MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zborek i Wikary - "Z Rzymu do Rzymu rowerem" - spontan, którego dokonali w 19 dni!

Alicja Tylkowska
Alicja Tylkowska
arch. Krzysztofa Zborowskiego
Krzysztof Zborowski z Mieściska oraz Bartosz Molecki z Gniezna podjęli decyzję, że wyruszą rowerami z Rzymu (powiat żniński) do Rzymu (Włochy). Decyzja zmaterializowała się i zrobili to! Zajęło im to 19 dni. Poprosiliśmy o rozmowę, na temat tej zaskakującej podróży, Krzysztofa Zborowskiego.

Cała historia zaczyna się od artykułu, który Krzysztof Zborowski (ps. Zborek) przeczytał przed laty. Materiał dotyczył mężczyzny w średnim wieku, który z radości wyzdrowienia, podjął decyzję, by pojechać rowerem z Gdańska do Rzymu. To była inspiracja.

- Nie jestem jakimś super sportowcem. Gnębiło mnie to jakieś 4 lata. I w końcu kiedyś mój kolega, Bartosz Molecki, (ps. Wikary) przyszedł do pracy, to opowiedziałem mu o moim pomyśle wyjazdu do Rzymu rowerem. On od razu się odpalił i mówi: wiesz co? To jadę z tobą. Mnie jest trudno być samotnym, jestem gaduła, więc...postanowione.

- opowiada Krzysztof Zborowski

Przed wyjazdem powstały jednak przemyślenia, czy pokonają trudności, ponieważ było to całkowicie spontaniczne. Jednak myśl główna, przejazdu rowerem do samego Rzymu, wygrała z wątpliwościami. Powstał plan pokonania 100 kilometrów dziennie. W trasie okazało się, że nie byli za bardzo przygotowani, a wszystkiego uczyli się po drodze.

- Stwierdziliśmy, że taka trasa jest najlepsza - na surowo i survivalowo. Jako ludzie nizin nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, że trudności mogą pojawić się w górach. Jednak w trasie już okazało się, że to niesamowita frajda. Ku naszemu zaskoczeniu przeprawa przez Alpy nie była najtrudniejsza. W kość dały nam toskańskie Apeniny. Pojawiła się nawet myśl, że pojedziemy dalej pociągiem. Jednak Wikary powiedział, że w życiu i, że cały świat będzie się z nas śmiał. Nie mogliśmy się poddać, bo mieliśmy już w Rzymie zabukowany samolot <śmiech>

Jak stwierdził Krzysztof Zborowski przez Polskę się jedzie przepięknie - trasa rowerowa po starej linii kolejowej, jest bardzo dobra - Nowa Sól, Kożuchów. Później wpadli na chwilę do Niemiec, następne były Czechy. Saksonia szwajcarska była dość trudnym terenem do przejechania. Ciężki był też Tyrol i Austria.

- Myślałem już, że padniemy i trochę pogoda nam przeszkadzała. Pojechaliśmy do Verony - zależało nam, żeby odbić i zobaczyć Jezioro Garda. A później zaczęła się gehenna dla naszych organizmów - Toskania. Toskania jest przepiękna - bardzo górzysty teren, a ścieżki rowerowe prowadzą bardzo lokalnymi drogami. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Dlaczego? Stwierdziłem, że jesteśmy naprawdę do przodu, jeśli chodzi o rolnictwo. Tam jest po prostu wieś. Ładnie, ponieważ wszystko zrobione jest, można powiedzieć, "ręką bożą", ale sama Toskania, to bardzo biedny region.

Ludzie rezygnują ze swoich marzeń często dlatego, że "co ludzie powiedzą"

Było pewne ryzyko, że przejazd się nie uda. Jednak, jak mówi "Zborek" połknęli tego bakcyla i na pewno będą działać w temacie rowerowym dalej.

- Któryś z kolegów napisał nam, że teraz czas na przejazd z polskiego Paryża do Paryża we Francji. Trasa jest w naszym zasięgu, bo jest nieco łatwiejsza. Mały plan jest, chęci są. Tylko teraz czujemy potrzebę, by pojechać w czyjejś intencji - by komuś pomóc. Trasa rzymska miała być taką trasą, ale nie potrafiliśmy tego jakoś zorganizować. Teraz to ogarniemy. Prawdopodobnie trasę paryską pokonamy w przyszłym roku.

Nie jest dla nich ważne, że tak, jak zwolenników, mają również przeciwników

- Ludzie tacy są. Jedni będą oklaskiwać, a inni hejtować. Ja nie obawiam się hejtu - nie przeraża mnie negatywna opinia. Ja to zrobiłem dla siebie. Wychodzę z założenia sentencji "Pacta sunt servanda", czyli, że umów trzeba dotrzymywać. Najważniejsza umowa, którą człowiek powinien dotrzymać, to umowa z samym sobą. Jeśli postanowiłem, to muszę to wykonać. A jeśli zainspirowałem do działania choć jedną osobę do tego, by, zamiast gapić się w telewizor, pojedzie gdzieś rowerem, to będę szczęśliwym człowiekiem.

Całą trasę Krzysztof Zborowski relacjonował na Facebooku

  • Dzień 1 i 2 - Trip," Rzymu do Rzymu" dzień pierwszy i drugi - póki co bez szału, ale powoli rozkręcamy się. Jeszcze jakieś 1600 km może trochę więcej.....luzik

  • Dzień 3 - Polska pożegnała nas ulewą, ale norma wykonana. Jutro do Pepików wpadamy, zabawimy tam może nawet ze trzy dni i znów do Fatherlandu

  • Dzień 4 - Miało być pokręcone więcej, ale góry skutecznie utemperowały nasz zapał. Oczywiście na koniec dnia burza skutecznie zapewniła nam komfort.... przecież przemoczonym lepiej się śpi w namiocie

  • Dzień 5 - Dzisiaj lekko poniżej normy - 85 km. Przewieszenia na poziomie około 600mnpm dały się nam we znaki . Trochę czasu zajęły konieczne zakupy, dwa razy naprawa kapcia, konieczność ogarnięcia noclegu w zajeździe...bo ile możesz żyć jak kloszard. Tu akurat nasza niezawodna zdalna pomoc tour operatorka, tłumaczka, specjalistka od odgarniania rzeczy niemożliwych Marta Zborowska, stanęła jak zwykle, na wysokości zadania

  • Dzień 6 - Dzień, jak co dzień. Dzisiaj było bardzo ciężko, chyba zbliża się kryzys przynajmniej dla mnie. Powoli zbliżamy się do Niemiec ku mojej radości. Lepsze drogi rowerowe więcej pit stopów rowerowych, jest gdzie ogarnąć prądy do telefonów itd.

  • Dzień 7 - Dzisiaj na spokojnie pożegnaliśmy Czechy, wjechaliśmy na Bawarię. Mniejszy dystans dzisiaj i plan na jutro też na spokojnie zakończony. Jutro będzie nareszcie w luksusowych warunkach u mojej rodzinny w Landshut. Spuszczamy trochę z tonu mając w świadomości przeprawę przez Alpy. Ktoś, kto jechał nawet samochodem z kierunku Monachium do włoskiego Balzano, przez austriacki Tyrol, ten w cyrku się nie śmieje. Więc trochę oddechu musi być, żeby nie przerumakować. Z powodu na braku miejsc noclegowych w wytypowanym wcześniej Gasthofie oraz oczywiście nadchodząca burza i ulewa nie pozostawiły nam innych szans na lepszą kwaterę

  • Dzień 8 i 9 - W sumie pokręcone około 170km. Wizyta u mojej rodziny w Landshut pozwoliła nie tylko naładować telefony i powerbanki, ale ugoszczeni i nakarmieni bayerskim jedzeniem nabraliśmy sił i podnieśliśmy zdecydowanie morale. Mam ogromny sentyment do miasta Landshut - to tu ponad dziesięć lat temu pełen niepewności i mieszanych uczuć, otrzymując ogromną pomoc i wsparcie wspomnianych krewnych, podjąłem pracę w Niemczech w ASKChemicals bezpośrednim kooperantom BMW. Dziś, z perspektywy czasu, mogę śmiało powiedzieć, że podjęcie pracy w Niemczech było najlepszą decyzją życiową. Landshut może pochwalić się przepiękną starówką kościołem z najwyższą wieżą na świecie zbudowaną z cegły, zamkiem na wzgórzu i pewną historią ściśle związaną z Polską, która jest dowodem na to, że losy Polski i Niemiec nie zawsze były tragiczne - o co chodzi?..to sobie wygoooglujcie. Jutro atak na Austrię i rozpoczęcie przeprawy przez Alpy. Nie wiemy, jak będzie, ale przejechanie około 100 km chyba będzie niemożliwe do zrealizowania.

  • Dzień 10 - Niemiecka Bawaria została w tyle, tym samym wjechaliśmy do Austrii. Dziś zgodne z przewidywaniami Alpy Tyrolskie skutecznie pokazały, gdzie nasze miejsce w szeregu i wybiły nam z głowy kozaczenie. Odwdzięczyly się jednak przepięknymi widokami. Jutro kierunek Italia około 80km do granicy

  • Dzień 11 - Wzdłuż koryta rzeki Inn dotarliśmy do stolicy Tyrolu. Rundka po starówce Innsbrucku, krótka wizyta pod skocznią Bergisel i pokręcone w kierunku granicy włoskiej Brennero - raczej było więcej pchane. Wyjazd z Innsbrucku i widoki na miasto z góry i okoliczne szczyty, to był miód na moje oczy...nogi były odmiennego zdania. 75 km to i tak rewelacja w tych warunkach

  • Dzień 12 - Dziś wąwozem Adygi 115 km pokręcone. Dzisiaj Alpy trochę nam odpuściły, co nie oznacza że przejechany odcinek, to spacerek po zakopiańskich Krupówkach. Jutro atak na - chyba najpiękniejszy region włoskich Alp - Jezioro Garda.

  • Dzień 13 - Wcale nie pechowy. Ołowiane niebo zlitowało się nad nami i pozwoliło bez deszczu wykręcić 120 km w kierunku Jeziora Garda. Ścieżka rowerowa naprawdę sztos. Cały czas w kanionie rzeki wśród winnic.

  • Dzień 14 - Tak oto dotarliśmy nad Jezioro Garda, chyba w najmniej atrakcyjny punkt, ale zapewniam, że to przepiękny region włoski. Jezioro kończy ostateczne naszą walkę z Alpami i śmiało można uznać, że najbardziej wymagający odcinek naszego szaleństwa Rzymu do Rzymu można uznać za zakończony. Dalej kręcimy do Bolonii, tym samym wjeżdżając w rejon Toskanii. Po drodze trafił nam się bajkowy Apartament. Przemili właściciele, gdzie mnóstwo serducha włożyli w to miejsce remontując starą kamieniczkę i stajnię, czyniąc z niej bajkowy klimat. Idealne miejsce na wypady do Wenecji , jezioro Garda, Bolonii, a nawet Florencji. Moim zdaniem super apartament tak naprawdę za niewielkie pieniądze. Śniadanie w stylu włoskim, macie do tego czyli cornetti (rogalik) i cappuccino, ewentualnie sok.

  • Dzień 15 i 16 - Dość dużo czasu zajęło nam szlajanie się po Bolonii i ku naszemu zaskoczeniu skuteczny opór postawiła nam droga z Bolonii w kierunku Florencji. Tylko pokręcone 53 km i Apeniny doprowadziły nas do nokautu technicznego i - niczym bokser - jeden z drugim liczenie do ośmiu - zalegliśmy na fajnym kempingu z fajnymi widokami na Apeniny.

  • Dzień 17 - Po stoczeniu nierównej walki z Apeninami strzegącymi naokoło, niekwestionowanej królowej Toskanii, Florencji. wreszcie dotarliśmy. Niesamowite miasto, które obowiązkowo należy odwiedzić goszcząc na półwyspie Apenińskim. My, niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo cel mamy zupełnie inny, ale najważniejszy budynek - bazylika Santa Maria del Fiore - i centrum starego miasta zaliczone.

  • Dzień 18 - No i Toskania przedeptana...lekko nie było. Jeśli wybierzesz się tu przyczepą kempingową, a pod maską nie masz 3,0TDI, to... się tu nie wybieraj. Widoki i urokliwe miasteczka rekompensują wysiłek. Wieczorem opuściliśmy Toskanię, tym samym wjeżdżając w obszar Lazio, co oznacza ,że możemy powoli poczuć się, jak Odoaker, który podobnie jak my, jadąc od strony Germanii, przeprawiając się przez Alpy i Apeniny, najechał na Rzym detronizując ostatniego cesarza rzymskiego Romulusa Augustusa doprowadzając wielkie imperium rzymskie do upadku zamykając tym samym okres starożytności i dał początek średniowieczu.....no cóż my - czyli Wikariusz i Zborkus - nie mamy zamiaru obalać współczesnych władz Rzymu - nasze intencje są jak najbardziej pokojowe.

  • Dzień 19 - Po 19 dniach kręcenia Rzym zdobyty. Nie da się dojechać rowerem z Rzymu koło Żnina do Rzymu stolicy Włoch???....jak nie, jak tak!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Migracja i przemoc: Szwecja w kryzysie integracyjnym

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zborek i Wikary - "Z Rzymu do Rzymu rowerem" - spontan, którego dokonali w 19 dni! - Wągrowiec Nasze Miasto

Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto