Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Dwa tysiące Smoków? Kapral zamieszany w kradzież broni

Paweł Brzeźniak
Paweł Brzeźniak
Jeśli przejrzymy kroniki kryminalne lub prasę z międzywojnia, znajdziemy tam sporo opisów morderstw, samobójstw i śmiertelnych zabaw z niewielkimi pistoletami kaliber 6,35 w roli narzędzia zbrodni. Najczęściej akta policyjne wspominają jednak Browningi. Trudno się dziwić, to właśnie Browning FN z 1905 r. był pierwszym pistoletem kieszonkowym, do którego powstały naboje kaliber 6,35. Autor: Jarosław Mikołajczyk, pomoc w gromadzeniu materiałów: Sławomir Łubiński (IMG), Tomasz Kędziora (MPPP)

Niewielki, wygodny pistolet ma na swoim koncie chyba największą liczbę zgonów w zdarzeniach kryminalnych, a co najmniej jedno z nich można powiązać z Gnieznem i kamienicą przy ul. Rynek 9. Sprawa dotyczy największego polskiego eksperta od broni w czasach międzywojnia. To najprawdopodobniej właśnie w budynku z rzeźbą od strony Tumskiej, rodził się gnieźnieński Smok.

Na Dolnym Śląsku

Nim rodzina i firma Nakulskich stała się częścią historii Gniezna i jedną z ważniejszych tu famuł, wszystko zaczęło się dla nich na Dolnym Śląsku. W tym miejscu firma istniała krótko, bo zaledwie 6 lat (od roku 1882 do 1888), ale to właśnie tam, w Namysłowie, Nakulski postanowił otworzyć własną fabrykę broni. Pomysł ostatecznie zmaterializował się w Gnieźnie. W swojej ofercie firma proponowała wyroby rusznikarskie i różnoraki sprzęt myśliwski - od popularnych przeróbek broni długiej gładkolufowej z zapłonem kapiszonowym do nowych standardów broni odtylcowej w systemach Lefacheux lub Lancastera. Zajmowano się również naprawami, modyfikacjami broni oraz produkcją amunicji pod marką "Rosa". Firma oferowała broń śrutową i kulową, expresy, drylingi, teschingi, a nawet myśliwskie karabiny powtarzalne, oprócz długiej broni sportowej. Posiadano też, popularne w tamtych czasach, rewolwery (prawdopodobnie francuskie lub belgijskie systemy Lefacheux).

Firma w tamtym czasie dynamicznie się rozwijała i dobrze prosperowała. Przełomowy był dla niej rok 1888, kiedy to założyciel zamyka skład broni i warsztat w Namysłowie i przenosi się do Gniezna. O tym fakcie informują dwa ogłoszenia prasowe. Pierwsze ogłasza wielką wyprzedaż broni, a drugie informuje o otwarciu nowej Fabryki Broni w Gnieźnie, dziękując klientom z Namysłowa. Powody takiego ruchu nie są do końca jasne. Może to być związane z koneksjami rodzinny, perspektywą rozwoju w Księstwie Poznańskim lub po prostu większym rynkiem klientów w Gnieźnie, które w tamtym czasie liczyło niemal trzykrotnie więcej mieszkańców niż Namysłów. Adres lokalizacji w Namysłowie nie został niestety potwierdzony. Prawdopodobnie skład działał pod adresem Langestrasse 4, czyli przy obecnej ul. Stanisława Dubois (numer 4 nosił dawniej budynek o współczesnym adresie Dubois 7).

Gniezno akuratne Miasteczko

Nim przejdziemy do roku 1924 i wcześniej do czasu walk powstańczych, wróćmy do kryminalnych wycinków z prasy z 1931 r. Przeglądając „Dziennik Bydgoski” nr 236 z 13 października, na stronie nr 6 znajdujemy niewielką notatkę. Historia jest dla nas o tyle ciekawa, że choć dziś zapomniana, jeszcze w latach 70. gnieźnianie opowiadali o niej jako o prawdziwości powiedzenia, że raz w roku broń strzela sama. Otóż zgodnie z notatką: "kierownik hotelu Bayera w Gnieźnie Roman Wieziołkowski, poprosił swego znajomego, posterunkowego Gibowskiego z Gniezna, aby naprawił mu rewolwer. W tym celu Gibowski udał się do fabryki broni Nakulskiego, skąd powrócił do hotelu. Wręczając zreperowany browning Wieziołkowskiemu, Gibowski powiedział żartobliwie: z bronią trzeba się umieć obchodzić. W tej samej chwili padł strzał, który ugodził Gibowskiego w żołądek i przebił moczowody. Zawezwani lekarze stwierdzili śmierć Gibowskiego." Tego, czy kierownik Hotelu nabył swój pistolet u Nakulskiego w salonie przy Rynek 9, zapewne już się nie dowiemy. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że nabój, którym postrzelił się posterunkowy, kupiono właśnie tam. Uliczne domniemania po tej tragedii długo powtarzano na gnieźnieńskich winklach. Jak zapewniali zarówno pracownicy Fabryki Broni S. Nakulskiego, jak i jego klienci, nie jest możliwe, aby po naprawie wyszedł od nich zreperowany pistolet. Gnieźnieńscy policjanci początkowo powątpiewali w to, że posterunkowy Gibowski, mógłby zachować się tak lekkomyślnie. Ostatecznie jednak zarówno pozycja kierownika Hotelu, jak i fakt, że Wieziołkowski był w dobrych relacjach z policjantem, a także kompletny brak motywu, sprawiły, że ustalono, iż był to tragiczny wypadek. W tej sprawie Nakulski był jedynie tym, w którego firmie naprawiono broń, jak widać skutecznie. W wielu innych sprawach kryminalnych występował jako ekspert.

Niezwykle podobny do wspomnianego Browninga, jeśli chodzi o działanie i wielkości, jest powstały u Nakulskich pierwszy polski produkowany seryjnie pistolet - gnieźnieński Smok. Pistolet oparty był na konstrukcji Alfreda Menza i inż. Franca Karpińskiego, którzy w 1921 r. opracowali dla firmy Menz małego kieszonkowego Cyka, w dalszej serii Liliput (w Polsce pod nazwą Orzeł). To jednak Smok, którego seryjna produkcja rozpoczęła się w 1925 r., uznawany jest przez fachowców za szczególny. Jak wspomnieliśmy, ta "postmenzowska" konstrukcja miała podobne zasady do Browninga, jednak Smok miał stałą lufę, skrzydełkowy bezpiecznik umieszczony w górnej części uchwytu oraz mechanizm spustowo-uderzeniowy bezkurkowy. Zasilanie broni zapewniał wymienny, jednorzędowy magazynek o pojemności 6 naboi umieszczony w uchwycie. Broń posiadał na lewej stronie zamka napis: „SMOK”, z prawej zaś „S. Nakulski 6,35 Fabr. broni Gniezno”. Na okładkach wykonanych z czarnego tworzywa, napis „SMOK” umieszczony był w owalu” – tak o broni pisze Piotr Gwóźdź w książce „Polskie konstrukcje broni strzeleckiej”. Pistolet Smok trudno znaleźć w aktach jakichkolwiek spraw kryminalnych. Wyprodukowano ich prawdopodobnie blisko 2000 sztuk, jednak nie posiadamy pełnej tego dokumentacji. Ostatni egzemplarz znaleziono w Mogilnie w 2013 r. W roku 2019, w ramach wystawy pt. „Guzik Wam pokażemy”, udostępniono go czasowo zwiedzającym Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Oficjalnie niektóre ze źródeł mówią o maksymalnie 6 zachowanych egzemplarzach, dlatego jak przystało na Smoka, pistolet jest niezwykle rzadki i cenny. Miejskie legendy mówią jednak, że Smoków w samym Gnieźnie jest więcej. Zapomniany powód do dumy Gniezna od czasu do czasu powraca, tak jak podczas wspomnianej wystawy czy w wątkach książek fantastycznych gnieźnianina Wojciecha Szydy. Jeszcze mniej wiemy o pistolecie automatycznym Bobby, którego reklamę znaleźliśmy w „Expressie Lubelskim i Wołyńskim” z 13 czerwca 1932 r. Według tej reklamy był to mały pistolet 6-strzałowy, z magazynkiem, a Firma S. Nakulski promowała go za 18 zł, dodając prawdziwy straszak.

Reperując powstańcze giwery

Zanim o innych działaniach i patentach firmy Nakulski, cofnijmy się do czasów powstańczych. Wszystko wskazuje na to, że I wojna światowa oszczędziła rodzinę Nakulskich. W Powstanie Wielkopolskie jednak włączyli się sami. Pragmatyczni i praktyczni Nakulscy, zwłaszcza senior, widzieli realne szanse zwycięstwa. Czynnie wsparli armię powstańczą w walce o wyzwolenie Gniezna spod panowania niemieckiego. Stanisław Nakulski udostępnił nie tylko warsztat i swoje materiały na rzecz pracy dla powstańców, ale przede wszystkim czas i energię pracowników. W tę robotę dla Wielkopolski włączył się też osobiście syn fabrykanta – Zygmunt. Akuratna robota i sprawne ręce fachowców, a nie papudraków, były równie ważne jak sama walka. W Fabryce Broni S. Nakulski naprawiano broń strzelecką dodając brakujące jej części, zarówno ręcznej jak maszynowej. Przejęte od niemców działa też wracały do sprawności dzięki robociarzom od Nakulskiego i jego inżynierom. Nie da się też przecenić wsparcia w postaci amunicji. Ślady aktywności powstańczej Nakulskich znajdujemy u Wojciecha Jedlina-Jacobsona: „Jedną z najpilniejszych spraw był problem uzbrojenia i amunicji, zwłaszcza reparacja kulomiotów… Wypada także wspomnieć o ofiarności starego Nakulskiego, który bezinteresownie przysłał nam swego syna wraz z całą czeladzią wyuczonych rusznikarzy do tej tak paląco nagłej pracy.” - czytamy w pamiętnikach „Z ludem wielkopolskim przeciw zaborcom. Wspomnienia” we fragmencie mówiącym o działaniach oddziałów wrzesińskich. Przyszła Polska do Gniezna. Nie dane było Stanisławowi Nakulskiemu cieszyć tym, ani sprawdzić, czy to lepiej dla Gniezna. Zmarł w 1920 r. i pochowany został na cmentarzu Św. Krzyża w rodzinnym grobowcu. Firmę przejął syn, Zygmunt Nakulski, kontynuując profil zakładów, ale i modyfikując go.

Ubój humanitarny?

Wydawałoby się, że dyskusja na temat humanitarnego uboju rytualnego to znak naszych czasów. To jednak nie jest prawdą. W latach międzywojnia przez Polskę przetoczyła się spora dyskusja publiczna, a szereg artykułów prasowych podejmował temat. W Kurierze Poznańskim z listopada 1936 r. czytamy o wynalazku Zygmunta Nakulskiego: „W związku ze zbliżającym się terminem wprowadzenia w życie ustawy o ograniczeniu uboju rytualnego z dniem 1-go stycznia 1937 r., rozpisują się różne pisma o tym, iż z Anglii sprowadzi się w ciągu najbliższych tygodni około 1.000 aparatów rewolwerowych służących do uboju mechanicznego. Sprowadzenie z Anglii takich aparatów stanie się zbędne, o ile kompetentne czynniki zawczasu zapoznają się z polskim wynalazkiem p. Zygmunta Nakulskiego z Gniezna p. n. „Radical“, który został już zgłoszony do Urzędu Patentowego w Warszawie. Z tego polskiego aparatu można ogłuszać wszystkie zwierzęta do wagi 1.500 kg, gdyż do większych sztuk bydła stosuje się odpowiednie silne naboje. Dowiadujemy się, że przed zgłoszeniem aparatu do urzędu patentowego p. Nakulski w celach reklamowych dał do użytku swój aparat w rzeźniach w Warszawie, Lwowie, Poznaniu, Toruniu, Wilnie, Białymstoku i innych miastach, a lekarze weterynaryjni odnoszą się do wynalazku Z. Nakulskiego z całym uznaniem. Również wynalazkiem pana Nakulskiego zainteresowało się ministerstwo rolnictwa i reform rolnych.” To jeden z wielu artykułów, jakie znajdujemy w prasie. Ostatecznie Ministerstwo faktycznie zaleciło do stosowania aparat gnieźnianina. Jak zapewniają dzisiejsi konstruktorzy „Radical” był urządzeniem stosującym niezwykle skuteczne rozwiązania. Ten patent Zygmunta Nakulskiego ugruntował jedynie pozycję mieszkającej właśnie w Rynku gnieźnieńskim rodziny Nakulskich. Firma jeszcze w latach 30. XX w. rozwinęła się w Fabrykę Obrabiarek S. Nakulski. Krótko po sukcesie „Radical”, Nakulscy prezentowali już na targach w Poznaniu jedną z pierwszych frezarek obwiedniowych, nóż do cięcia blachy i inne przyrządy do obróbki metalu.

Kradzieże w fabryce broni i nieuczciwy kapral

Rok 1931 przyniósł nieoczekiwane wydarzenia w Fabryce Nakulskich. Choć sam właściciel podkreślał, że ma najlepszą kadrę w Wielkopolsce, okazało się, że niekoniecznie dotyczyła ta opinia kwalifikacji moralnych, co w przypadku fabryki broni, wydaje się być bardzo istotne. Mimo, że zarobki w firmie były wyższe niż przeciętnie na gnieźnieńskim rynku, jeden z pracowników dorabiał kradnąc i sprzedając broń. Feliks Wesołowski, jak podaje ówczesna prasa, wyprowadził i upłynnił nielegalnie 30 rewolwerów automatycznych, strzelbę myśliwską i niepoliczalna ilość amunicji. Proceder trwał kilka miesięcy, a złodziej - nieuczciwy pracownik, okradał pracodawcę systematycznie tak, że ten się długo nie zorientował. Opinię publiczną bulwersował przede wszystkim fakt, że w przestępstwo zaangażowany był żołnierz. Był to czas, gdy wojsko cieszył się estymą w społeczeństwie. Kapral Muszyński był żołnierzem 69 Pułku piechoty. Jednostka z niezwykle godną kartą działań bojowych w wojnie polsko-bolszewickiej, stacjonowała w Gnieźnie w poniemieckich koszarach, wówczas przy ul. Bolesława Chrobrego (dziś byłe budynki koszarowe mieszczą m.in. szkołę średnią, wejście od strony ul. Jana III Sobieskiego). Wspomniany Muszyński, jak udowodniono w sądzie, miał nakłaniać Wesołowskiego do kradzieży oraz osobiście sprzedać 13 rewolwerów i fuzje myśliwską oraz sporą liczbę kradzionych nabojów. Ten wątpliwej reputacji żołnierz nie przyznał się do kradzieży, a w kwestii handlu zasłaniał się nieświadomością. Znamiennym był jednak fakt, że wśród kupców szemranego towaru przeważali jego koledzy z wojska. Sam zaś pracownik - złodziej jak podają zgodnie zarówno „Gazeta Gnieźnieńska Lech” nr 178 z 5 sierpnia 1931 r., jak i „Nasza Chodzież” nr 179 z 6 sierpnia 1931 r., tegoż roku rozprowadzał broń ukradziona Nakulskiemu pospolitym przestępcom. „Lech” wskazuje, że kapral Ludwik Muszyński był w szeregach 69 Pułku Piechoty, natomiast najprawdopodobniej omyłkowo „Nasza Chodzież” pisze o 67 Pułku. Kapral Muszyński stanął przed poznańskim sądem Wojskowym, gdzie skazano go na 5 miesięcy pozbawienia wolności oraz zdegradowano do stopnia szeregowego. W czasie II wojny światowej firma przejęta została przez Niemców.

Komuna, czyli upadek

Powojenna zmiana ustroju przyniosła nacjonalizację. Po zgrabieniu firmy przez państwo, początkowo jeszcze w 1946 r., fabryka funkcjonowała jako Zakład Przemysłu Terenowego. Zmiany nazw przyniosły ostatecznie popularne w Gnieźnie „Polmo”. Był to jeden z tych zakładów, który mimo zmiany ustrojowej, trzymał niezwykle wysoki poziom rozwiązań technicznych i wykształcenia fachowej kadry. Mimo przekształceń, to właśnie w „Polmo”, podobnie jak w „Spomaszu” (dziś Trepko), utrzymywał się przez wiele lat poziom gnieźnieńskiej szkoły obróbki metalu, który stworzyli Nakulscy i Różakolscy. Tutaj zawsze była akuratna robota...

Z gwary:

Papudraki - antyteza fachowców. Tacy fachowcy, co tylko zepsuć potrafią. Nie jest to jednoznaczne ze słowem partacze, ci ostatni często pracowali dobrze, jedynie nie byli członkami cechów, przez co byli tańsi bo nie płacili składek.
Szkiebry - potocznie Niemcy.
Dojczkatolicy – oznacza porządnych Niemców.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto