Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Leśniczówka Jelonek. Myto, zniszczone saneczki i kontrabanda

Paweł Brzeźniak
Paweł Brzeźniak
Widok gospody należącej do J. Kaczmarka, znajdującej się w lesie miejskim na Jelonku w Gnieźnie. W końcu XIX w. był to teren majątku hrabiego Żółtowskiego, na którym powstał kurort wypoczynkowy, z gospodą, kręgielnią i ogrodem letnim. Jelonek pozostał jednym z ulubionych miejsc wypoczynku gnieźnian, także w dwudziestoleciu międzywojennym.
Widok gospody należącej do J. Kaczmarka, znajdującej się w lesie miejskim na Jelonku w Gnieźnie. W końcu XIX w. był to teren majątku hrabiego Żółtowskiego, na którym powstał kurort wypoczynkowy, z gospodą, kręgielnią i ogrodem letnim. Jelonek pozostał jednym z ulubionych miejsc wypoczynku gnieźnian, także w dwudziestoleciu międzywojennym. wydawca nieznany
Losy rodziny Burzyńskich i Kubackich są nieodłącznie związane z miejscem, które jest miejskim pograniczem. Mowa o lesie Jelonek znajdującym się przy szosie do Witkowa. Gospodarzem jest tu teraz Leszek Kubacki. Podczas spotkania zorganizowanego przez Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie to on dzielił się wiedzą na temat miejsca, ale i obu skoligaconych rodzin. Przedstawiamy materiał autorstwa Jarosława Mikołajczyka z MPPP w Gnieźnie.

Opowiedział o szosie witkowskiej, przy której kiedyś pobierano opłaty za przejazd, i o dawnej leśniczówce, która mieściła się obok dzisiejszego Moto Baru. To właśnie w niej, od 1916 r., mieszkał leśnik Piotr Burzyński wraz z żoną Konstancją, zatrudnieni na posadzie w dobrach hrabiego Żółtowskiego, do którego należał las Jelonek. Piotr nie był dla właścicieli lasów układnym leśniczym. Dbał przede wszystkim o dobrostan lasu, niekoniecznie zaś o interesy Żółtowskiego, który zresztą to właśnie w nim cenił.

Nie od razu leśniczówkę zbudowano

Okres początkowy to połowa XIX w. Budynek, który stoi obecnie przy szosie, ówcześnie był związany z wielką przebudową Gniezna, kiedy zaczynała powstawać droga kolejowa. Spowodowało to, że trasa, która prowadziła z Gniezna przez ulicę Kawiary w stronę Kędzierzyna i Niechanowa, została przeniesiona do lasu. W tamtych czasach obowiązywało prawo składu, tzw. prawo myta, więc przy drodze zbudowano miejsce, w którym pobierano te opłaty. Była to specyficzna rogatka miejska. Nie zachowało się niestety żadne zdjęcie z tego okresu. Budynek zdobiła oszklona weranda, która wysta-wała z trzech stron, a dochodziła do szosy. To tutaj pobierano opłaty przy wjeździe do miasta. Pod koniec 1860 r. zniesiono obowiązek myta. W przyszłej leśniczówce zamieszkał teraz dróżnik, który miał pod opieką odcinek drogi od Gniezna do Żelazkowa. Jego narzędziami pracy były młot i specjalne klesz-cze do wyciągania kamieni oraz... rower. To na nim przemierzał całą trasę. Szosa miała dwa fragmenty. Jedna strona to była tzw. latówka, czyli droga piaszczysta, a drugą wybrukowano tzw. kocimi łbami. Dróżnik musiał te „kocie łby” sprawdzać i naprawiać wszelkie uszkodzenia. Budynek późniejszej leśni-czówki stanowił również tzw. punkt popasowy dla wozów, które przyjeżdżały tutaj z różnych, mniej lub bardziej odległych stron. Punkt pełnił różne funkcje związane z podróżowaniem i transportem.

Piotr Burzyński - krnąbrny leśniczy

Tuż przed zwycięskim Powstaniem Wielkopolskim hrabia Żółtowski potrzebował leśniczego, który miał się zająć jego lasami. Do jego majątku należał także las Jelonek. Pierwszy leśniczy z rodziny Burzyńskich zamieszkał tu w 1916 r. Od tego czasu budynek zaczął formalnie spełniać funkcję leśniczówki. Wówczas było to też miejsce zamieszkania leśniczego lasów niechanowskich. Piotr Burzyński, bo o nim mowa, był leśnikiem z powołania. Nie pozwalał realizować nierzadko kuriozalnych decyzji włodarzy (np. ścinanie pewnych partii lasu), dlatego często zmieniał miejsca pracy. Wiemy, że pochodził z miejscowości Sławica (dzisiaj parafia Długa Goślina), jego ojciec miał na imię Mikołaj, a żona nazywała się Wiese, czyli była prawdopodobnie z pochodzenia Szkotką. Piotr pracował w lasach niechanowskich do 1938 r. Wówczas na jego miejsce przyszedł jeden z jego synów – Wiktor (a dzieci było w tej rodzinie dziewięcioro; trzech braci kształciło się na leśników), również z wykształceniem leśnym. Jeszcze przed 1939 r. zmarł, a na jego miejsce przyszedł ojciec mojej żony, czyli Józef Burzyński. Ten z kolei pracował tutaj jako leśnik aż do lat 70. XX w., kiedy to, mniej więcej w latach 1973-1974, przeszedł na emeryturę. Schedę po nim przejął syn Wojciech, który później przeniósł się do nadleśnictwa Piłka, gdzie mieszka do dziś. Kiedy leśniczy nie zostawił potomstwa, czyli potencjalnego spadkobiercy za-wodu, musiał opuścić leśniczówkę. Ja natomiast zostałem tu jako leśniczy nadleśnictwa Pustachowa. Ciągłość pokoleń zachowana, a mój wnuk to już piąte pokolenie związane z leśnictwem – wspomina Leszek Kubacki, obecny gospodarz Ogrodu Jelonek.

Wojna nie oszczędzała Jelonka, a kontrabanda kwitła

Ciekawym czasem, acz niezwykle dramatycznym, była II wojna światowa i jej koniec. W 1939 r. hrabia Żółtowski nakazał wszystkim swoim pracownikom wyższego szczebla spakować się i udać do jego dóbr na wschodzie, w tzw. Pruskich Błotach. Rodzina Burzyńskich spakowała cały majątek i ruszyła. Udało im się dotrzeć jedynie w okolice Łodzi. Cała podróż z obfitowała w kilka nietypowych wydarzeń. Kiedy okazała się, że armia niemiecka jest już bardzo blisko, Burzyńscy zrezygnowali z ucieczki. Wrócili z do Gniezna. Gauleiter niemiecki, zapalony myśliwy, po obejrzeniu łowieckich trofeów Piotra pozwolił mu zostać, aby pomógł w polowaniach. Ten sam niemiecki urzędnik był też zapalonym leśnikiem. Po obejrzeniu rezultatów dotychczasowej pracy Burzyńskiego, prowadzonych upraw, szkółki leśnej uznał, że ten powinien zostać. Dzięki zatem wielkiemu szczęściu rodzina ocalała i została na miejscu. Podczas codziennych obchodów, które leśniczy musiał robić, Piotr ciągle słyszał jakieś strzały. Pewnego dnia na Jelonku ponownie słyszał strzały, poszedł na drugi dzień w potencjalne miejsce, gdzie słyszał te dźwięki, zastał rozkopaną ziemię. Ślad zostawił na drzewie, aby po wojnie zgłosić to do ZBOWiD-u czy innej organizacji do szukania zbrodni wojennych. W tym miejscu faktycznie znaleziono szczątki ludzkie, czyli ofiary niemieckiej egzekucji.

Wojenna kontrabanda, jak wyglądało dożywianie Gniezna?

- Co istotne dla całej rodziny to to, że prowadząc gospodarstwo rolne, takie jakim była leśniczówka, leśniczy miał deputat rolny, były tu zwierzęta hodowlane. Niemcy pozwalali raz do roku zabić świnię. Tyle robiono legalnie. Natomiast nielegalnie zabijano jeszcze dwie dodatkowe sztuki, by zabezpieczyć rodzinę i znajomych. Z opowieści teściowej wynika, że wszyscy się wtedy bali, aby to się nie wydało. Działo się to w ukryciu, w piwnicy. Ubój niełatwo ukryć, tak samo jak późniejszy podział mięsa. To w istocie groziło karą śmierci. Po obróbce mięsa ludzie w teczkach zapinanych na klapę, przerzuconych pod rama rowerów wywozili mięso do Niechanowa i Gniezna. Faktycznie ta pomoc niejednokrotnie pomogła nie jednemu w mieście. Ale okazało się, że po wojnie karma wróciła. Ktoś kto wyjechał do Stanów, a komu w wojnę pomogli Burzyńscy odnalazł ich i wysyłał paczki z deficytowymi wówczas towarami. Były to między innymi różnego rodzaju odżywki. Wojna odcisnęła się na historii Jelonka, niewątpliwie

– wspomina Leszek Kubacki.

Roztrzaskane saneczki na śniegu

Jeszcze kilka lat temu śp. Teresa Kubacka, żona Leszka, opowiadała na jednym ze spotkań towarzyskich historię swojej starszej siostry Ireny. Wejście krasnoarmiejców oczyma ówczesnego dziecka do dziś budzi niepokój. To był styczeń, mróz i śnieg. Właściwie przed momentem obchodzono tu Gwiazdkę. Takim rodzinnym wspomnieniem jest to, jak przeżyła je Irena z Burzyńskich. Ona dostała od gwiazdora piękne saneczki, które właśnie na tym obejściu rozjechał radziecki tank. To utkwiło jako obraz Sowietów na naszym Jelonku. Dom też został przekształcony w lazaret, tutaj zbierano rannych i próbowano ich leczyć. Dom szczelnie wypełnili żołnierze radzieccy, zatem wszystko, co mogło służyć do spania, zostało użyte. Ta niewątpliwie bardzo niebezpieczna i trudna sytuacja dla mieszkających tu Burzyńskich, miała też pewne plusy. Krasnoarmiejcy dobrze zaopatrzyli rannych, stąd i rodzina była zaopatrzona, wprawdzie głównie zaopatrywali w to, co rozszabrowali z Fabryki Kasprowicza, ale i inne produkty się zdarzały. Po uruchomieniu szpitala w mieście ewakuowano rannych razem z posłaniami, dom został więc ogołocony.

- Na szczęście jeden z lekarzy znajomych zadziałał, tak by przywieziono materace i sienniki z powrotem. W tych jeszcze wojennych wspomnieniach oczywiście są opowieści o tym, że wszystkie młode kobiety musiały się pochować po gospodarstwach w głębi lasu, bo nie było wówczas tajemnica ze radzieccy sołdaci dopuszczali się gwałtów. To o czym mówiło się w rodzinie, ale też wśród sąsiadów. Rosjanie wymordowali całą kolumnę uciekających Niemców w tym rzecz jasna cywilów. Długo jeszcze opowiadano o tym jak zagonić mieszkańców do wywożenia ich ciał zmarzniętych na kość

- wspominał Leszek Kubacki.

Powojenna historia to przede wszystkim wspomniany już Moto Bar, który zaczynał działalność jako gastro autobus. Potem przeniósł się do stodoły. O tym jednak zapewne powstanie odrębny artykuł. Zapewne także sporo miejsca poświęcimy osobie Stanisława Kubackiego fotografa i reportażysty, ojca Leszka Kubickiego.

Innym tematem jest kurort, z którego korzystali Polacy w czasach niewoli, w przeciwieństwie do Dalek, gdzie bawili się głównie Niemcy. Z tego antagonizmu miejsc wzięła się piosenka: „Nie chodź na Dalki nocą bo Ci tam D. Sknocą”, ale i o kurorcie i innych przyległościach Lasu jelonek napiszemy wkrótce.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto