Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Monika Sypniewska ze Zdziechowy wróciła z misji medycznej w Kenii

Paweł Brzeźniak
Bycie lekarzem to misja sama w sobie. Niektórym jednak piękne słowa nie wystarczą i żeby ją realnie poczuć, pakują stetoskopy, fartuchy, menażki i łykają środki przeciw malarii, aby ruszyć tam, gdzie brakuje sprzętu, leków i rąk do pracy. Monika Sypniewska miała tę niezwykłą przyjemność znaleźć się w gronie takich właśnie ludzi i polecieć do Kenii jako wolontariuszka projektu "Leczymy z Misją" i zostać okrzykniętą mianem "Mzungu" czyli "Białym Człowiekiem".

Monika Sypniewska ze Zdziechowy wróciła z misji medycznej w Kenii

Rok temu, Monika wraz z przyjaciółmi poruszyli niebo i ziemię, by dotrzeć w najwyższe góry świata i pomóc w odbudowie położonego w Himalajach ośrodka zdrowia zniszczonego przez trzęsienie ziemi, które nawiedziło Nepal w kwietniu 2015 roku. Bliżej nieba się nie da, a jednak. W tym roku padło na Afrykę. Projekt "Leczymy z Misją" od początku wspierany przez Fundację Harambee Polska, jest inicjatywą studentów z Poznańskiego Uniwersytetu Medycznego. Po niewątpliwym sukcesie poprzednich edycji i wyposażeniu kenijskich szpitali misyjnych w sprzęt medyczny o łącznej wadze 11 ton (!), zarząd Fundacji postanowił otworzyć się na studentów z pozostałych uczelni medycznych w Polsce. W rekrutacji wzięło udział ponad 100 osób, z pośród których wyłoniono szczęśliwą 12, która dołączyła do poznaniaków. Wśród nich znaleźli się Monika Sypniewska ze Zdziechowy wraz z przyjacielem Dawidem, reprezentujący Collegium Medicum w Bydgoszczy UMK w Toruniu. Spędzili6 tygodni w Consolata Hospital w Kyeni, u podnóża drugiego co do wysokości szczytu Afryki - Mount Kenya.

Dlaczego Kenia?
Największym problemem opieki medycznej w Kenii jest zbyt mała liczba personelu medycznego oraz niedostateczna ilość sprzętu i leków. W Kenii liczba lekarzy przypadających na mieszkańca jest 11-krotnie niższa niż w Polsce. Opieka lekarska istnieje głównie w stolicy kraju w Nairobi. Jednak im dalej od dużych ośrodków, tym trudniej o odpowiednią pomoc medyczną. Tak naprawdę dzięki szpitalom misyjnym możliwe jest leczenie oraz ratowanie życia tysiącom Kenijczyków. To właśnie te szpitale wspiera "Leczymy z Misją".

- Wyobraźmy sobie ośrodek, w którym na 200 łóżek jest ponad 300 pacjentów. Nikomu nie odmawia się opieki, więc pacjenci leżą parami w łóżkach, a nad ich przypadkami medycznymi pochyla się zaledwie pięcioro lekarzy.
A teraz sprzęt medyczny - ten drobny i całkiem spory. Co jeśli nie ma gabinetu zabiegowego, a na poszukiwaniu termometru i ciśnieniomierza trzeba spędzić dobre pół godziny, tak żeby zdążyć przeszukać każdy oddział? Podczas resuscytacji na oddziale męskim, po butle z tlenem, trzeba biec do innego budynku szpitala, a na pacjenta w gabinecie RTG czeka przestarzały aparat z 1964 roku - opowiada Monika. Jak może funkcjonować oddział internistyczny bez EKG i specjalisty potrafiącego zinterpretować wyniki.? Ciężko prawda? Niestety to nie jest imaginacja, a smutna rzeczywistość szpitali misyjnych w Kenii - dodaje.

Postawmy na szkolenia

Bazując na wiedzy i doświadczeniu juz zaprawionych w boju wolontariuszy, aby wyjść naprzeciw najczęstszym potrzebom kenijskiego systemu opieki zdrowotnej, tegoroczne "Leczymy z Misją" zostało podzielone na 12 sekcji szkoleniowych. - "How KenYa Help You" to oficjalna nazwa mojej sekcji. Przez blisko 6 tygodni udało nam się przeszkolić prawie cały personel medyczny z najczęstszych technik medycyny ratunkowej. Przez półtora miesiąca pielęgniarki i pielęgniarze, studenci szkoły pielęgniarskiej, klinicyści i lekarze dzielnie ćwiczyli resuscytację krążeniowo-oddechową na fantomach, które studenci zabrali ze sobą w bagażu podręcznym. Poza tym naszej pięcioosobowej drużynie "How KenYa Help You?" udało się wyłonić "Drużynę Ratunkową" - zupełną nowość w szpitalu w Kyeni, która gotowa będzie reagować w sytuacjach zagrożenia życia - mówi Monika. - Nie można było zatem pominąć szkolenia z udrożniania dróg oddechowych, obsługi defibrylatora i resuscytacji płynowej. Wykorzystaliśmy również przywieziony ze sobą sprzęt medyczny, by otworzyć małe ambulatorium, czyli pierwsze w historii szpitala miejsce, gdzie można spokojnie monitorować parametry życiowe pacjenta, a w razie zatrzymania akcji serca natychmiast przystąpić do zaawansowanych technik resuscytacyjnych. Nie sztuką jest coś przywieźć do Afryki. Sztuką jest pokazać i nauczyć obsługi. Tak też było z przenośnym respiratorem, który ze sobą zabraliśmy do Afryki. Trudno opisać radość kenijskiego anestetysty z sali operacyjnej, który choć znał wszystkie tryby wentylacji, a wartości poszczególnych parametrów sypał jak z rękawa, nie mógł ich wykorzystywać bo nie miał sprzętu. Teraz po szkoleniu z obsługi respiratora może spokojnie wykorzystać swoją wiedzę w praktyce - dodaje.

Ilu pacjentów, tyle potrzeb

Tegoroczna reprezentacja "Leczymy z Misją" to grupa 46 studentów i lekarzy, którzy wakacje spędzili (lub nadal spędzają) na prowadzeniu szkoleń w Kenijskich szpitalach. - Po naszym wyjeździe z Kyeni, lekarze zostali przeszkoleni nie tylko z medycyny ratunkowej, ale również nauczyli się samodzielnie wykonywać EKG i interpretować elektrokardiogramy. To zasługa studentów z Poznańskiego Uniwersytetu Medycznego z sekcji "Heart of Kenya". Z kolei świeżo upieczone lekarki z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego spędziły setki godzin przy głowicach ultrasonografu, by lekarze oprócz badania jamy brzusznej, potrafili ocenić wielkość i ułożenie płodu, a w sytuacjach nagłych zastosować FAST USG i skierować pacjenta na salę operacyjną. A to podsumowanie szkoleń zaledwie 3 z 12 sekcji - mówi z uśmiechem mieszkanka Zdziechowy.

Po 25 latach Polacy znów w Kyeni
Kenia jest bardzo zróżnicowana zarówno pod względem kulturowym jak i religijnym. Chrześcijanie stanowią ok. 20 % mieszkańców. Widać jednak jak bardzo Kościół, a zwłaszcza włoscy misjonarze angażują się w budowę i prowadzenie szpitali i szkół. Szpital w Kyeni prowadzony był przez duchownego, ojca Dominika, a po oddziałach biegały siostry Felicjanki zmieniające opatrunki i opiekujące się chorymi. Ciekawostką jest fakt, że założycielką Zgromadzenia Sióstr Felicjanek była Polka, bł. Maria Angela Truszkowska, a pierwsze Siostry Felicjanki które przybyły do Kyeni w 1993 roku również były Polkami! Historia zatem znów sie powtarza. - O Polsce w Kyeni wie sie sporo. Wystarczy wejść do kościoła, żeby zobaczyć ślady polskości - obraz Jezusa Miłosiernego, zdjęcie św. Jana Pawła II czy obraz bł. Marii Angeli Truszkowskiej. Jednak msza w Afryce to coś zupełnie innego niż nasza Eucharystia. Tradycyjnie odprawiana w języku suahili, wypełniona śpiewem, tańcami i procesjami, trwa zwykle około 3 godzin! Na dodatek w procesji z darami oprócz bananów, kukurydzy i mąki niesie się....koguta! Żywego! - zaznacza Monika.

Misja i przygoda życia w jednym
Szpital to przecież nie tylko budynek, personel i sprzęt medyczny, ale przede wszystkim otwarci i życzliwi pacjenci oczekujący pomocy. Kenia mimo że czasami nieprzewidywalna, niebezpieczna i zupełnie inna niż ta z "Króla Lwa", potrafi dostarczyć mnóstwa wrażeń.

Czy misja się powiodła? - Pewnego ranka pielęgniarki powiedziały, że udało im się uratować dwa noworodki, bo na szkoleniu Wazungu (Biali Ludzie) pokazali im jak prawidłowo reanimować noworodki. Sami to oceńcie.
Życie ludzkie jest najwyższą wartością. Nawet jeśli mentalność mieszkańców Czarnego Lądu diametralnie różni się od naszej, to jednak łączy nas ta sama idea. Razem z Dawidem bezpiecznie wróciliśmy do kraju, ale po cichu wierzymy, że "Leczymy z Misją" choć trochę pomnoży liczbę takich szczęśliwych zakończeń - podkreśla nasza rozmówczyni.

Adam Nawałka: Chcemy udowodnić, że mecz w Kopenhadze był wypadkiem przy pracy:

źródło: TVN24/x-news.pl.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto