Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rafał Stańczak, dyrektor gnieźnieńskiej szkoły muzycznej: Kocha rower, marzy o drugiej Szwecji

Iza Budzyńska
Z Rafałem Stańczakiem dyrektorem Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Gnieźnie rozmawia Iza Budzyńska

Najczęściej można pana spotkać albo w szkole, albo na koncertach muzyki poważnej, więc można odnieść wrażenie, że to całe pana życie. Faktycznie tak jest?
- Przyznam, że muzyka nie jest tylko moim zawodem, ale też i pasją. Tak więc po skończeniu szkoły muzycznej w Gnieźnie studiowałem na Akademii Muzycznej w Poznaniu. Co prawda równolegle myślałem też o zawodzie technicznym, kończyłem liceum o profilu matematycznym i miałem nawet mocne postanowienie, żeby pójść na studia politechniczne. W ostatniej chwili jednak muzyka przeważyła i nie żałuję tego. Aczkolwiek ludzie rozsądni mówią, że to trudne, jeśli chodzi o utrzymanie się. Ale jeśli się ma jakiś pomysł, to można funkcjonować, przy okazji tworzyć coś nowego, organizować życie koncertowe raczej społecznie, ale też mieć źródła dochodu. Na pewno z poza-muzycznych spraw, którymi się zajmuję to szeroko rozumiana turystyka. Z tym, że wyraźnie rozgraniczona od sportu. Sport, zwłaszcza zawodowy nie, kojarzy mi się dobrze.

Dlaczego? Nie miał pan piątek na wuefie?
- Nie, miałem. Ale chodzi o pewną granicę, nie interesują mnie wyczyny, rywalizacja. Mnie osobiście najbardziej pasjonuje turystyka rowerowa. Od wielu lat ze znajomymi organizujemy różnego rodzaju wyjazdu. Co prawda, kiedy zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami ilość tych wyjazdów jest trochę ograniczona, ale mamy dużo planów.

Ma pan swoje ulubione miejsca wyjazdów?
- Okolice Gniezna są wymarzone, jeśli chodzi o rowerowe wyprawy. Polecam trasę do Powidza, ale nie szosą, bo jazda głównymi drogami, według map samochodowych jest dobra dla samochodów, ale na pewno nie dla rowerów. Jest to tak niebezpieczne, to wręcz alternatywa między kalectwem a śmiercią. Trzeba wybierać trasy leśne, najlepiej boczne drogi. Jest ich całe mnóstwo. Często po drodze okazuje się, że sam przejazd jest ciekawszy od miejsca docelowego. Moja ulubiona trasa w okolicy to do Powidza przez Skorzęcin a więc Lubochnia, krzyżówka Gaj i cały czas między lasami, w Skorzęcinie można się zatrzymać na odpoczynek albo jechać dalej. To nic nie kosztuje, poza zainwestowaniem w rower, ale może być używany.
Wszystkie moje najciekawsze wspomnienia z wakacji to wycieczki rowerowe. Jechaliśmy nad Sekwanę, nie organizowane noclegi, jechaliśmy mając tylko mapę i ogólny cel, a po drodze improwizacja. Także jeśli ktoś chce jechać nad polskie morze, może w ciągu tygodnia dojechać rowerem, przez Bory Tucholskie, Kaszuby. Przygody na trasie są o wiele ciekawsze niż pobyt nad tym hałaśliwym wybrzeżem. Jestem też zachwycony doświadczeniami z Bornholmu. Tam wszyscy mają świadomość, że samochód w mieście jest intruzem. Dzięki temu w Danii, w Niemczech, Szwajcarii, gdzie byliśmy na rowerach wypadków praktycznie nie ma. U nas trzeba coś z tym zrobić.

Czytaj także: Gnieźnieńska szkoła muzyczna pięknieje

Ma pan swoje ulubione miasto w Europie, w którym się pan czuje najlepiej?
- Właśnie Bornholm - największe miasto Nexo i Gudhjem, uznawane za Capri północy. Jeśli ktoś się tam wybiera, może się spodziewać tego, że woda w Bałtyku po polskiej stronie ma widoczność dwumetrową, a w Gudhjem widać na 12 metrów skałę schodzącą do wody, można nurkować. Trzy razy byliśmy na Bornholmie, tam jest zupełnie inny klimat. Polecam jednak turystykę krajową, tylko trzeba omijać duże ośrodki i główne drogi.

Zawsze wolał pan takie wędrówki od wypoczynku wśród ludzi?
- Mój ojciec zaraził mnie turystyką, właśnie w okolicach Gniezna. Często ludzie nie cenią tego miejsca, gdzie przebywają, opowiadają, że byli na przykład w Egipcie, ale nie ruszali się z hotelu, który jest taki sam na całym świecie. A nie wiedzą, że w okolicach Gniezna są pięknie, a zupełnie nieodkryte miejsca. Cieszę się, że te trasy są puste, ale szkoda, że ludzie tego nie doceniają. Może to kwestia edukacji w szkole, może dzieciaki też powinny mieć większą świadomość, gdzie mieszkają.

Wspomina pan o edukacji, wnioskuję, że jest pan raczej idealistą?
- Kończyłem szkołę podstawową w Gnieźnie, później brakowało mi szkoły średniej muzycznej. Przyznam, że był to jeden z elementów, które później zapędziły mnie do działania, żeby uczniowie, którzy tą szkołę kończyli po mnie, nie musieli borykać się z tym problemem. Przez 60 lat była tu szkoła podstawowa, a do średniej trzeba było jeździć do Poznania, czy do Inowrocławia. Dużo bardzo zdolnych, wartościowych osób odpadło z tego powodu. Więc kiedy znalazłem się tu w trakcie reformy edukacji, mieliśmy nowe możliwości. Myśleliśmy o gimnazjum, wywalczyliśmy szkołę średnią. Wiele problemów udało się rozwiązać. Teraz moim marzeniem jest, żeby w Gnieźnie powstała sala koncertowa. Są dwie drogi - można rozbudować szkołę, albo przejąć jakiś istniejący budynek i wykorzystać go na życie koncertowe. Jest u nas w szkole mnóstwo zespołów, które nie mają miejsca, a mógłby być co tydzień grany jakiś koncert. Muzyka jazzowa też nie ma takiego miejsca. Są sale przy szkołach, ale nie ma fortepianu, teatr jest za drogi, trudno dostępny jeśli chodzi o działalność koncertową.

Marzy pan o tym tylko jako dyrektor szkoły, czy jednocześnie jako odbiorca?
- Chciałbym coś organizować, ale sam też chodzić na koncerty. To, co robimy, organizujemy z własnych środków, zupełnie społecznie.

Czego pan prywatnie najchętniej słucha?
- Nie będę pewnie oryginalny. Człowiek ma różne etapy, dojrzałość. W tej chwili filtruję muzykę pod kątem tego, czy jest interesująca. Może być też muzyka rozrywkowa, jeśli jest oparta na dobrym pomyśle. Ale najczęściej jeśli jest fajny pomysł melodyczny, nie jest rozpracowany. Jest powtarzany, jest fajny melodyjny utwór, którego dobrze się słucha w samochodzie, ale może się znudzić. Lubię jazz, który daje duże możliwości improwizacyjne, jest rozbudowany. I oczywiście muzyka klasyczna. Najchętniej barok, oczywiście Jan Sebastian Bach.

Te dźwięki towarzyszą panu cały czas, nawet przy gotowaniu, sprzątaniu, za kierownicą, czy jednak wymagają chwili skupienia?
- Można słuchać czegoś jako podkład, aczkolwiek im bardziej skomplikowana muzyka, tym bardziej absorbuje. Jadąc samochodem można zapomnieć, gdzie się jest. Sam gram na fortepianie, więc taką muzykę też lubię.

Czytaj także: Gniezno: Uczniowie zagrali imieninowy koncert dla prymasa Kowalczyka

Miał pan czasem takie pomysły, żeby z Gniezna wyjechać na stałe?
- Każdy ma takie chwile, kiedy próbuje znaleźć swoje miejsce. Ja jestem emocjonalnie związany z miastem, mam tu rodziców, znajomych. Dla mnie istotne jest środowisko. Większość osób, z którymi chodziłem do szkoły, zostało tutaj, wśród nich mam przyjaciół. Tutaj funkcjonuję na co dzień i jestem z tego zadowolony. Aczkolwiek mam cały czas świadomość ograniczeń. Znów podkreślę, że tej sali koncertowej brakuje. Kiedyś była taka sytuacja, że zostaliśmy poproszeni o zajęcie się ludźmi z miasta partnerskiego Falkenberg, zaczęła się regularna wymiana. Przyznam się, że były też propozycje pracy w Szwecji, za zupełnie inne stawki. Gdyby u nas udało się zbudować państwo tak przyjazne dla ludzi, to byłoby spełnienie marzeń. Szwecja jest przepiękna i władze są nastawione na człowieka, w mieście jest bezpiecznie. U nas cały czas samochód jest wyznacznikiem statusu społecznego. Kiedy zdarza mi się czasem jeździć do pracy rowerem, wywołuje to ogromne zdziwienie. Ale myślę, że ekologia i finanse sprawią, że ta świadomość zacznie się zmieniać. Można albo załamać ręce, albo stwierdzić, że ten nasz bałagan daje ogromne możliwość i jest duże pole do popisu. Traktuję to jako wyzwanie. Idzie to bardzo wolno, ale w dobrą stronę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto