Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bitwa pod Zdziechową - zobacz zapiski świadka wydarzeń

Paweł Brzeźniak
Od Anny Frąckowiak z Kiszkowa otrzymaliśmy wspomnienia mężczyzny, który jako 10-latek obserwował bitwę pod Zdziechową z 30 na 31 grudnia 1918 roku.

Bitwa pod Zdziechową - zobacz zapiski świadka wydarzeń

Jego wspomnienia zostały spisane w 1968 roku, na okoliczność 50. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Nie znamy nazwiska autora, bowiem podpisał się jako Lechita.

Oto jego wspomnienie:
"Jako dziesięcioletni chłopiec urodzony w Zdziechowie (pow. gnieźnieński), pamiętam całkiem dokładnie powstanie w naszej wiosce.

Mieliśmy gospodarstwo 5 hektarów, przy szosie wiodącej z Gniezna do Zdziechowy. Gospodarstwo było odległe od Zdziechowy o 500 metrów.

Działo się to jak pamiętam 31 grudnia 1918 roku (chodzi o 30 grudnia - przyp. red.). Ojciec był już w domu, wrócił z wojny na urlop, z pełnym rynsztunkiem, miał karabin, bagnet, hełm i naboje.

Zadecydował, że na front nie pojedzie i ukrywał się w domu. Była to dla mnie wielka radość, oglądałem karabin, bagnet, pas, hełm i mundur ze świecącymi guzikami.

Ojciec kazał mi te guziki poobcinać, te guziki były dla mnie bardzo ważne, bo naszą zabawą była właśnie gra w guziki.

W tym dniu miało się odbyć zebranie w wiosce, ojciec miał na nim być obecnym. Wieści z Gniezna nadchodziły, że miasto Gniezno powstańcy odbili, Niemców przepędzili i pomnik Bismarcka na placu przed dworcem zburzyli. Po południu tego dnia ojciec posłał mnie, żebym się dowiedział, czy to zebranie się odbędzie.

Był to ciepły dzień, deszczu i śniegu nie było. W wiosce dowiedziałem się od mieszkańców i od zastępcy sołtysa Polaka, ob. Wilgosza (prawdopodobnie Wilkosza - przyp. red.), że zebranie nie będzie dzisiaj, bo w wiosce jest wojsko niemieckie.

Do domu wcale mi się nie spieszyło, razem z kolegami przyglądaliśmy się żołnierzom niemieckim. Wojsko szło z dworca kolejowego w kierunku pałacu, było ich parę kompanii.

Majątek był niemiecki. Właściciel o nazwisku Wendorff, haupman w armii niemieckiej. On to właśnie sprowadził grenzschutz, czyli pociąg pancerny z wojskiem, broniem i amunicją.

Widziałem pierwszy raz w życiu prawdziwe karabiny maszynowe, które były na wozach, ciągnione przez konie.

Widziałem również prawdziwe armaty, było ich kilka. Armaty, które ciągnęły konie, kierowane były do małego lasku, który się znajdował 500 metrów za wsią.

Wojska i inna broń kierowana była na majątek od pałacu. Pałac otoczony był murem. Ciężkie karabiny były ustawiane za tym murem oraz 2 karabiny ustawili na końcu wioski, przy szosie obok wioski, lufami w kierunku Gniezna.

W szkole było już pełno wojska niemieckiego (obecnie budynek przy kościele, nie mylić z obecną szkołą, która była wtedy pałacem Wendorffa - przyp. red.). Bardzo to mnie interesowało, ale się trochę bałem. Mieszkańcy wioski powychodzili z domów, gawędzili między sobą i biadali, co to będzie.

Robiło się już szarawo i czas było iść do domu. Pożegnałem się z kolegami i poszedłem do domu, ale musiałem iść koło szkoły.

Zbliżając się do szkoły widziałem, jak wojska niemieckie ustawiały 2 ciężkie karabiny maszynowe obok rowu przy szosie, lufami w kierunku Gniezna i naszego domu.

Gdy byłem już parę kroków od żołnierzy, wtem padła komenda: "Halt!", zrozumiałem, że mam stanąć. Kilku żołnierzy niemieckich obstawiło mnie i mówili do mnie po niemiecku, domyślałem się, że nie wolno dalej pójść. Ja od strzachu trząsłem się i o mało nie płakałem, ręką wskazywałem w kierunku mojego domu i mówiłem łamaną niemczyzną (das ist main haus, main muter i fater).

Po dłuższej rozmowie Niemców ze sobą kazali mi pójść, jeszcze coś powiedzieli, ale ich nie zrozumiałem.

Po paru minutach, bo biegłem szybko, doszedłem do domu. Było już ciemnawo. O wielkie dziwo, w naszym domu było pełno wojska, ale już polskiego, byli to powstańcy. Powstańcy ubrani byli różnie, jedni w mundurach poniemieckich, inni po cywilnemu, poprzypinane mieli kokardki biało-czerwone.

Uzbrojenie: uzbrojeni byli w karabiny, bagnety i granaty ręczne, ciężkiego karabinu nie mieli. Dowódcą tego oddziału był mój wujek, ob. Koronka z Żernik koło Gniezna.

Wujek razem z ojcem i innymi powstańcami wypytywali mnie, co się dzieje w wiosce. Ojciec nawet nie gniewał się, że tak późno przyszedłem.

Ja im opowiedziałem bardzo szczegółowo, że we wsi jest pełno wojska niemieckiego, a szczególnie zwróciłem uwagę na te 2 karabiny maszynowe ustawione na końcu wioski, przy szkole, lufami skierowane w stronę naszego domu.

Powstńcy, po małym posiłku i krótkiej naradzie z ojcem (i ja również się temu przysłuchiwałem) postanowili, ażeby nie iść szosą w kierunku wioski, bo by weszli wprost pod lufy tych z karabinami maszynowymi, które były ustawione przy szkole.

Było już ciemno, gdy powstańcy opuszczali naszą zagrodę, z uśmiechem i żartami. Szli teralierką, parę (...) jeden od drugiego, przypominało mi to polowanie na zające, robienie koła.

Przez parę minut było jeszcze spokojnie, po jakiejś pół godzinie odezwały się pierwsze strzały. Powstańcy zbliżali się do wioski z boku i od tyłu. Zza opłotków zaskoczyli Niemców z domu do domu.

Powstańcy przypuścili szturm na szkołę, ostrzeliwali z karabinów, a jak podeszli bliżej, to rzucili granaty ręczne przez okna do klas szkoły. Detonacja była głośna, dobrze słyszana w naszym mieszkaniu.

Niemcy wycofywali się ze szkoły i wsi gospodarczej w kierunku pałacu, ostrzeliwując powstańców.

Niemcy wycofując się w popłochu pozostawili, dużo broni i amunicji, nie zdążyli użyć tych 2 karabinów przy szkole.

Natomiast z pałacu Niemcy ostrzeliwali powstańców z ciężkich karabinów maszynowych. Odezwała się również artyleria ostrzeliwując szosę wiodącą ze Zdziechowy do Gniezna, ale żaden z pocisków nie był celny, padały obok szosy.

Po trzech godzinach strzelanina ustała. Wieś gospodarcza wraz ze szkołą zostały zdobyte tego wieczoru przez powstańców. Powstańcy rozlokowali się po domach, aby rano podjąć dalszą walkę.

Na drugi dzień przyjechał z Gniezna dowódca powstańców, dr Jacobson i ksiądz Zabłocki.

Rychło rano pałac został ze wszystkich stron otoczony. Wymiana strzałów trwała kilka godzin. Pałac był otoczony wysokim murem. Z okien pałacu i zza muru Niemcy ostrzeliwali powstańców.

Jeden z powstańców, podchodząc pod mur i rzucając granatem na karabin maszynowy, który ostrzeliwał powstańców, został trafiony i po krótkim czasie zmarł.

Po kilkugodzinnej walce Niemcy wywiesili białą chorągiew i się poddali, tylko artyleria zdążyła się wycofać w kierunku Rynarzewa.

Do niewoli dostało się kilkuset Niemców, kilkadziesiąt ciężkich karabinów maszynowych i dużo drobniejszej broni.

Cały pochód niewolników ciągnął się ponad kilometr. Niewolników eksportowali powstańcy w kierunku Gniezna.

Dowódca Niemców, haupman Wendorff, miał na miejscu rozstrzelany, ale ukląkł na kolana przed księdzem, ksiądz stanął przed lufą i nie pozwolił rozstrzelać.

Haupman Wendorff posiedział kilka tygodni w więzieniu w Gnieźnie i został wypuszczony na wolność. Wrócił on na swójmajątek i się dalej panoszył.

Co roku była obchodzona w Gnieźnie rocznica powstania. Była defilada wojskowa, maszerowali powstańcyw pięknych mundurach i organizacje młodzieżowe.

Powstała taka piosenka na melodię "Wsiądź na konika". Oto słowa piosenki:
"Zdziechowa, Zdziechowa, jest to ładna wioska,
Wendorff do niej pisze, że ją potrzaska,
Zdziechowa mu pisze, że się go nie boi,
bo za Zdziechową polskie wosjko stoi,
z jednej strony strzelec, z drugiej kosinierce,
a w pośrodku bije, Zdziechowa się bije".

Po niedługim czasie postawiono pomnik powstańcom. Na czołowym miejscu wyryto nazwisko poległego powstańca (chodzi o Wincentego Dondajewskiego z oddziału wrzesińskiego - przyp. red.) oraz wszystkich zabitych z naszej wioski na pierwszej wojnie światowej.

W roku 1939 mieszkańcy Zdziechowy chwycili za broń, aby nie wpuścić Niemców. Duża przewaga Niemców, którzy jechali czołgami i pancernymi samochodami. W nierównej walce z przeważającą siłą hitlerowców musieli ulec.

Dużo Polaków zginęło. Zginął mój szwagier, rozstrzelany na miejscu w tył głowy i wrzucony do gnojownika. Rozstrzelany został również ksiądz Zabłocki, ten, który uratował życie Wendorffowi, stanąwszy przed lufą powstańca, który wymierzył do niego.

W roku 1945 ze zbliżającą się armią radziecką wszyscy Niemcy, na czele z Wendorffem, opuścili Zdziechowę i sprawiedliwość nie dosięgła ich.

Obecnie stoi pomnik w Zdziechowie, ale o wiele więcej jest na nim nazwisk, którzy zginęli w pierwszej i drugiej wojnie światowej. Cześć ich pamięci. Lechita".

Zobacz inscenizację walk ze Zdziechowy, która odbyła się w 2013 roku

M. Morawiecki: Byłbym gotów zgodzić się na to, żeby niedziele były wolne

Źródło: TVN24/x-news.pl

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto