Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tylko u nas: Konsul Honorowy Republiki Francuskiej o zamachach w Paryżu

Paweł Brzeźniak
UAM
Do tej pory wszyscy są w szoku po tym, co w piątek stało się w Paryżu. O reakcjach Francuzów i sytuacji na świecie z konsulem honorowym Francji w Polsce, prof. Tomaszem Schrammem, rozmawia Paweł Brzeźniak.

Jak Pan zareagował na wieść o tym, co w piątek stało się w Paryżu?
- Pierwszą, odruchową reakcją był naturalnie cały zespół emocji: zaskoczenie, ból, poczucie solidarności z tymi, którzy w ten czy inny sposób zostali ugodzeni przez zamachy, przez ogromny bilans ofiar w ludziach. Ale jednocześnie pojawiła się refleksja, rzekłbym, profesjonalna. Jestem historykiem i takie dramatyczne wydarzenia automatycznie osadzam w kontekście dziejowym, odnoszę do nich pytanie: dlaczego do tego doszło, co to oznacza, jakich tendencji procesu dziejowego jest to wyrazem.

Jest Pan honorowym konsulem Republiki Francuskiej. Jakie są Pańskie związki z tym krajem?
- Powierzenie mi, mniej więcej dziesięć lat temu („mniej więcej”, bo procedury trwały kilka miesięcy), godności konsula honorowego Republiki Francuskiej w Poznaniu w sposób naturalny musiało wynikać z moich uprzednich, wieloletnich związków z Francją. Miały one i mają przede wszystkim charakter zawodowy - posiadający różną postać: współpraca naukowa, udział w procedurach awansowych, kilkukrotne pełnienie funkcji, przez semestr lub dwa, wykładowcy na różnych uniwersytetach francuskich, nie licząc pojedynczych wykładów, udział w wymianie studentów itp. Dodam, że aktywność ta przyniosła mi w 2001 roku wyróżnienie orderem „Palmes Academiques”, co sobie cenię szczególnie wysoko. Ale oczywiście te wieloletnie kontakty zrodziły też niejedną przyjaźń, co też jest bardzo ważnym wyrazem mojej więzi z Francją.

Czy po piątkowych wydarzeniach otrzymywał Pan sygnały od znajomych, rodziny lub dyplomatów z Francji?
- Wiadomość o zamachach paryskich dosięgła mnie w Rzymie, poprzez rozmowę telefoniczną - miała więc charakter relacji o doniesieniach znajdujących się w mediach i właściwie nadal jest to dla mnie jedyne źródło informacji. Natomiast oprócz tego muszę wymienić napływające do mnie od pierwszego dnia kondolencje, formułowane spontanicznie drogą mailowa lub telefoniczną. Dopiero w poniedziałek byłem w stanie, w porozumieniu z Domem Bretanii, gdzie znajduje się moje biuro, oraz przy znacznym zaangażowaniu Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu podjąć działania takie jak np. wyłożenie księgi kondolencyjnej, która będzie się znajdowała w sekretariacie Domu Bretanii (Poznań, Stary Rynek 37, II piętro, godz. 9.00-17.00). Muszę tu podkreślić osobiste, bardzo serdeczne zaangażowanie Pani Wicewojewody Doroty Kinal. Oprócz tego oczywiście dzwonił do mnie kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady Francji, prosząc o informacje o reakcjach i działaniach w Poznaniu. Dzwonił do mnie również pan Lisbonis, kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady Francji , prosząc o informacje o reakcjach i działaniach w Poznaniu. W ten poniedziałek moje powinności dydaktyczne trzymały mnie przez całe przedpołudnie na uniwersytecie, każąc - co było oczywiście wyjątkiem - odbierać różne telefony nawet w trakcie wykładów. Notabene, w moje nauczanie włączyłem komentarz ad hoc służący interpretacji bieżących wydarzeń z punktu widzenia historyka. Po południu byłem w konsulacie, m.in. złożyłem wtedy sprawozdanie p. Lisbonisowi.

Jak, Pańskim zdaniem, Francja powinna zareagować na ten zbrodniczy akt terroru?
- Widać już pewne reakcje władz francuskich, co jest oczywiste - nie sposób bowiem zachować się tak, jakby nic się nie stało. Jednak nie koncentrowałbym się na działaniach Francji, albowiem jest to wspólna sprawa i wspólna powinna być reakcja. Czyja? Zamiast określenia „cywilizowany świat” wolałbym raczej termin „świat naszej cywilizacji”, albowiem to ona została zaatakowana, zresztą nie po raz pierwszy. Zamachy paryskie wpisują się w tę samą linię, co 11 września i późniejsze uderzenia w Madrycie i w Londynie. Do tego świata należy też Polska, a więc i ona została zaatakowana, chociaż nie bezpośrednio. Jednak odpowiedź na Pańskie pytanie jest zadaniem dla potężnych sztabów politycznych i wojskowych, a w ślad za tym do polityków. Mnie to całkowicie przerasta. Ale wydaje mi się, że znalezienie odpowiedzi będzie niezwykle trudne także i dla tych, do których to należy.

W wielu miastach, w tym w Gnieźnie, mówi się o sprowadzaniu uchodźców. Czy powinniśmy zaniechać pomocy tym ludziom? Czy można łączyć kwestię terrorystów i uchodźców?
- Jest to bardzo złożona kwestia, którą można zacząć rozsupływać od końca. Moim zdaniem można łączyć kwestię terrorystów i uchodźców, ale przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny myślowej. Ludzie przybywający obecnie do Europy czynią to z różnych powodów. Są tacy, którzy uciekają przed realnym zagrożeniem, aż po zagrożenie życia, które stanowi wojna. Są tacy, którzy chcą poprawić swój los na lepszy i wierzą, że Europa oferuje im znacznie większe możliwości. Nie chcę przez to powiedzieć, że obruszam się na to, iż chcą mieć więcej, niż mają - istotniejsze wydaje mi się nie posiadanie więcej niż się ma, lecz różnica między nadzieją (którą zdaje się oferować Europa) i beznadzieją bytowania tam, skąd przybywają. Beznadzieja nie jest tym samym, co wspomniane przeze mnie wyżej zagrożenie egzystencjalne. Ale też może dawać niezwykle mocną motywację do wyruszenia w tę jakże niebezpieczną i niepewną drogę. Natomiast wystarczy nieco refleksji zdroworozsądkowej, aby uprzytomnić sobie, że w tej rzeszy bez trudu mogą się znaleźć tacy, którzy przybywają do Europy z misją bojową. I teraz dochodzimy do pytania: co z tym możemy zrobić? Alternatywa skrajnie wyostrzona sprowadza się do wyboru między zamknięciem drogi wszystkim zrozpaczonym i egzystencjalnie zagrożonym, a okazaniem im ludzkiej solidarności i pomocy, z wpisanym w to ryzykiem wpuszczenia na swoje terytorium pewnej liczby wrogów. Alternatywa iście diabelska - ale przy założeniu, że wybór pierwszej z ewentualności uznamy za rzeczywiście wykonalny i tym samym skuteczny. Tu mam wątpliwości innego rodzaju: czy w obliczu masy dostatecznie wielkiej i dostatecznie zdeterminowanej wystarczy nam sił i środków. A wrogowie mogą i tak znaleźć do nas inną drogę, niż wmieszani w tłum uchodźców.

Czy zgadza się Pan z oceną, że Francuzi są bardzo silnym narodem, który trudno złamać? Świadczą o tym chociażby zgromadzenia na Placu Republiki czy wspólny śpiew „Marsylianki” tuż po przeprowadzonych atakach.
- Nie chcę nic ujmować reakcjom, które niewątpliwie wyrażają zrozumiałe emocje i stan ducha. Ale nie wydają mi się też one miarodajnym świadectwem „siły” narodu. Ta siła musi się wyrazić w stałej postawie wobec pewnego kryzysu strukturalnego, nie zaś w zachowaniach symbolicznych. Podkreślam raz jeszcze, że tych ostatnich absolutnie nie chcę dezawuować czy deprecjonować.

Czy możemy mówić o zderzeniu cywilizacji? Co, według Pana, czeka Europę i Świat w najbliższych miesiącach i latach?
- Próba odpowiedzi na pytanie głęboko historiozoficzne niesie w sobie wielkie ryzyko. Jednak interpretacja w kategoriach zderzenia cywilizacji zasługuje przynajmniej na to, żeby się w nią wmyśleć - nie pędząc przy tym ku gotowej konkluzji. Jeśli zaś chodzi o oczekiwania - wspomniane przeze mnie na początku myślenie historyczne kazałoby, moim zdaniem, oczekiwać tego, iż kryzys ten okaże się kryzysem długotrwałym. Na pewno trwającym dłużej niż miesiące. Ile lat i czym się skończy - te pytania wymykają się już interpretacji badacza dziejów.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto