Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Podejrzani o włamanie oskarżają, że poszczułem ich psem"

IB
Iza Budzyńska
Pan Mirosław po zawiadomieniu policji o rozboju, sam został wezwany na przesłuchanie, bo miał... poszczuć psem.

Pupil Mirosława Kaczorowskiego - kundelek, który swoje w życiu już przeszedł - zdaniem właściciela nigdy nikogo by nie zaatakował. Oskarżenie o wykroczenie to dla niego absurd. Policja tłumaczy, że skoro wpłynęło zawiadomienie, musi przeprowadzić postępowanie i sprawę wyjaśnić.

Jak tłumaczy mężczyzna, 12 sierpnia trójka osób napadła go w jego mieszkaniu. Mieli nóż. Nie zabrali mu nic szczególnie cennego, ale nieźle nastraszyli. Policja prowadzi postępowanie w tej sprawie. Jednocześnie pan Mirosław został wezwany na przesłuchanie jako podejrzany. Jak opowiada, oskarżeni o rozbój zgłosili, że poszczuł ich psem. Łatek, bo tak wabi się zwierzę, według relacji swojego opiekuna był przestraszony i uciekł na podwórko.

- Nie składałem wyjaśnień, nie przyznałem się do winy, bo co miałem powiedzieć - mówi Mirosław Kaczorowski, zaskoczony i zdenerwowany tą sytuacją. - Usłyszałem, że jestem podejrzany o wykroczenie z artykułu 108 kodeksu wykroczeń i że sprawa będzie skierowana do sądu.

Asp. Anna Osińska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie, wyjaśnia, że po otrzymaniu zawiadomienia o wykroczeniu policja musi rozpoznać okoliczności sprawy, przesłuchać pokrzywdzonych i oskarżanych, świadków i jeśli będą takie podstawy, skierować wniosek do sądu o ukaranie lub przeprowadzić postępowanie mandatowe. Potwierdza, że toczy się postępowanie. W toku jest też sprawa dotycząca wymuszenia rozbójniczego.

Mirosław Kaczorowski zapewnia, że Łatek jest psem łagodnym, do wszystkich się łasi. Kiedy ktoś mu się nie spodoba, jak mówi właściciel, warknie i odsunie się.

W dniu napadu zwierzę było pod jego opieką od niedawna. Było wtedy bardziej nieufne, bało się ludzi. Janina Matczyń-ska, sekretarz gnieźnieńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, pamięta, że Łatek trafił do TOZ-u 20 lipca. Poprzedni właściciel zostawił psa w biurze, tłumacząc, że musi pójść do szpitala. Wyszedł nie wdając się w rozmowy i nie chcąc słuchać, że zwierzęta przyjmuje schronisko, a nie TOZ.

- Pies był wychudzony, wystraszony, nie reagował agresywnie na ludzi, wyglądał, jakby się bał - mówi Janina Matczyńska. Jak dodaje, potem działacze dowiedzieli się, że mógł być trzymany na balkonie. - Szczęśliwie się złożyło, że pan Mirek był wtedy w biurze i powiedział, że się psem zajmie - mówi.

J. Matczyńska wierzy w zapewnienia właściciela Łatka, że widząc obcych w mieszkaniu pies po prostu uciekł. Podkreśla, że teraz zaokrąglił się, nie widać mu już żeber, chodzi z panem Mirosławem na spacery trzy razy dziennie. Psa i jego właściciela znają też sąsiedzi z kamienicy, którzy widzą, że odwiedzają ich działaczki TOZ-u.

- W żadnym wypadku Łatek nie zaatakowałby nikogo - podkreśla Janina Matczyńska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Podejrzani o włamanie oskarżają, że poszczułem ich psem" - Gniezno Nasze Miasto

Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto