Gniezno: szewc, introligator, zegarmistrz, złotnik... - czy te zawody mogą przetrwać?
Pan Zbigniew przyznaje, że ludzi hołdujących powiedzeniu „bez zegarka jak bez ręki” jest coraz mniej. Komórki pokazują czas i służą jako budziki. Tradycyjnych zegarów jest coraz mniej. Są jeszcze stojące i ścienne, najczęściej rodzinne pamiątki. Ich właścicieli zegarmistrz zna od lat. Są też właściciele markowych zegarków, którzy traktują je jako uzupełnienie stroju. W przeciwieństwie do sezonowych akcesoriów z sieciówek, te kiedy przestaną dzuałać, nie lądują na śmietniku. Pan Cieśliński przyznaje, że nie trzeba mieć egzaminów zawodowych, by zostać „złotą rączką” i naprawiać, jednak bez doświadczenia trudno sobie poradzić. – Ja jestem z tego pokolenia, gdzie trzeba było mieć najpierw egzamin czeladniczy, po pięciu latach praktyki można było wystartować na egzamin mistrzowski, a to wszystko się zdawało w Izbie Rzemieślniczej w Poznaniu – mówi. Jak dodaje, żeby utrzymać się na rynku, trzeba się całe życie uczyć. – Klasyczne zegarmistrzostwo jest wymierającym zawodem. Natomiast ja nie zasklepiłem się w tym jeśli, chodzi o naprawdę zegarków mechanicznych, tylko jak wchodziła elektronika, od razu wdrażałem się w naprawę zegarków kwarcowych – opowiada.