Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Notre Dame i szkieły szukają świętego. Bulwersujące kradzieże w katedrze (część druga):

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny Detektyw Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie
Zniszczony sarkofag św. Wojciecha
Zniszczony sarkofag św. Wojciecha Policja
Informacja o powstawaniu filmu, którego kanwą jest kradzież sarkofagu św. Wojciecha z gnieźnieńskiej katedry, przypomniała te bulwersujące fakty sprzed ponad już 35 lat. Pamięta je jeszcze wielu mieszkańców Pierwszej Stolicy.

Jeden z najbardziej skutecznych szkiełów z Wielkopolski Jerzy Jakubowski, 20 marca 1986 roku około godziny 8. był już w dresach - miał inwigilować światek przestępczy w Nowym Tomyślu. Przyszedł rozkaz: „przebieraj się jedziesz do Gniezna. Ktoś okradł katedrę!” - powiedział przełożony. Milicji w tym czasie kompletnie nie był na rękę taki wandalizm. Społeczeństwo nadal elektryzował fakt, że to gliniarze półtora roku wcześniej zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę - kapelana „Solidarności”. Od tego czasu wszelkie ataki, kradzieże w kościołach przypisywano Służbie Bezpieczeństwa. Nie bez powodu społeczeństwo było nieufne.

Okazuje się, że kradzieże w gnieźnieńskiej katedrze budzą nadal spore emocje. W poprzednim artykule pisaliśmy o tym jak podczas oprowadzania turystów przez pana Gozdowskiego, w zwyczajny środowy dzień w 1923 roku skradziono ze skarbca między innymi relikwiarz głowy św. Wojciecha. Sławomir Łubiński przypomniał nam także po poprzednim artykule zapomnianą kradzież niezwykłego lichtarza.

Świecznik z Notre Dame

Wiemy już, że w 1986 roku dokonano kradzieży i zniszczenia sarkofagu św. Wojciecha. Nie była to pierwsza kradzież w katedrze, którą rozpracowywali milicjanci z Poznania i Gniezna.
Szajka złodziei samochodów w 1979 roku ukradła lichtarz z barokowego wyposażenia ołtarza katedry. Lichtarz skradziono wprost z ołtarza niemal w biały dzień. Zestaw 6 świeczników wykonany przez jedną ze szkół francuskich złotników w 1704 roku, początkowo był własnością katedry Notre Dame. Do Gniezna trafił w 1723 roku. Komplet to jeden z piękniejszych przejawów sztuki czasów Ludwika XIV - Króla Słońca. W momencie kradzieży pojedynczy lichtarz wyceniony został na 3 700 000 zł. Wówczas przeciętny Polak zarabiał 5327 zł. Czyli lichtarz stanowił wartość blisko 695 średnich miesięcznych wypłat.

Kradzieży dokonano 11 grudnia 1979 roku. Złodzieje weszli o godz. 16.00 do katedry, panował już mrok. Jak byśmy to określili dziś „centralnie” podeszli do ołtarza, jeden z nich zdjął świecznik z ołtarza i wsadził do worka, po czym jak gdyby nigdy nic - wyszli z kościoła. Niestety złodzieje przetopili unikatowy lichtarz w jednym z poznańskich warsztatów. Srebrny świecznik miał 112 cm wysokości i 18,5 kg wagi. Właściwie czyn można skwitować kompletną głupotą. Wartość złomu srebrnego z przetopionego świecznika nijak się ma do wartości rzeczywistej złotniczego arcydzieła. Zapewne jednak do spraw Andrzeja K. i Ryszarda B. wrócimy nie tylko w kontekście kradzieży katedralnej, Byli oni ponadto w pewnym okresie rekordzistami także w liczbie skradzionych Fiatów 125 p i Polonezów.
Muzeum Początków Państwa Polskiego zgodnie z sugestiami czytelników tym razem sięga po fragment historii, z 1986 roku. Popularność tematu zwiększa ostatnio, pochodzący z Gniezna reżyser Sebastian Buttny przygotowuje film o tym dramatycznym wydarzeniu.

Popiełuszko - znaleziony w wodzie

Znaleziony został w wodzie,
ale martwy on już był!
Nikt nie widzi nikt nie słyszy
wszyscy przecież boją się
My widzimy, my słyszymy!

Tak mord na księdzu Jerzym Popiełuszce opisywał Krzysztof Budzyński - Kyu z gnieźnieńskiej punkowej kapeli Problem. Gdzieś jeszcze krążyła po mieście kaseta z nagraniem próby w byłych już ADeeMach przy Warszawskiej na przeciwko kina Lech. Czy próba miała miejsce dzień czy tydzień przed kradzieżą w katedrze? Dziś już daty zatarł czas. W Interaktywnym Muzeum Gniezna piszemy o epizodzie punkowym, tylko by zobrazować, jak szeroko kładł się cieniem na polskim życiu codziennym i kulturze Polski ten właśnie mord na księdzu Popiełuszce.

Ukradli św. Wojciecha!

SB-ecy ukradli św. Wojciecha! Taka wiadomość od rana obiegła Gniezno tego dnia. Nie było sms-ów, facebooka a jednak ta wieść docierała z ust do ust błyskawicznie w Gnieźnie. Nikt tak naprawdę nic nie wiedział, krążyły w pierwszym dniu różnego rodzaju wersje. Wielu gnieźnian chciało przypisać winę właśnie Służbie Bezpieczeństwa.
20 marca 1986 roku, kapitan Jerzy Jakubowski i major Zenon Smolarek naczelnik Wydziału Dochodzeniowo - Śledczego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Poznaniu mieli już swoje milicyjne plany. Jakubowski miał jechać do Nowego Tomyśla. Gnieźnieńscy maturzyści z Liceum Zawodowego przy Cieszkowskiego uciekli jeden z ostatnich razy na blaukę. Chyba właśnie tego dnia też dwóch chłopaków z 4 LZ zaliczyło morsowanie. Krótko przed 20 marca jeden z chłopaków 4 LZ śpiewał o śmierci Popieuszki i zastrzeleniu Olofa Palme. Od zastrzelenia legendarnego socjalisty premiera Szwecji nie minął nawet miesiąc. Takie było tło.

Związek wizyty znanego szkieła Jakubowskiego z tekstem piosenki gnieźnieńskiej kapeli, tylko pozornie jest jedynie luźną asocjacją, Pokazuje, że cała sprawa zniszczenia trumienki - relikwiarza św. Wojciecha odbywała się w atmosferze bólu po świeżym jeszcze mordzie na ks. Jerzym Popiełuszce. To sprawiło, że śledztwo było niezwykle dynamiczne i dramatyczne. I nie tylko maturzyści z LZ tego samego dnia poruszeni kradzieżą przyszli do centrum by zobaczyć jak to się mogło stać.

Wiadomość o kradzieży w katedrze obiegła Gniezno lotem błyskawicy. Kilka samochodów milicji zaparkowanych niedaleko katedry, musiało wzbudzić zaciekawienie mieszkańców, od czasów stanu wojennego, pszczółki i nyski milicyjne pojawiały się jedynie niedaleko Franciszkan 13 każdego miesiąca gdy odbywały się msze za ojczyznę. Zatem dość licznie gnieźnianie próbowali podejść zobaczyć, Młodzież nie tylko ze szkół w centrum pojawiła się w okolicach Pałacu Prymasowskiego, ale też od ulicy Tumskiej. W połowie zdawkowych komentarzy opartych głównie jednak na domysłach i plotkach przeważały wspomniane podejrzenia esbeków. Bardzo szybko przeciętny gnieźnianin wiedział o kradzieży, początkowo mówiło się, że oprócz zniszczenia figury wieńczącej trumnę świętego Wojciecha splądrowano też relikwiarz wewnątrz. Ta akurat plotka o zbezczeszczeniu samych doczesnych szczątków św. Wosia nie tworzyła dobrej społecznie atmosfery wokół śledztwa.

Od samego początku działań milicja była pod ogromną presją. Już samo nagromadzenie funkcjonariuszy i radiowozów w okolicy Wzgórza Lecha budziło spore emocje.

- Panowie, to jest niewyobrażalne co się stało. Jedyne szczęście, że nie uszkodzono samej trumny z relikwiami. Jednak nawet proboszcz traci wiarę

ks. Zenon Willa powiedział kilku członkom Gnieźnieńskiego Klubu Katolików - lokalnej komórki Klubu Inteligencji Katolickiej.
To właśnie ks. kanonik Zenon Willa zawiadomił milicję w Gnieźnie o kradzieży i niezwykłym wandalizmie w Katedrze. Jak kiedyś przyznał na spotkaniu GKK:

- Z samego rana nawet nie przypuszczałem co się stało. Wtedy w katedrze trwał remont, Relikwiarz był zasłonięty. Dopiero po odprawieniu porannej mszy zobaczyłem coś co zmroziło mnie do szpiku. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przeżyję coś podobnego. Porozrywane srebro trumienki odebrało mi mowę

- mówił dalej proboszcz Willa.

- Około godziny 7.40 proboszcz parafii archikatedralnej w Gnieźnie, ksiądz Zenon Willa, zawiadomił milicję w Gnieźnie o zdarzeniu. które wywołało emocje w całym kraju

- wspomina Jerzy Jakubowski, jeden ze szkiełów pracujących przy sprawie.

Zwyczajny czwartek księdza Zenona

Poranna msza w Katedrze, była 20 marca obowiązkiem ks. proboszcza. Przyszedł ks. Willa przed 7 otworzyć bazylikę. Sarkofag zasłonięty foliami ze względu na remont, nie zwrócił uwagi kanonika od razu. Dopiero po mszy odkrył z przerażeniem mnóstwo świeżych śladów butów wokół sarkofagu. Ten moment po czasie ówczesny proboszcz parafii wspomina jako najbardziej dramatyczny w życiu. Niepewny i zdenerwowany zdejmował folię z trumienki. Okazało się, że ktoś zniszczył relikwiarz. Widok był porażający. Ksiądz Willa zobaczył porozrywaną srebrną trumienkę - kompletnie pozbawioną figury leżącego św. Wojciecha. Odrąbywane siekierą i łomem ozdoby straszyły sterczącą blachą srebrną.

To było niewyobrażalne, nie tylko dla samego księdza. Warto przypomnieć sobie także klimat jaki panował w kraju. Końcówka PRL-u, nieufność społeczeństwa wobec służb. Żywo tkwiły w pamięci społecznej: wspomniane zabójstwo księdza Popieuszki, wszelkie antykościelne działania ówczesnej władzy, świeże rany po stanie wojennym - wszystko to budowało emocje. Ksiądz Willa, starał się jednak nie ulegać niechęci do służb. Jeszcze przed 8.00 zgłosił dramatyczne odkrycie na milicję.

Sarkofag wykonany przez holenderskiego mistrza

Przypomnijmy czego dotyczy ta kradzież. O tym, że relikwie św. Wojciecha nie miały spokojnej historii pisaliśmy w pierwszej części artykułu. Dziś skupmy się na samej srebrnej trumnie św. Wojciecha, wznoszącej się obecnie w prezbiterium pod kopią konfesji z bazyliki św. Piotra w Rzymie.
W wyniku kradzieży Katedra straciła już trumnę fundowaną przez Zygmunta III. Na szczęście relikwie św. Wojciecha zostały nie tknięte. Z fundacji biskupa Wojciecha Pilchowicza, sufragana warmińskiego i jednocześnie kanonika archidiecezji gnieźnieńskiej powstała obecna do dziś trumna.

Wykonanie relikwiarza powierzył biskup wybitnemu złotnikowi z Gdańska. Piotr von der Rennenm był synem mistrza z Nadrenii - Reinharda von der Rennena. Ojczyzna Reiharda - Nadrenia była wówczas źródłem najwspanialszych relikwiarzy. Ta tradycja trwała tam poczynając od średniowiecza. Szczytowym osiągnięciem tamtejszych mistrzów była trumna św. Engelberta z 1633 r. z Katedry w Kolonii, która niewątpliwie stanowiła wzorzec inspirujący Piotra von der Rennen.

Trumna wykonana w 1662 r. dla naszej katedry miała bryłę wielobocznej skrzyni usytuowanej na sześciu srebrnych orłach. Monumentalności i znaczenia orłom nadają korony na ich głowach oraz skrzydła rozpostarte do lotu. Srebrna w całości skrzynia pokryta została przez złotnika repusowymi scenami w owalnych, barokowych ramach. Prezentują one obrazy z życia św. Wojciecha. Poza napisami łacińskimi przypisanymi każdemu z fragmentów życia świętego, na trumnie artysta umieścił trzy tablice z napisami. Opisują one żywot Wojciecha, ostatnią stanowi nota fundacyjna i informacja o artyście.
To co przyciąga wzrok to postać św. Wojciecha, który w uroczystym ornacie, unosząc barki spogląda w przód. Święty trzyma księgę, a w prawej, podparty na poduszce dzierży krzyż. Na głowie widnieje dostojna infuła. Pewnego wrażenia monumentu dodaje nieco posągowa sztywność rzeźby samego świętego. Przeczy to tendencji epoki do nadawania złudzenia kinetycznego rzeźbie. Dokumentacja katedralna oraz znaki mistrzowskie potwierdzają autorstwo Piotra von der Rennena. Zgodnie z inicjałami i dokumentacją katedralną rzeźby orłów wykonał również gdański złotnik, Hans Paul Junge. Dzięki zmianie proporcji figury w stosunku do trumny - sarkofag gnieźnieński odbiega od kolońskiego i stanowi jedno z arcydzieł tego okresu.

W trakcie procesu dotyczącego kradzieży z 1986 roku prokurator Michał Posadzy (pochodzący z rodziny „tych” Posadzych z Trzemeszna) jako wartość zrabowanego i zniszczonego srebra sarkofagu podał 53 740 000. Mimo, że kwota nie oddaje wartości artystycznej ani sakralnej pokazuje wagę relikwiarza. Przeciętny Polak w 1986 roku zarabiał rocznie 289 140 zł. Czyli aby wymienioną przez prokuratora kwotę mógł zarobić musiałby pracować ponad 185 lat nie wydając w tym czasie ani złotówki.

Wróćmy do kradzieży

Samo odkrycie kradzieży przez ks. Zenona Willę pociągnęło za sobą lawinę zdarzeń. Podejrzenia społeczeństwa dotyczące rzekomej prowokacji ze strony służb podzielali także niektórzy śledczy specjalnie powołanego zespołu.
- Warto wspomnieć, że i wśród nas były wątpliwości, czy nie jest to działanie służb aby ocieplić stosunki z kościołem. Po zabójstwie Popiełuszki władze potrzebowały przełamania, ocieplenia. Prowadząc śledztwo jednak kompletnie mijaliśmy politykę. ona nas nie interesowała. zależało nam na śledztwie, nie tylko ze względu na ogromna presję - wspomniał w jednym z wywiadów Jerzy Jakubowski.

Policyjne działania prowadzone były non stop. Praktycznie już w trzy godziny od zgłoszenie kradzieży zbudowany na prędce zespół śledczy z Poznania był już przy katedrze. Razem z Jerzym Jakubowskim i Jerzym Strzykałą z wojewódzkiej „dochodzeniówki” przybyła ekipa z Wydziału Kryminalnego i Kryminalistyki. Milicjanci przez blisko 48 godzin bez przerwy zabezpieczali ślady i prowadzili oględziny katedry i okolic. Jak się miało później okazać przeoczyli ukryty niecałe 100 metrów od katedry srebrny korpus świętego. Ten fakt tylko wzmocnił domysły i domniemania o kradzieży na zlecenie, mówiono nawet, że stał za nią sam Czesław Kiszczak szef MSW.

Brak zabezpieczeń. Okoliczności kradzieży

Rzecz jasna remont w katedrze i przykrycie sarkofagu folią sprzyjały kradzieży. To jednak też pomogło dochodzeniowcom. Wszechobecny kurz remontowy, sprawił, że bez problemu technicy kryminalistyczni nie tylko zabezpieczyli ślady butów, ale także odtworzyli całą ścieżkę wejścia do katedry i dalszą drogę sprawców już w samej bazylice.

Bracia bliźniacy Krzysztof i Marek M. oraz Waldemar B. wykluczyli z samego skoku Piotra N. 19 marca tuż po 19.00 wyjechali z Gdańska Oliwy pociągiem do Gniezna. W torby turystyczne upchnęli wszystko co uznali za potrzebne „na robotę”. Znalazły sie tam dwa duże worki, siekiery sześć brzeszczotów, trzy łomy, dwie linki wspinaczkowe, trzy niebieskie dresy sportowe, trampki dla każdego z nich, rękawice i trzy kieszonkowe latarki. Dotarli na gnieźnieński dworzec po północy, stamtąd poszli prosto pod katedrę. Od strony północnej znaleźli pryzmę materiałów budowlanych i tam przebrali się.
Planowane podczas rekonesansu wejście było niedostępne, zdecydowali więc wejść przez okno, które znajdowało się bardzo blisko rynny. Jeden z braci wszedł na okno i jego parapet po rynnie, przywiązał linę do kraty okna i rzucił ją bratu Markowi. Kiedy młodszy dołączył i obaj bracia byli już na parapecie zaczęli piłować kraty. Okazało się jednak, że łatwiej będzie odgiąć jedną z nie zabetonowanych krat - tak też ostatecznie zrobili. Kiedy jeden z nich przeszedł już kratę, zauważył, że okno nie jest zamknięte a zabezpiecza je jedynie prowizoryczny sznurek. Kiedy Krzysztof M. lekko je pchnął, droga stała przed złodziejami otworem. Błyskawicznie dołączyli do niego w jednej z bocznych kaplic brat Marek i Waldemar B..

Wejście z kaplicy do nawy bocznej nie było trudne. Przeszli ponad kratami - ułatwiło im to stojące od strony nawy rusztowanie. Zeszli na posadzkę. Chwilę postali w bezruchu, nasłuchując czy przypadkiem ktoś z zewnątrz czegoś nie zauważył. Upewniwszy się, że wszystko idzie jak z płatka ruszyli prosto pod sarkofag. Tu błyskawicznie bracia M wspięli się na górę trumienki. Jako pierwszy oderwali krzyż biskupi. Potem cięli i odkrywali coraz zuchwalej. Brutalnie zrywali mitrę, ewangeliarz, podając Waldemarowi. Teraz na sarkofagu Waldemar B. zmienił Krzysztofa i w ruch poszły łomy i siekiery. Figura św. wykonana z 16-lutowego srebra, jak określano w baroku próbę 1000, została zmasakrowana, mimo tego że była przytwierdzona śrubami do skrzyni. Jedną z nich przecięto brzeszczotem. Arcydzieło w swoim pięknie w większości w kilka minut przestawało istnieć. Kolejne oderwane elementy, anioły, skrzydła i orły wykonano z 13-lutowego srebra czyli próby 919. Na sarkofagu pozostały ślady dalszych prób oderwania kolejnych elementów. Zniecierpliwieni sprawcy zadowolili się tym co już zniszczyli i ukradli. Wyszli z katedry tak jak do niej weszli, opuszczając skradzione srebro na linach. Pozostawili część narzędzi i sporo śladów. Mimo, że używali rękawiczek przy samym sarkofagu, zdjęli je już wychodząc przez okno.

O tym jak zakończyła się sprawa, o tajemnicach śledztwa i procesu przeczytacie w kolejnym artykule. Czy milicja miała prawo przeoczyć spory fragment srebrnej figury ukryty w piasku 100 metrów od katedry? Co sprawiło, że zmieniono kwalifikację prawną czynu? To tylko niektóre pytania, które postaramy się rozwikłać.
Zwroty: Franciszkan św. Woś, szkieły - pochodzą z gwary poznańskiej
Do przygotowania artykułu inspiracją była książka „Policjant. Okrutne zbrodnie, głośne śledztwa” autorstwa Jerzego Jakubowskiego.

Wsparcie w kwerendzie Sławomir Łubiński

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto