Tomasz Budasz: "W Gnieźnie nie włączymy syren alarmowych"

- Podjąłem decyzję, że jutro, mimo rządowego nakazu, nie włączymy w Gnieźnie syren alarmowych. Pamięć osób, które tragicznie zginęły podczas katastry smoleńskiej, można uczcić w inny sposób. W ciszy. Nie wyobrażam sobie, żeby w naszym mieście, w którym przebywają setki osób, które uciekły przed wojną, uruchamiać syreny. Nie ma na to mojej zgody

- przekazał prezydent.

Decyzja gospodarza miasta spotkała się w jednomyślnym poparciem w mediach społecznościowych. - Brawo Panie Prezydencie. Jestem dumna z Prezydenta mojego miasta, który jest pełen empatii, i który nie widzi potrzeby "głośnego" upamiętniania. Szczególnie w obecnej sytuacji - przyznała jedna z mieszkanek. - Bardzo gorąco popieram. Jak można było w ogóle w obliczu tego co się dzieje taki pomysł poddać do realizacji.....ech ktoś kto to wymyślił chyba się nad tym głębiej nie zastanowił albo nie potrafi zrozumieć co oznacza dla ludzi z trauma bycia na Ukrainie podczas nalotów usłyszenie tego. Nawet Ci Co tam nie byli i są sercem tam gdzie tyle złego się dzieje czują się nieswoja słysząc takie dźwięki. Popieram decyzje Panie Prezydencie - dodała inna internautka.

Starosta Piotr Gruszczyński jest zdania, że w obecnej sytuacji nie powinno się uruchamiać syren alarmowych.
- Taki niespodziewany sygnał byłby traumą dla setek uchodźców z Ukrainy, którzy znaleźli schronienie w naszym mieście i powiecie. Biorąc pod uwagę to co się dzieje za naszą wschodnią granicą również mieszkańcy miasta i powiatu mogliby poczuć lęk i zagrożenie. W związku z tym Powiat Gnieźnieński syren nie uruchomi. Zadanie polegające na ostrzeganiu i alarmowaniu ludności jest wykonywane przez każdego szefa obrony cywilnej na administrowanym przez niego terenie. Na szczeblu wojewódzkim jest nim wojewoda, w powiecie starosta, w mieście prezydent lub burmistrz, natomiast w gminie wójt. Syreny alarmowe należą do systemu wykrywania i alarmowania
- przyznał przed 10 kwietnia starosta Piotr Gruszczyński.

Taką samą decyzję podjął m.in. prezydent Poznania.

Roman Berest, Ukrainiec mieszkający w Gnieźnie przyznaje, że niewątpliwie syreny mogły zaskoczyć i wystraszyć osoby, które właśnie przed tymi syrenami uciekały z Ukrainy do Polski. - Najgorzej miałyby starsze osoby i dzieci, psychika których nawet bez tego nie jest stabilna. Ale zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że celem tych syren było uszanowanie, składanie hołdu byłemu prezydentowi. I to jest wewnętrzna decyzja państwa, którą Ukraińcy również powinni potraktować z szacunkiem. Gdyby przed tym została uruchomiona jakaś kampania reklamowa, aby wytłumaczyć Ukraińcom czym są te syreny, ostrzec ich - wydaje mi się że większość chętnie przyłączyłaby się do minuty ciszy i uszanowania pamięci. Tym bardziej, że wróg jest ten sam - dodaje Roman.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem w Rosji zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński wraz z żoną, Marią Kaczyńską, wysocy rangą urzędnicy państwowi, dowódcy Wojska Polskiego oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Polska delegacja udawała się na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Dla przykładu, w Witkowie przy Pomniku Powstańców Wielkopolskich w Witkowie zapalono okolicznościowe znicze, a na maszcie pojawiła się biało-czerwona flaga. Za to Czerniejewo było jedną z miejscowości, gdzie zawyły syreny. Przedstawiciele miasta i gminy podkreślają, że włączenie syren odbyło się "na podstawie rozporządzenia Rady Ministrów sprawie systemów wykrywania skażeń i powiadamiania o ich wystąpieniu oraz właściwości organów w tych sprawach w ramach treningów i ćwiczeń dotyczących systemów alarmowania, celem jednoczesnego upamietnienia rocznicy Katastrofy Smoleńskiej".