok. 4 lata. – Ciężko w ciągu roku znaleźć tyle wolnego czasu, żeby wykorzystać maksymalnie czas na skałach. Cztery dni w długi weekend to z jednej strony zagrożenie spotkania wielu ludzi w jednym miejscu, ale z drugiej ten czas, który jest dostępny, bo i trzeba spędzić ok. sześć godzin w podróży, no i się powspinać mimo zmiennej pogody – dodaje Tomasz, wspinający się ok. 2 lata.

Ani jednej sukienki w plecaku

Planowanie wyjazdu w skały to z wielu względów poważne logistyczne zadanie. Przygotowania trzeba podzielić na kilka elementów. Oprócz standardowych: gdzie będę spała i jak tam dojadę pojawia się także etap pakowania już nie tak oczywisty jak przy każdym innym wyjeździe. Plecak 42 litry. Hm 42 litry wszystkich potrzebnych rzeczy. Pierwsze to ubrania; właśnie jakie ubrania? Legginsy krótkie i długie, bluzki bez rękawów i z długim rękawem z oddychających i szybkoschnących materiałów, bluza z kapturem, softshell (takie połączenie kurtki i polaru), spodnie dresowe, bielizna, skarpetki, jakieś buty... i ani jednej sukienki. Trzeba się zmieścić! Nie można zabierać zbędnych rzeczy! Drugie to szpej, czyli cały wspinaczkowy sprzęt. Zestawy ekspresów, karabinki typu HMS, przyrząd asekuracyjny, lina, taśmy, repy, buty wspinaczkowe, kask... i nadal żadnej sukienki. Jeszcze saszetka z lekami i opatrunkami, dodatkowo kosmetyki w małych rozmiarach. Uff, chyba mam wszystko. Niezmiernie się cieszę, że tym razem odpadło mi spanie pod gołym niebem, bo o namiot, matę i śpiwór w tym wszystkim mniej.

Nie można zaplanować pogody

W całej radości wspinania nie można jednak zapominać, że skały to takie „prawie góry”. Pogoda jest dla wspinaczy najważniejsza i bardzo szybko może się zmienić. W poranek po przyjeździe na miejsce miało być pochmurnie, ale ładnie, co oznaczałoby wspinanie już od samego rana. 5 rano burza i deszcz. 8:00 deszcz. 9:00 burza i deszcz. I tak wyglądało przez cały dzień. O wspinaniu nie mogło być mowy. Mokre skały to poważna przeszkoda dla wspinających się osób. Jednak okolice Jury Krakowsko-Częstochowskiej to tereny z wieloma wspaniałymi miejscami do odwiedzenia – Ojcowski Park Narodowy nawet w deszczu wygląda przepięknie, Brama Krakowska, Grota Łokietka, w jakiej przez cały rok panuje stała temperatura 7,5 stopnia Celsjusza, zabytkowy młyn i tartak wodny z XV wieku w Boroniówce, zamek na Pieskowej Skale, a na koniec obiad w schronisku Brandysówka w dolinie Będkowskiej u podnórza 70-metrowej Sokolicy.

Jest słońce, jest wspinanie

6:30 obudziło mnie słońce, jakie świeciło prosto w moje okna. Słońce! Tak! Jest słońce! Wreszcie można iść w skały. Koniec z chodzeniem po dolinach, wreszcie można zacząć się wspinać! Zanim jednak wyruszy się z pokoju trzeba ostatecznie skompletować szpej i oczywiście zjeść pożywne śniadanie dające energię na cały aktywny dzień. Łabajowa – skała na pierwszy dzień została wybrana! Udało się! Jesteśmy pierwsi. Sprawdzamy w przewodniku topografię terenu, trudności poszczególnych dróg, jakie będziemy robić, dzielimy się na 2-osobowe zespoły i w skały!
Na początek droga średniej trudności, z wyceną IV+. Pierwszy poszedł Tomek. Kilka chwil i już jest na górze, przewiązuje się, zjeżdża. Jak było? – No, taka ciekawa droga jak na początek – mówi Tomek. Wydawało się, że nie będzie trudno. Wydawało się, bo mam jakieś kilkanaście centymetrów mniej i jestem kobietą, o czym przypomniały mi pewne momenty tej drogi. – Daj spokój Magda. Nie ma dużej różnicy między kobietami a mężczyznami w skałach. To zależy tak naprawdę w dużej części od drogi (jedne są łatwiejsze dla kobiet, a inne trudniejsze), ponieważ jak są takie mniejsze szczelinki w skałach to łatwiej jest kobietom włożyć w nie chudsze palce... Kobiety też są bardziej giętkie, tak mi się wydaje – przekonuje mnie jednak Ines, wspinająca się już 5 lat.
OK, kilka dróg zrobionych, więc należy się przerwa na wodę lub kawę, jaką zawsze pod skałami szykuje w specjalnym przenośnym ekspresie do kawy nasz grupowy gadżeciarz Tomasz. – Czas, który dostałem i pogoda, jaka dzisiaj w końcu się poprawiła dały mi satysfakcję z przyjazdu – wspomina Tomasz. – A to jeszcze nie koniec! – wtrącił się Marian, dla którego wspinaczka to wytyczanie kolejnych celów, które po zrealizowaniu dają ogromną satysfakcję i ogrom endorfin.

Każdy wspinaczkowy dzień kończy się wieczornym, bardzo burzliwym i emocjonalnym omawianiem tego, co się udało, ale też tego, co można poprawić. Potem zostaje już planowanie i szykowanie się na kolejny intensywny dzień. – Magda! Czy Ty możesz dać nam spokój z pytaniami, jeszcze ustalamy co z jutrem – uciszyła mnie Ines. No właśnie, już o nic nie pytam tylko dodaję jakie mamy plany na jutro – Wzgórze 502 i 40-metrowy Żabi Koń w dolinie Kobylańskiej.

Uwaga na „barany”

Nie pogoda, nie trudniejsza droga, a specyficzne zachowanie ludzi może odstraszyć niektórych wspinaczy od zaliczenia kolejnej V-ki czy VI-ki. Ja po raz pierwszy, inni wspinający tylko o tym czytali. Tomek dochodzi do stanowiska na Wzgórzu 502 i zaczyna wspominać o kozach lub owcach, które były na górze i ubrudziły tzw. stanowisko, czyli punkt kończący drogę. Po chwili dochodzi jednak do wniosku, że to nie zwierzę, a człowiek. Dlaczego ktoś mógł to zrobić? Nie, nie dlatego, że ktoś nie wiedział gdzie może pójść do toalety. Zostało to zrobione z pełną premedytacją, zawziętością i nienawiścią do osób wspinających się. Jak się okazało kolejne stanowiska w tym miejscu też były zanieczyszczone... Tomek, który pierwszy odkrył to „znalezisko” słusznie zadecydował, że jedyne, co można było w takiej sytuacji zrobić to zjechać ze skały na dół, ale zdecydowanie nie ze wspominanego stanowiska. Założył taśmę, repik, przyrząd asekuracyjny włożył w dwie liny i po chwili, bardzo zniesmaczony, był już na dole. Inni na swoich drogach zrobili tak samo. Poradziliśmy sobie, wiadomo, ale zniesmaczenie zostało...
– Byłbym stuprocentowo zadowolony z tego wyjazdu, gdyby nie przypadek ze wzgórza 502, gdzie znaleźliśmy stanowiska zjazdowe, które były zanieczyszczone przez wandali, zwariowanych ekologów czy jeszcze kogoś innego, czyli były niestety nie do użytku – dodał stanowczo Marian.

Wszystko, co dobre itd.

Dwa i pół bardzo intensywnych dni. Deszcz nas nie wystraszył tylko jeszcze bardziej podkręcił nasze wspinaczkowe zapędy. Nogi, ręce, plecy – bolą!, ale to znaczy tylko tyle, że było sporo dobrego wspinania. – Dzisiaj pokonałem swojego wroga, który trochę dał mi w kość na początku mojej przygody. Zmierzyłem się z nim i dałem radę – wspomina Przemo.
– Po pewnym czasie wspinania się zmieniają się priorytety w twoim życiu. Wspinanie staje się nie tylko pewną formą sportu czy rozrywki, ale przyjmuje się też pewien styl życia, zaczynasz identyfikować z grupą wspinaczy – podkreśla Ines.
Pod skałami można spotkać nie tylko wspinaczy, dla których relaks to kolejne zdobyte drogi, ale też osoby im towarzyszące, jak np. Magda, partnerka życiowa Tomasza.
– Zdecydowanie nie nudzę się, gdy inni się wspinają, ponieważ zawsze można zrobić w tym czasie coś innego. Od poczytania książki po spacery po lokalnych dolinach. Na razie jeszcze nie ciągnie mnie do wspinania, choć patrząc na to z dołu wydaje się to być ciekawe. By móc się wspinać trzeba być dobrze kondycyjne i fizycznie przygotowanym do tego, a ja jeszcze nie jestem na tym etapie. Jednak myślę, że kiedyś spróbuję! – podkreśla Magda.
Kilkanaście dróg, w różnych poziomach trudności – zrobionych można wracać do domu i planować kolejne wyjazdy. Tym razem trochę bliżej, rejon gór sokolich, w okolicach Wrocławia.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto