Walentynki Gniezno 2021. Historia miłości państwa Janowiaków
Kazimiera Kasperska i Jan Janowiak poznali się w GZPO, obecnie - „Polanexie”. Ona urodziła się we Wrześni, on w Damasławku, a los zetknął ich ze sobą pośrodku – w Gnieźnie.
- Wtedy interesowałem się przede wszystkim sportem i nie zwracałem uwagi na dziewczynki. Kiedy byłem w magazynie w zakładzie, to po schodach schodziła jakaś dama, bo usłyszałem stukanie obcasów. Kiedy ją zobaczyłem, to pomyślałem, że to będzie ta i ten sport trzeba będzie pogodzić z miłością
- mówi Jan Janowiak.
Początkowa pani Kazimiera wśród kolegów pana Jana miała opinię niedostępnej. - Pomyślałem sobie, jak kobieta może być niedostępna? Umówiłem się z nią do kina na Chrobrego. Koledzy myśleli, że ona nie przyjdzie. Kiedy przyszła, to za plecami dałem im znak, że jest dobrze – śmieje się pan Jan.
Przyszłe małżeństwo połączyły sport i rekreacja. Pani Kazimiera lubiła obozy wędrowne i wycieczki, a pan Jan był graczem Stelli, uwielbiał tenis stołowy i piłkę nożną, a potem przez wiele lat był wybitnym działaczem sportowym. Oboje stanęli na ślubnym kobiercu 6 października 1956 roku we Wrześni. Pani Kazimiera miała wtedy 20 lat, a pan Jan – 25.
- Dla nas miłość wygląda tak, że współpracowaliśmy ze sobą. Mój teść mawiał, żebym się wylatał w tym sporcie, wyszalał, potem będę z żoną na miejscu w domu – przyznaje pan Jan.
Dwa lata po narodzinach pierwszej córki, Małgosi, podczas powrotu ze Skorzęcina na łące stał bocian. Małgosia krzyczy: „Panie bocianie, przynieś mi Anię” i… po kilkunastu miesiącach narodziła się Ania.
W małżeństwie Janowiaków, jak w każdym, zdarzały się trudne momenty. Jak sobie z nimi radzić? - Nie odzywać się, przeczekać. Te ciche dni muszą minąć. Wtedy można zobaczyć, czy to jest miłość czy przyzwyczajenie. Jeśli jest miłość, to wiele rzeczy można pominąć, nie myśleć o tym. Tak robiłam – twierdzi pani Kazimiera.
Państwo Janowiakowie doczekali się czterech wnuków i sześciu prawnuków. - Moja teściowa mawiała, że chętnie pomoże mi przy dziewczynkach, ale nie przy chłopakach. Na szczęście urodziły się dwie dziewczynki (śmiech). Bardzo na mnie liczyła także podczas ciężkiej choroby. Dogadywaliśmy się – opowiada pani Kazimiera.
W dalszym okresie życia zawodowego pani Kazimiera pracowała jako nauczycielka w „Ekonomiku”. W tym czasie pan Jan piął się po szczeblach kariery w „Polanexie”, najpierw jako główny księgowy, a potem jako dyrektor ds. ekonomicznych. Nie przeszkodził w tym nawet brak przynależności do PZPR. Oboje przyznają, że wierność własnym zasadom i kult maryjny były tymi elementami w życiu, które bardzo im pomogły.
Po przejściu na emeryturę małżeństwo prowadziło piekarnię, której nazwa nawiązywała do imion - „Ka-Jan”.
Tak było przez kilkanaście lat. Chleby powstawały na starej dziadkowej recepturze bez ulepszaczy. Produkty były wtedy mniejsze, ale jakościowo lepsze.
Zamiłowanie do sportu nie poszło w rodzinie Janowiaków w zapomnienie.
Córka Małgorzata grała w tenisa stołowego i przez lata była działaczką Stelli, najmłodszy wnuk Mateusz gra w hokeja na trawie, jest zawodnikiem kadry Polski i z drużyną osiągnął tytuł mistrza Europy, Polski i Wielkopolski.
Czego można życzyć państwu Janowiakom?
- Zdrowia i siły do pracy, którą jeszcze mamy – mówi pani Kazimiera. Oboje są po pierwszym szczepieniu, wkrótce podana będzie druga dawka. Pozostaje liczyć, że jeszcze długie lata będą mogli cieszyć się dobrym zdrowiem.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?