Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gnieźnieński Dom Matki i Dziecka: Przeszły przez piekło. Teraz walczą o siebie

Sona Ishkhanyan
Bite, poniżane, zagubione - trzy historie, z których każda codziennie dzieje się wokół nas. Natalia z Oliwią: myślała, że ma poukładane życie. Przez partnera straciła dach nad głową. Patrycja z Miłoszem: straciła na chwilę dziecko, nigdy więcej do tego nie dopuści. Agnieszka z Elą: bita przez męża alkoholika, marzy o własnym mieszkaniu i spokoju.

Gnieźnieński Dom Matki i Dziecka: Przeszły przez piekło. Teraz walczą o siebie

Bite, poniżane, załamane a czasem nieporadne życiowo kobiety z dziećmi trafiają do gnieźnieńskiego Domu Matki i Dziecka Caritas, aby na chwilę znaleźć schronienie, bezpieczny kąt dla siebie i swoich dzieci. Jak radzą sobie w sytuacji, kiedy nie mogą liczyć na bliskich? Czego pragną dla siebie i swoich dzieci, jakiej pomocy potrzebują? Nasze bohaterki odsłaniają swój dramat - dramat, który dotyka wiele kobiet, ale nadal jest tematem tabu. Są samotnymi matkami bez mieszkania, bez wsparcia rodziny, często bez środków do życia.

Natalia
Pani Natalia trafiła do placówki w listopadzie zeszłego roku. Pochodzi z Piły, gdzie mieszkała z narzeczonym. - Zdarzały się liczne awantury i kłótnie, niekiedy podnosił na mnie rękę. Mimo wszystko myślałam, że mam poukładane życie. Żyłam z nadzieją, że wszystko się ułoży. Nagle jednak wszystko runęło - opowiada. Narzeczony pani Natalii trafił do więzienia, a właściciele mieszkania, w którym dotychczas mieszkała wyrzucili ją z dzieckiem bez żadnych skrupułów, bo jak sama twierdzi, nie dogadywali się z jej partnerem. - Ciągle się z nimi kłócił - mówi. - Mam ogromny żal do niego, że tak się zachował, że taki był i poprzez swoje bezmyślne uczynki doprowadził do tego wszystkiego - dodaje. Dziewczyna nie miała dokąd się udać, bo jej mama jest bezdomna, a tata nie ma warunków, żeby mogła być tam z dzieckiem. - Skierowano mnie tutaj. Dziś już wiem, że to była dobra decyzja. Tu jest mi dobrze. Panie nas wspierają, zawsze doradzą, jeżeli się czegoś nie wie. Podoba mi się, że w każdej chwili mogę iść do biura i porozmawiać z kimś - mówi. - Mam takie chwile, że siedzę i płaczę, wtedy tulę się do córki i wiem, że będzie dobrze. To właśnie dla niej będę walczyć o to, by się usamodzielnić - dodaje z dumą. Natalia niedługo pójdzie do pracy, chce jeszcze trochę przedłużyć swój pobyt w placówce, by móc odłożyć pieniądze na samodzielne życie. - Nie wiem czy wrócę do ojca córki, to teraz nie jest istotne dla mnie. Dziś liczy się tylko ona - mówi, wskazując na dziecko.

Patrycja
Patrycja i Agnieszka uciekły przed partnerami - „damskimi bokserami”. - Mój facet, z którym byłam zaczął pić, wówczas rozpoczęły się moje problemy: awanturował się, krzyczał i poniżał mnie. Wytrzymywała to dość długo, aż do momentu, kiedy uderzył mnie z taką siłą, że poleciała mi krew. Zadzwoniłam więc na policję. Chodziło też o bezpieczeństwo Miłosza, mojego malutkiego synka - opowiada pani Patrycja, która pochodzi ze Starołęki. - Chcę osłonić swoje dziecko przed krzywdą. Miłosz został mi odebrany przez pomoc społeczną, ponieważ świeżo po urodzeniu trafiłam do zakładu karnego. Po pół roku udało mi się go odzyskać. To był dramatyczny okres w moim życiu i nigdy więcej nie dopuszczę do takiego stanu rzeczy - mówi z głębokim żalem. - Przeszłam przez piekło. Dziś wiem, że nie pozwolę , by po raz kolejny mój malutki płakał za mamą - dodaje. Patrycja pobyt w placówce traktuje jako czas na „zmartwychwstanie”. Jak twierdzi, znalazła w niej chwilowy spokój, który był jej potrzebny, by wiele rzeczy sobie uświadomić i starać się naprawić. - Taka pomoc jest niezwykle ważna, w momencie kiedy nie ma wsparcia ze strony własnej rodziny. Moja mama nie żyje, tata się w ogóle mną nie interesował, a dziadkowie, którzy mnie wychowywali od dawna mnie skreślili ze swojego życia - mówi. - Nie chcę takiej przyszłości dla mojego syna, dlatego moim celem jest znaleźć pracę i mieszkanie, usamodzielnić się i być obok niego już zawsze - dodaje.

Agnieszka
- Od trzech tygodni jesteśmy tutaj z córką. Trafiliśmy do Gniezna z Ośrodka Pomocy dla Ofiar Przemocy w Rodzinie w Chodzieży, bo stamtąd pochodzimy. Podanie o mieszkanie złożyłam w urzędzie miasta i czekam. Obiecano mi, że w 2017 roku będą większe możliwości, by dostać lokum dla mnie i córki - mówi pani Agnieszka. Dlaczego odeszła od partnera? - Był alkoholikiem, niezrównoważonym, bił mnie nawet w obecności dziecka. Jest to ogromna trauma dla mnie, ale przede wszystkim dla Eli - mówi, nie kryjąc rozczarowania. Jak twierdzi, dziecko doskonale zdawało sobie sprawę, że są to sytuacje złe. Do dziś jest bardzo wrażliwe na nawet drobny krzyk czy cichy płacz. - Stresuje się i boi nadmiernych hałasów, wtedy mocno się tuli i chowa głowę w moich ramionach. Wie, że ją uchronię i to jest motywujące dla mnie i nauczką, by już nie wiązać się z jakimkolwiek innym partnerem. Teraz liczy się tylko ona - dodaje pani Agnieszka.

Pobyt w placówce w Gnieźnie, czy też w innych ośrodkach pani Agnieszka traktuje jako okres przejściowy. Wierzy, że od przyszłego roku wszystko się ułoży. Dostanie mieszkanie, wróci do pracy, a malutka Ela pójdzie do przedszkola. - To dobrze, że możemy tu przeczekać ten okres pełen trudności, ale nie chcę żeby to trwało dłużej niż do końca roku. Jestem pełna nadziei, że 2017 rok będzie dla nas nowym początkiem. Bo każdy czuje większą swobodę u siebie, w swoim mieszkaniu. W naszym przypadku chodzi tylko o spokój i dach nad głową.

Walczyć o siebie

Te trzy historie to nie tylko ludzkie dramaty, ale też ogromna lekcja determinacji dla nas wszystkich. Bo takie ciche dramaty dzieją się wokół nas bardzo często - w mieszkaniu obok, za zamkniętymi drzwiami, często z pozoru w normalnych rodzinach. Wiele osób nie radzi sobie, kiedy znajduje się w podobnych sytuacjach. Ciężko też szukać reakcji ludzi „z zewnątrz”, bo przecież to nie nasze sprawa, nas to nie dotyczy. Niektórzy podejmują walkę, inni załamują ręce.
Przypadki naszych rozmówczyń pokazuje, że warto zaryzykować i sięgnąć po pomoc instytucji, które w takich przypadkach pomagają. Nie po to, by wciąż żądać, przyjąć postawę roszczeniową, lecz wykorzystać tą pomoc i wyjść na prostą, by powalczyć o siebie i swoje życie.

Dom Matki i Dziecka Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej, w którym przebywają nasze bohaterki funkcjonuje na zasadach domu samotnej matki. Do Ośrodka przyjmowani są samotni rodzice, głównie matki z dziećmi oraz kobiety oczekujące dziecka, które z różnych życiowych przyczyn straciły dach nad głową lub nie mogły zostać w dotychczasowym miejscu zamieszkania. - Osoby te doświadczyły przemocy domowej i ubóstwa, straciły dach nad głową - mówi Marzena Tyczka, kierownik placówki. - To z myślą o takich matkach funkcjonuje nasza placówka. Staramy się pomóc, pokierować na właściwą drogę naszych podopiecznych, ale nie oceniamy. Każdy przypadek jest inny, cieszymy się z sukcesów, ale nie krytykujemy za porażki. Wierzymy, że nasza praca w większości przypadków pomaga wyjść na prostą - dodaje Marzena Tyczka. W tym miejscu nikt nie rozlicza nikogo, nie ocenia, nie neguje podejmowanych przez rodziców decyzji. - Szanujemy wybory naszych matek, bo nie sztuką jest kogoś krytykować. Należy zrozumieć przyczynę danego zachowania - kończy Marzena Tyczka, kierownik placówki.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto