Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Bulwersujące kradzieże w katedrze (część III). Milicja na tropie św. Wosia i pierścień Prymasa

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny Detektyw, Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie
Powracamy dziś do sprawy, która elektryzowała Gniezno w 1986 roku. Za przyczynkiem powstającego filmu opartego na wydarzeniach gnieźnianie ponownie zainteresowali się kradzieżą z połowy lat 80. XX. wieku. Dziś wiemy też, że nie była to ostatnia kradzież w bazylice. Zupełnie niedawno skradziono pierścień Prymasa Tysiąclecia. Przebieg dochodzenia z lat 80. oraz sprawa pierścienia wypełnią dzisiejszy artykuł Interaktywnego Muzeum Gniezna.

Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie zajmuje się przede wszystkim historią wczesnopiastowską i kształtowaniem się państwowości polskiej. Jednak jednym ze statutowych zadań jest badanie i ochrona historii Gniezna. Stąd wiele działań realizowanych między innymi w ramach Interaktywnego Muzeum Gniezna, a wśród nich akcja zbiórki zabytków pod hasłem “Nie kitraj zabytków!” i cykl artykułów popularyzatorskich publikowanych na łamach Gnieźnieńskiego Tygodnia oraz portalu Gniezno Nasze Miasto. Działania te można śledzić między innymi na stronie https://www.muzeumgniezno.pl/img oraz na grupie facebookowej Interaktywne Muzeum Gniezna.

Katedra - miejsce kultu i kradzieży

Przypomnijmy, w poprzednich artykułach pisaliśmy o nierozwiązanej do dziś sprawie kradzieży Relikwiarza Głowy św. Wojciecha. Sprawie, która obok legendarnej “sprawy Gorgonowej” elektryzowała Polaków w międzywojniu. Kradzież niemal w samo południe, 11 lipca 1923 r. jednej z najcenniejszych polskich relikwii budziła wiele kontrowersji. Szczegóły jednak znaleźli czytelnicy w artykule: “Bulwersujące kradzieże w katedrze? Bracia M. nie pierwsi i nie ostatni”. Sporo miejsca poświęciliśmy także kolejnej zuchwałej kradzieży w bazylice prymasowskiej. Historię bezczelnej kradzieży lichtarza opisaliśmy w artykule: “Notre Dame i szkieły szukają świętego. Bulwersujące kradzieże w katedrze (część druga)”.

W 1979 roku szajka złodziei ukradła lichtarz z barokowego wyposażenia ołtarza katedry. Lichtarz skradziono wprost z ołtarza niemal w biały dzień. Zestaw 6 świeczników wykonany przez jedną ze szkół francuskich złotników w 1704 roku, początkowo był własnością katedry Notre Dame. Do Gniezna trafił w 1723 roku. Komplet to jeden z piękniejszych przejawów sztuki czasów Ludwika XIV - Króla Słońca. W momencie kradzieży pojedynczy lichtarz wyceniony został na 3 700 000 zł. Wówczas przeciętny Polak zarabiał 5327 zł. Czyli lichtarz stanowił wartość blisko 695 średnich miesięcznych wypłat.

W tym samym artykule opisaliśmy też wstępnie przebieg kradzieży i dewastacji sarkofagu św. Wojciecha - srebrnej trumienki. Kradzieży z 1986 roku. Dziś przyjrzymy się przebiegowi najgłośniejszego gnieźnieńskiego śledztwa by na koniec wspomnieć o ostatniej wielkiej kradzieży jaka miała miejsce w katedrze. 6 lutego 2011 roku skradziono wysadzany brylantami pierścień błogosławionego prymasa Wyszyńskiego.

Śledztwo pod naciskami. Tło społeczno-polityczne

Śledztwo w sprawie kradzieży i dewastacji sarkofagu św. Wojciecha, co zgodnie potwierdzają funkcjonariusze biorący udział w poszukiwaniu złodziei, od samego początku uzyskało najwyższy priorytet. Pracujący nad sprawą milicjanci często wspominają o telefonach i pytaniach z samej góry. Przypomnijmy wówczas rządzi nadal PZPR, Radzie Państwa przewodzą gen. Wojciech Jaruzelski oraz Kazimierz Barcikowski wspierani przez fasadowych zastępców z PAX, Stronnictwa Demokratycznego i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W Gnieźnie prezydentem jest Marian Górny. Ostatni nominowany przez Radę Narodową. Między innymi dzięki jego staraniom niewiele ponad rok przed kradzieżą odsłonięto odbudowany pomnik Bolesława Chrobrego przed katedrą. Nastroje w Gnieźnie wydały się minimalnie ocieplone na linii Kościół - władza świecka. Sam powrót pomnika przed katedrę był nie tylko wydarzeniem tożsamościowym i historycznym, ale i właśnie dobrze odebranym przez Kurię. Tak jednak jak pisaliśmy już, nad sprawą wciąż krążyło piętno morderstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Napięte stosunki pomiędzy Kościołem, a Rządem właśnie w tym momencie strona rządowa próbowała ocieplać. Kradzież w katedrze w Gnieźnie nie była na rękę kierownictwu PZPR, a przede wszystkim generałowi Kiszczakowi ówczesnemu Ministrowi Spraw Wewnętrznych, choć społeczeństwo zaczęło winić za zdarzenie właśnie służby bezpieczeństwa. Ówczesna władza przygotowywała już złagodzenie restrykcji wobec internowanych w czasie stanu wojennego. “Ustawa o szczególnym postępowaniu wobec sprawców niektórych przestępstw” przygotowywana była przez Wojciecha Jaruzelskiego przewodniczącego Rady Państwa i sekretarza Rady Państwa z ramienia ZSL Zygmunta Surowca, jeszcze w marcu 1986 r. Ostatecznie amnestia internowanych weszła w życie jednak 17 lipca, kiedy dochodzenie zostało już dawno zamknięte. Zatem pojawiające się gdzieniegdzie próby wiązania tej amnestii ze sprawą kradzieży jest raczej wysoce naciągane.

Robota milicyjna

Sporo miejsca w poprzednim artykule poświęciliśmy samemu przebiegowi kradzieży i bliźniakom M. oraz ich wspólnikowi. Dziś chcemy napisać jednak więcej o tym jak pracowali funkcjonariusze. Warto zaznaczyć, że mimo pozornie szkolnego błędu - nie odnalezienia przy pierwszych oględzinach większego płata srebra z figurą świętego, który ukryty był niecałe 100 metrów od katedry, śledztwo przebiegało niezwykle skutecznie. Inspirowani powstającym filmem, który realizuje gnieźnianin reżyser Sebastian Buttny, docieraliśmy do źródeł i świadków również ze strony milicji. Nieocenionym głosem z tej strony jest książka pracującego przy sprawie Jerzego Jakubowskiego pt. “Policjant - okrutne zbrodnie, głośne śledztwa”.

- Po pierwszych dwóch dniach rozpoznania już 23 marca powołano grupę operacyjną oficerów Wydziału Dochodzeniowego - Śledczego i Wydziału Kryminalnego ówczesnego Wojewódzkiego Wydziału Spraw Wewnętrznych w Poznaniu. Dowódcą grupy został major Zenon Smolarek, który za niespełna 6 lat został Komendantem Głównym Policji. Sprawa miała charakter szczególny - niby zwykła kradzież, a jednak miejsce kradzieży i charakter zrabowanych rzeczy były nadzwyczajne. Marzec 1986 roku - półtora roku po zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki, władze państwa poprzez pryzmat tej sprawy chciałby poprawić złe stosunki z kościołem. Czuliśmy presję i dalej robiliśmy swoją. Utworzenie oddzielnej grupy operacyjnej śledczej w praktyce oznaczało wyodrębnienie grupy milicjantów tylko do tej jednej sprawy to pomogło skupić się

- wspominał Jerzy Jakubowski.

Codziennie o 7:00 poznańska część grupy wyjeżdżała do Gniezna i wracała o północy. Tak działo się przez pierwszy tydzień. Istotną dla przełomu w śledztwie okazała decyzja o ufundowaniu nagrody pieniężnej przez Ministra Kultury - wówczas funkcję pełnił Kazimierz Żygulski. Dla osób osoby, która przyczyni się do wykrycia sprawców przewidziano 500 000 zł. Po 100 000 zł ufundowały jeszcze 2 osoby prywatne. Przypuszczano, że środowisko przestępcze pobudzi informacja o nagrodzie i ktoś skusi się na tak ogromne w tamtym czasie pieniądze. Śledztwo zostało objęte nadzorem prokuratury wojewódzkiej w Poznaniu. - Postępami śledztwa interesowała się także Komenda Główna Milicji Obywatelskiej, której komendantem był wówczas generał Józef Beim doktor nauk ekonomicznych. Na wyraźny jego rozkaz wszystkie jednostki milicyjne w kraju otrzymały szczegółową informacje w tej sprawie. W dokumentach bardzo dokładnie opisano przedmioty, które zaginęły z katedry. Każdy funkcjonariusz w kraju w przypadku jakiegokolwiek sygnału istotnego dla tej kradzieży miał obowiązek natychmiast skontaktować się z komendą w Poznaniu lub Gnieźnie.

Narady w Drogoradzie

- Pierwszy tydzień śledztwa mijał. 26 marca postanowiliśmy, że nie będziemy wracać do Poznania. To było bez sensu. Wynajęliśmy kilka pokoi w zajeździe Drogorad przy trasie z Gniezna do Żnina. Tam wieczorem w gronie oficerów pracujących w tej sprawie, w bardziej kameralnych warunkach postanowiliśmy jeszcze raz omówić wszystkie dotychczasowe ustalenia. Zebraliśmy się w jednym z pokoi nie tylko przy herbacie, zajadając szproty z chlebem, a później do nocy dyskutowaliśmy. Przy tej sprawie poznałem bliżej wówczas porucznika Przemysława Woźniaka z Wydziału Kryminalnego. Był to oficer, który w 1984 roku ukończył Wyższą Szkołę Policyjną w Szczytnie i od półtora roku pracował w Poznaniu. Przemo, bo tak się do niego zwracałem, był energicznym, mającym otwartą głowę młodym oficerem. Już wtedy dobrze się z nim współpracowało

- mówi dziś Jerzy Jakubowski.

- Nazajutrz po nocy spędzonej w Drogoradzie wczesnym rankiem wróciliśmy do komendy w Gnieźnie. Tam czekał już na nas wyraźnie podniecony kierownik Sekcji Kryminalnej z Gniezna Witek Ilnicki. Major Smolarek, który z nami spędził noc w zajeździe wysłuchał jego relacji o tym, że nad ranem nadesłano do komendy w Gnieźnie szyfrogram z komisariatu na Przymorzu w Gdańsku, z którego wynikało, że w jednym z garaży na tamtym terenie ujawniono fragmenty przedmiotów, które mogły zostać skradzione w katedrze. Milicjanci z Przymorza uzyskali taką informację ze środowiska przestępczego. Decyzja majora Smolarka była natychmiastowa. Do Gdańska wyjechała grupa naszych oficerów aby zbadać informację na miejscu. Po kilku godzinach otrzymaliśmy telefoniczne potwierdzenie -

dodaje Jerzy Jakubowski.

Przedmioty, które funkcjonariusze zabezpieczyli w garażu nr 231 przy ulicy Dąbrowszczaków 9 w Gdańsku były elementami przetopionych aniołów i orłów z sarkofagu katedry w Gnieźnie.

Wówczas błyskawicznie ustalono, że garaż od właściciela wynajęli bracia bliźniacy Krzysztof i Marek M oraz Waldemar B. - mieszkańcy Gdańska. Pierwszego zatrzymano Waldemara B. Kilka godzin później wpadli w ręce milicji bracia M. Gdańscy milicjanci nie bardzo chcieli przekazać zatrzymanych i odnalezione przedmioty z kradzieży. Dzięki interwencji ówczesnego zastępcy Komendanta Głównego generała Trzcińskiego, który pochodził z Poznania położono kres przepychankom. Sprawcy wówczas jeszcze jako zatrzymani i podejrzani następnego już dnia, 28 marca zostali przewiezieni do Poznania. Garaż, w którym znaleziono fragmenty sarkofagu i ubiory sprawców został poddany skrupulatom oględzinom. Funkcjonariusze dokonali oględzin mieszkania braci M. i Waldemara B. Tutaj znaleziono niebieskie dresy sportowe, dwie pary trampek, cztery pary skórzanych rękawiczek - o których pisaliśmy w poprzednim artykule.

O tempie i presji towarzyszącej dochodzeniu może świadczyć fakt, że już 28 marca 1986 roku prokurator przedstawił trójce zatrzymanych zarzut popełnienia kradzieży z włamaniem do Katedry w Gnieźnie i zaboru pełnoplastycznej postaci Świętego Wojciecha oraz ozdób sarkofagu wykonanych ze srebra wartości 53 740 000 zł. Sprawcy nie przyznali się do zarzucanych czynów. Dopiero odnalezienie opodal katedry figury św. Wojciecha z sarkofagu dało pracującym przy śledztwie Jerzemu Jakubowskiemu i Witoldowi Ilnickiemu możliwość zastosowania blefu. Rzecz jasna fakt, że w pierwszych dnia śledztwa milicja nie odnalazła figury - poczytywany był przez społeczeństwo za celowy lub co najwyżej za nieudolność.

Dopiero we wtorek 1 kwietnia dzień po świętach wielkanocnych odnaleziono srebrny korpus św. Wojciecha. Znaleziska dokonało według jednej z wersji dwóch chłopców bawiących się opodal katedry - to także, wystawiło milicję na pośmiewisko. Uczniowie ZSZ nr 2 im. Janka Krasickiego z Cieszkowskiego wspominają jednak, że podczas apeli wyróżniano za odnalezienie figury 15. letniego ucznia tej szkoły. Niezależnie od prawdziwości tych wersji - nie odnalazła św. milicja. Tutaj funkcjonariusze tłumaczyli się tym, że ukrycie tak cennego przedmiotu 100 metrów od miejsca kradzieży wydało się kompletnie nielogicznym. W myśl pytania o to, kto kradnie olbrzymią figurę ze srebra by ją zostawić tak blisko? To jednak odnalezienie figury już 1 kwietnia pozwoliło złamać braci M. i ich pomocnika. Podczas przesłuchiwania podejrzanych Jerzy Jakubowski w uzgodnieniu z Witoldem Ilnickim i za wiedzą majora Smolarka, podpuszczał kolejno każdego z nich oddzielnie, zasiewając niepewność. Pytał: a wiesz z kim odkopałem figurę? Po czym oznajmił - jutro ci opowiem. W ten sposób 3 kwietnia manipulując zeznaniami, domysłami i nagraniami złamano najpierw jednego z braci, potem resztę. Już 4 kwietnia zatrzymano czwartego zamieszanego w kradzież, jej inicjatora Piotra N.

1 lipca, w niecałe 4 miesiące od zgłoszenia przez ks. Willę - proboszcza katedry kradzieży, Sąd Wojewódzki w Poznaniu wydał wyroki. Bracia Krzysztof i Marek M. otrzymali po 15 lat więzienia, Piotr N. skazany został również na 15 lat. Skrucha jaką okazał Waldemar B. sprawiła, że sąd skazał go na 12 lat.

I jeszcze raz. Pierścień Prymasa Tysiąclecia

Dziś na szczęście katedra jest objęta sprawnym systemem monitoringu. Taką potrzebę już dawno zgłaszali z ramienia skarbca katedry zarówno były dyrektor Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej ks. Jarosław Bogacz, jak i obecny dyrektor Bartosz Przybyła.

Niestety jeszcze w 2011 roku doszło do kolejnej kradzieży. Tym razem nie dotyczyła ona wielowiekowego zabytku. Skradziono jednak wyjątkowy eksponat, Pierścień prymasa Wyszyńskiego, który był darem Episkopatu z okazji 1000. lecia Chrztu Polski. Ten szczególny, wysadzany diamentami pierścień z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej pokazywano wówczas na wystawie w katedrze.

- W niedzielę 6 lutego 2011 r. z wystawy znajdującej się w Katedrze gnieźnieńskiej skradziono srebrny, pozłacany pierścień Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Policjanci zajmujący się tą sprawą zabezpieczyli ślady, przesłuchują świadków oraz zbierają informacje, które mogą pomóc w wyjaśnieniu sprawy i zatrzymaniu złodziei. Policjanci z Gniezna zostali poinformowani o tym, że z wystawy znajdującej się w katedrze w Gnieźnie został skradziony pierścień należący do Prymasa Tysiąclecia - kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wykonany ze srebra pierścień był na całej powierzchni pozłacany. Na pierścieniu umieszczony był wizerunek Matki Boskiej w otoczeniu brylantów. Pierścień Prymasa Wyszyńskiego był jednym z eksponatów wystawy znajdującej się wewnątrz katedry. Eksponaty były umieszczone w specjalnej gablocie. Ustalono, że do kradzieży doszło w niedzielę 6 lutego br. Sprawca prawdopodobnie włamał się do gabloty dopasowanym kluczem

- czytaliśmy na stronie internetowej gnieźnieńskiej policji.

Sprawców ujęto. Kradzieży dokonała szajka, która okradaniem kościołów zajmowała się już wcześniej. Niestety pierścień został sprzedany za bezcen. Szefem złodziei był 63-letni Mieczysław W. z Konina. W towarzystwie pozostałych złodziei pojawił się 6 lutego 2011 roku w katedrze. Jak podawała prasa Mieczysław był ślusarzem co pomogło mu w otwarciu zamka patentowego strzegącego pierścień. W niespełna rok po kradzieży kiedy okazało się, że pierścień został zniszczony a jego części sprzedano w kraju i zagranicą za grosze, Muzeum Archidiecezji otrzymało wspaniałą replikę. Obecny pierścień ma 76,5 gramów. Został wykonany ze złota próby 585, a łączna masa umieszczonym w nim diamentów wynosi 3,28 karata. Zatrzymanie sprawców nastąpiło nie tylko dzięki sprawnej pracy policji, ale jeden ze sprawców, który jak twierdził odczuwał wyrzuty sumienia, sam zgłosił się by wsypać kompanów. Sąd zasądził złodziejom wyroki po 7 lat pozbawienia wolności bez zawieszenia.

Wykorzystano fragmenty wspomnień Jerzego Jakubowskiego.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto