Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

STOP śmieciowemu jedzeniu w szkołach! [WYWIAD]

Marcin Małecki
Dawid Stube/Fotostube
Czy kontrowersyjna ustawa, która zakazuje sprzedaży śmieciowego jedzenia w sklepikach szkolnych była dobrym pomysłem? Pytamy Magdalenę Tymczewską-Engler, gnieźnieńskiego dietetyka!

Skąd w ogóle wziął się pomysł, aby wprowadzić ustawę, która zakazuje sklepikom szkolnym sprzedawania słodyczy?

Należy zacząć od tego, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO – dop. red.) przeprowadziła badania, które wykazały, że w Polsce jest największy wskaźnik otyłości wśród jedenastolatków. Wynosi on 29% i jest najwyższym wskaźnikiem w Europie. Stąd właśnie padł pomysł w MEN, żeby wprowadzić ustawę zakazującą sprzedaży śmieciowego jedzenia. Pewnie, że są sprzeciwy. Za tą ustawą powinna iść edukacja w środowisku szkolnym i domowym. Dzieci powinny wiedzieć dlaczego te produkty zostały im zabronione i czym powinny je zastępować. Ta ustawa, to pierwszy krok do tego, aby poprawić sytuację żywieniową w Polsce

Jakich produktów nie można kupić w sklepiku szkolnym, czym zostały zastąpione?

Chodzi oczywiście o słodkie, gazowane i niegazowane napoje, produkty typu instant, słodycze, oraz produkty cukiernicze i ciastkarskie, przekąski z dużą zawartości soli. Zamiast tego powinny pojawić się kanapki, naturalne produkty mleczne, zbożowe produkty śniadaniowe, owoce, warzywa, soki warzywne, nektary i wody źródlane oraz mineralne. Myślę, że mimo wszystko nie jest tak źle.

Nie uważa Pani, że podjęto zbyt drastyczny krok? W porównaniu z tymi produktami, które znajdowały się w sklepiku szkolnym wcześniej, to zmiana ta była dla wielu bardzo szokująca. Nie byłoby lepsze stopniowe zakazywanie tego typu żywności w szkołach i po prostu edukowanie dzieci i młodzieży?

Wyniki Światowej Organizacji Zdrowia mówią same za siebie. Z własnych obserwacji widzę jak wiele jest dzieci dotkniętych problemem otyłości. Poza tym, akcje promujące zdrową żywność i zdrowy tryb życia odbywały się nieraz. Nie przynosiły żadnego skutku, gdyż dzieci i młodzież i tak robiła swoje. Dzieci w wieku szkolnym dokonują nieświadomych wyborów. Te wybory często uzależnione są od postawy rodziców- nasze pociechy bezwiednie ją kopiują. Nawet rodzice nie są często świadomi tego, że robią źle. Uważam, że dobrze, że podjęto tak drastyczną dla niektórych decyzję. Uważam też, że wraz z nim, powinna iść w parze akcja edukacyjna, która uświadomi wszystkich, dlaczego te produkty zostały zakazane i czym można je zastąpić. Szkoła to jedna z pierwszych instytucji, która powinna uświadamiać wszystkich, jak ważne jest zdrowe odżywianie – po to wprowadzono tę ustawę.

Słyszałem o wielu paradoksach, które występują po wprowadzeniu tej ustawy. Jeden z nich polega na tym, że dziecko nie może kupić sobie w szkole batonika. Rodzic odbiera go ze szkoły, a w domu, w nagrodę za to, że był grzeczny kupuje mu słodycze. Stąd moje pytanie: czy ten zakaz sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkołach nie jest czasem taką walką z wiatrakami?

Musimy pamiętać, że to rodzice stanowią autorytet dla dziecka. Osoby dorosłe często są nieświadome tego, że dając dziecku słodycze w pewien sposób je krzywdzą. Oczywiście, wszystko jest w porządku, jeżeli dziecko nie spożywa ich w nadmiarze, ale opisana przez Pana sytuacja pokazuje brak konsekwencji i braki w świadomości żywieniowej. Również osoby starsze, dziadkowie, przesadnie rozpieszczają słodyczami swoich wnuków. Nie jest to dla nich korzystne. Musimy pamiętać, że poprzez nasze własne nawyki żywieniowe kształtujemy je u naszych dzieci. Jeżeli w szkole mówi się o zdrowym odżywianiu, rodzic również ma świadomość tego, jakie jest ono ważne, to istnieje bardzo duża szansa, że problem otyłości i zaburzeń odżywiania się zmniejszy. W tym momencie, ten problem wynika po prostu z niewiedzy. Błędy popełniane przez rodziców, czy dziadków przechodzą później na dzieci...

Jeżeli chodzi o kolejny paradoks, który wyniknął poprzez wprowadzenie tej ustawy, to czy nie uważa Pani za dziwną sytuację, w której pełnoletni uczeń nie może kupić w szkole drożdżówki, pączka, czy jakichkolwiek słodyczy, podczas gdy może wyjść ze szkoły, pójść do dowolnego sklepu i zakupić w nim papierosy, czy alkohol?

Cóż, wydaję mi się, że w tej ustawie powinien powstać zapis, który by to regulował. Osoby pełnoletnie mają już wykształconą jako taką świadomość żywieniową, więc wiedzą, co jest dla nich dobre, a co nie. Sam może przecież wybrać, czy chce się napić wody mineralnej, czy jakiejś coli, albo napoju energetyzującego. Tak jak Pan mówi, dziwne może się wydawać to, że pełnoletni uczniowie mogą w dowolnym sklepie zaopatrzyć się w alkohol i papierosy, a nie mogą kupić słodyczy w sklepiku szkolnym. Oni powinni mieć możliwość wyboru, natomiast uczniom podstawówek i gimnazjów bym takiego wyboru nie pozostawiała.

Jak wygląda sprawa z obiadami w szkolnych stołówkach? Tam również wprowadzono dosyć restrykcyjne wytyczne dotyczące przyprawiania dań. O co tak naprawdę w tym chodzi?

Myślę, że najbardziej chodzi o to, aby ograniczyć używanie soli kuchennej. Dzienna dawka soli, którą powinniśmy spożywać, to mniej więcej jedna łyżeczka. Norma ta jest notorycznie przekraczana. Nie można też popadać w skrajność, bo dziecko nie zje nieprzyprawionych potraw. Minimalna ilość soli mimo wszystko powinna występować. Tak samo inne przyprawy. Papryka, czy pieprz nie oddziałują na nasz organizm aż tak jak na przykład sól, czy cukier. Mogą jedynie zwiększać apetyt, a z drugiej strony przyspieszają trawienie, więc jeżeli chodzi o inne przyprawy, to mają one swoje plusy i minusy, ale nie są tak inwazyjne jak cukier i sól.

Co z alergenami? Podobno herbata w szkole powinna być słodzona miodem, a nie cukrem. Co jeśli dziecko jest uczulone na miód?

To jest w kwestii rodziców, aby uświadomić dziecko, żeby pytało się, jak został przygotowany dany posiłek, czy nawet herbata. Jeżeli matka, czy ojciec powiedzą dziecku na co jest uczulone, dziecko usłyszy, że w danym posiłku jest produkt, na który jest uczulony, to będzie wiedziało, że nie może go spożywać. Rodzic musi nauczyć dziecko tego, żeby pytało, czy nie ma w danym posiłku jakiejś substancji, na które może być uczulone.

Słyszałem kiedyś takie ciekawe stwierdzenie, że cukier może wywoływać u dzieci nadpobudliwość psychoruchową. Na ile prawdziwe jest to stwierdzenie?

Jak najbardziej jest to prawda. Mówi się też o uzależnieniu od cukru, tak samo jak od alkoholu, czy nikotyny! Cukier może wywoływać rozdrażnienie, czy kłopoty z koncentracją i nauką. Problemem jest to, że cukier łączymy tylko z takimi chorobami jak cukrzyca, próchnicą, czy ze wzrostem poziomu cholesterolu. Rodzice powinni dbać o to, żeby dziecko nie jadło zbyt dużej ilości słodyczy, gdyż może się to dla niego bardzo źle skończyć.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto