Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia Gniezna. Bulwersujące kradzieże w katedrze? Bracia M. nie pierwsi i nie ostatni

Jarosław Mikołajczyk, Muzealny Detektyw, MPPP w Gnieźnie, Interaktywne Muzeum Gniezna
Katedra gnieźnieńska, była miejscem niejednej kradzieży. W owianych legendami latach dwudziestych poprzedniego stulecia skradziono tu relikwiarz Głowy św. Wojciecha. Była to jedna z najgłośniejszych nierozwiązanych spraw kryminalnych polskiego międzywojnia.

Spis treści

Dopiero wydarzenia z 1986 roku, które wielu gnieźnian pamięta do dziś, nieco przyćmiły kradzież z 1923 roku. Kradzieży figury z trumienki relikwiarza św. Wojciecha w atmosferze jaka towarzyszyła Polsce po zamordowaniu przez SB ks. Jerzego Popiełuszki, była nerwowa dla społeczeństwa i niewygodna dla władzy. Zacznijmy jednak od głowy św. Wojciecha.

Wojciech traci głowę

W lipcu 1923 roku w niewyjaśnionych okolicznościach ginie w Gnieźnie relikwiarz Głowy św. Wojciecha. Jest to jedna z głośniejszych zuchwałych kradzieży dwudziestolecia międzywojennego. Śledztwo, mimo, że nie było w sprawie trupów elektryzowało opinię publiczną tak jak niespełna 10 lat później sprawa Gorgonowej. Już w trakcie śledztwa cień podejrzenia padł na biskupa Antoniego Laubitza. O takim podejrzeniu wspominał także Jerzy Jakubowski, który w latach 80. XX wieku badał sprawę kradzieży i zniszczenia sarkofagu. Zanim spróbujemy zastanowić się nad kradzieżą relikwiarza warto przypomnieć nie tylko postać samego świętego Wojciecha, ale też losy jego relikwii.

Pierwszy raz czeski biskup stracił głowę w dalekich Prusach, było to jeśli wierzyć przekazom - 23 kwietnia 997 roku. Późniejszy święty wyruszył by ewangelizować Prusów ze sporym poparciem Bolesława Chrobrego. Tę opowieść zna większość z nas. Tu w Gnieźnie uczymy się jej nie tylko w szkołach. Zwyczajowo mówimy o męczeńskiej śmierci z rąk okrutnych Prusów. Biskup wkroczył, na ziemie pruskie, niosąc nową, obcą dla tamtejszych ludów religię. Jak pisał Jan Kanapariusz biograf św. Wojciecha opisując reakcję Prusów: - “Uważaj to za wielkie szczęście – krzyczą – żeś aż tutaj bezkarnie przybył; lecz jak szybki powrót może ci uratować życie, tak najmniejsza zwłoka przyniesie ci śmierć. Nas i cały ten kraj, na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia; wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy nie pójdziecie precz, jutro zostaniecie ścięci”. Reakcja, była rzecz jasna do przewidzenia, a święty musiał się z nią liczyć. Jak mówią podania tak naprawdę pierwszy raz stracił głowę gdy mimo ostrzeżeń, o których pisał Kanapariusz odprawił mszę świętą na ołtarzu przedchrześcijańskich bożków, co rozsierdziło tych na, których ziemię przybył. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, oto w dzisiejszych czasach, ktoś obcy nam kulturowo odprawia obce nam obrzędy kultowe na ołtarzu w Katedrze. Jaka byłaby nasza reakcja? Ten ze wszech miar uzasadniony eksperyment myślowy, nie ma na celu zmniejszenia, ani determinacji ani zapału św. Wojciecha. Heurystyka nie ma na celu oceniania - to raczej szukanie związków przyczynowo skutkowych, jak sugeruje profesor Krzysztof Zamorski.

W rzeczywistości i konsekwencji, nie wycofania się z misji w Prusach i odprawienia Eucharystii na ołtarzu pruskich bóstw w świętym miejscu dla tych, do których przybył, biskup przebity włócznią stracił też głowę. W ten sposób tubylcy, chcieli jednoznacznie ostrzec ewentualnych następców Wojciecha. Tę historię, oraz opowieść o Zjeździe Gnieźnieńskim znamy dobrze.

Czy Chrobry był frajerem?

Mówiąc o znaczeniu Zjazdu zdarza nam się pomijać mądrość Bolesława Chrobrego w kwestii czeskiego patrona. Jeśli wierzyć zanurzonej w Ewangelii opowieści o wdowim groszu, który przeważył szalę. Jeśli wierzyć, że Chrobry zapłacił za zwłoki tyle złota (lub srebra) ile biskup ważył, (więc pewnie około 100 kg) trochę nas to teraz dziwi. Bez dodatkowych wyjaśnień dzisiejszy młody człowiek, ma prawo pomyśleć, że nasz władca był melepetą albo frajerem. - Tyle hajsu za trupa? - zapytał kiedyś nastolatek oprowadzającego po głównej wystawie Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie Muzealnego Detektywa. - Tak. Przyznaję, wygląda na to, że przepłacił za czeskiego patrona. Zapewne taniej było wysłać posłańca do papieża i wyjednać, za mniejszy hajs świętość jakiegoś rodaka. Mimo, że byliśmy bardzo młodo ochrzczonym państwem, nie było to niewykonalne. To pozorne frajerstwo Chrobrego, pokazało jego mądrość. Znał historię słabości cesarzowej Teofano matki Ottona III do Wojciecha. Sam młody cesarz traktował Wojciecha jak swojego najbliższego “zioma” i o tym wiedział Chrobry wykupując ciało. Przyjazd Ottona był niezbędny dla kolejnego Level Up Polski. Otton nie pielgrzymował by do Gniezna, gdyby nie grób przyjaciela. Jeśli miał przybyć do Polski, bo lubił Bolesława, albo dlatego, że podobały mu się polskie dziewczyny, to byłby tu już dawno - odpowiadał muzealnik.

Dalsza część odpowiedzi o znaczeniu św. Wojciecha i jego relikwii dla losów Polskich, nie wiąże się jednak z utratą głowy przez Wojciecha. Warto uświadomić sobie ile ta mityczna dla nas podróż Ottona III do Gniezna trwała. Cesarz, który był najważniejszą osobą w Europie, (być może bardziej wpływową niż wybitny matematyk i filozof ówczesny papież Sylwester II), zaryzykował wszystko. Podróż trwała 3 miesiące, jak wiadomo, wrogowie przygotowywali różne zasadzki na Ottona III. Mógł stracić życie - wiedział o tym, a jednak czuł potrzebę modlitwy przed grobem przyjaciela. Wspomnienia z rzymskiego klasztoru na Awentynie odcisnęły piętno na 17. letnim wówczas Ottonie. Władca zaprzyjaźnił się z przebywającym tam Wojciechem, spotkał się także z Adalbertem jeszcze w Moguncji. Tu Wojciech uczył cesarza o sprawiedliwości bożej. W całej historii przyjaźni Ottona i Wojciecha, jak później pokazała historia, zapisały się nie tylko losy Polski i przyszłej korony. Ramię, które otrzymał Cesarz by zawieść do Akwizgranu wydaje się być dziś jedyną relikwią polskiego patrona, która nie budzi żadnych wątpliwości. To przedramię podzielono, część trafiła między innymi do Rzymu. Pozostałe spoczęły w Gnieźnie. Adalbert nie zaznał spokoju po śmierci. W 1038 roku władca czeski Brzetysław I. Najazd Brzetysława nie tylko spustoszył Gniezno i Wielkopolskę, ale też pozbawił doczesnych szczątków patrona. Do dziś możemy oglądać cześć relikwii św. Wojciecha oglądać w praskiej katedrze św. Wita. Zresztą zdaniem Komasa jednym z podstawowych celów najazdu Brzetysława była kradzież relikwii.

Odnaleziona głowa świętego i zuchwała kradzież

W niewyjaśnionych okolicznościach remontu katedry w 1127 roku znaleziono domniemaną głowę świętego. Dopiero jednak w 1494 roku powstaje relikwiarz głowy. Złoty wysadzany szafirami w kształcie ośmiokątnej puszki relikwiarz wykonał Jakub Barth. Od tego czasu głowa jak reszta relikwii św. Wojciecha przez długi czas nie zaznała spokoju. Zostawmy jednak zawiłe historie z czasów Władysława Łokietka czy nawet Potopu Szwedzkiego. Sam relikwiarz Głowy jako jeden z tych co do których nie mieliśmy wątpliwości zniknął z kapitulnego skarbca wykradziono wówczas złoty relikwiarz. Nigdy nie został odnaleziony. Śledztwo trwało co najmniej 3 lata. Pięć lat później, 1928 roku prymas August Hlond poprosił Rzym o przekazanie Gnieznu fragmentu relikwii św. Wojciecha – tych samych, które Bolesław Chrobry ofiarował Ottonowi III. Papież Pius XI przychylił się do tej prośby. Gniezno otrzymało fragment kości przedramienia św. Wojciecha, który w części umieszczono w relikwiarzu ręki św. Wojciecha, w części w nowym relikwiarzu głowy. Wokół kradzieży do dziś krążą legendy. Zadziwiające jest, że spore siły policji nie wskórały praktycznie nic. Jak podaje Kurjer Poznański wydany 13 lipca 1923 roku, tropy prowadzące do przyczyn kradzieży krzyżują się na osobie kościelnego. W jednej z wersji zajęty był rozmową w trakcie gdy dokonywano kradzieży. W prasie znajdujemy też komentarze mówiące o tym, że kościelny po prostu przysnął na jakiś czas, a złodziej bądź raczej złodzieje to wykorzystali. Wątpliwości policji budził fakt, że kościelny dopiero po 6 godzinach od zauważenia kradzieży zgłosił ją na policję. - “Zauważył kradzież już o godz. 12.00, doniósł jednak o niej policji dopiero o godz. 18.00. Został natychmiast aresztowany. Świętokradcy wywieźli łup prawdopodobnie automobilem, widziano bowiem w krytycznym czasie stojący przed katedrą automobil. Po pewnym czasie wyszedł z katedry jakiś mężczyzna z walizką w ręce, wsiadł do automobila i odjechał. Był to prawdopodobnie jeden ze sprawców kradzieży. Skradziono między innymi 7 kielichów złotych, monstrancję i bezcennej wartości relikwiarz. Według danych wyników dochodzeń bandyci podzielili się czynnościami, mianowicie 3 z nich zajęło rozmową kościelnego, a czwarty w tym czasie obrabował skarbiec. Zarządzono pościg za złoczyńcami. Wartość skradzionych przedmiotów nie da się nawet w przybliżeniu obliczyć. W mieście panuje wielkie poruszenie i przygnębienie” - napisano w Kurjerze Poznańskim (pisownia oryginalna).

Ogromne poruszenie mieszkańców zapewne przypominało to , które wielu dziś jeszcze pamięta z połowy lat 80 - tych XX. wieku. Podstawą wykluczenia współwiny kościelnego były nie tylko zapewnienia księdza Laubitza. W toku śledztwa ustalono, że nie użyto żadnego z kluczy, które były w posiadaniu pracowników kurii i probostwa, w tym kościelnego. Ów “jegomość z walizką” lub jego kompan miał swój własny klucz, dość niestarannie dorobiony, bo część pióra pozostała w zamku. Sprawcy nie zostali do dziś odnalezieni, trudno mówić jednak o zbrodni doskonałej, skoro sprężyny zamka ujawniły zarysowania od niedorobionego poprawnie klucza. Ta niedoróbka pokazuje jedynie braki techniczne złodziei. Sam fakt jednak, że dorobiono klucz dowodzi, że trudno tu mówić o tym, że okazja uczyniła złodzieja. Niezależnie od tego, czy skarbiec byłby udostępniany do zwiedzania, czy zamknięty na dobre, sprawcy dopuścili by się kradzieży. Tak uznali śledczy. Pobocznym wątkiem śledztwa, o którym oficjalnie policjanci nie mówili był trop prowadzący do księdza Antoniego Laubitza, który niespełna dwa lata później został biskupem. Policja II RP szybko zarzuciła wątłe poszlaki. Okazało się, że to raczej porywcza i kontrowersyjna natura nadgorliwego momentami pasjonata historii i czciciela św,. Wojciecha, jakim był Laubitz, były przyczyną podejrzeń. Jednak podczas PRL-owskich dochodzeń, między innymi prowadzonych przez Jerzego Jakubowskiego wypłynęła rzekoma mroczna tajemnica biskupa Laubitza. Jak wspomina Jakubowski, ksiądz Zientarski opowiadał przy okazji trudnego dochodzenia z lat 80. XX wieku o spotkaniu, w którym uczestniczył. Rzekomo matka Teodora Mukułowskiego Franciszka Mukułowska i jej mąż - ojciec Teodora przyjaźnili się z biskupem Antonim Laubitzem. Jakubowski na podstawie notatki wieloletniego dyrektora Archiwum Archidiecezji Gnieźnieńskiej opowiadał w jednym z wywiadów, że ów Teodor miał wyjawić tajemnicę zniknięcia głowy świętego Wojciecha. Wedle jego opowieści przyszły biskup Laubitz miał spodziewać się bliżej nieokreślonego niebezpieczeństwa dla relikwii. To On zdaniem Franciszki Mukułowskiej ukrył relikwiarz z kilkoma innymi skarbami. Przyszły biskup Laubitz według Teodora, któremu tajemnice wyjawiła matka wprowadził w działanie 4 osoby, w tym Mukułowską i zaufanego murarza. Ponoć Teodor, który poznał tajemnice od matki w latach 50. XX wieku - zapomniał o sprawie z 1923 roku. Dopiero artykuł w jednej z gazet przypomniał mu o wszystkim i wtedy napisał do sekretarza prymasa i spotkał się w marcu 1982 roku z kanonikiem Zientarskim. Prawdę powiedziawszy owa tajemnica Teodora Mukułowskiego nie byłaby warta jakiegokolwiek wspomnienia, gdyby nie fakt, że biskup Laubitz znany był z wielu nieszablonowych działań. A jego miłość do historii zabytków i archeologii zniszczyła nie jeden ważny obiekt.

5 kilogramów złota, szafiry i święta głowa i zielony automobil

Być może nie dowiemy się nigdy, jak było, a może rzeczywiście tak jak w 1127 roku głowa św. Wojciecha znów się odnajdzie. Ustalone fakty pozornie mówią wiele, a jednak relikwiarza jak nie było tak nie ma. W 1921 roku zarządzeniem 53. Prymasa Polski Edmunda Dalbora skarbiec zamknięto dla publicznego zwiedzania, w wyniku wzmożonych kradzieży w kościołach. Niestety z czasem duchowni pozwalali na prośbę różnych organizacji na ustępstwa. Tak też było w środę 11 lipca 1923 roku. Grupa około 40 nauczycieli z Krakowa, już o godzinie 10.00 rozpoczęła zwiedzanie bazyliki. Oprowadzał kościelny Jan Gozdowski. Dla bezpieczeństwa na początek pokazał belfrom z Krakowa skarbiec. Jak zapewniali świadkowie zanim ruszył dalej opowiadać o katedrze zamknął nie tylko zatrzaskując skarbiec, ale i przekręcając klucz. Jak zapewniał korespondent Kurjera Poznańskiego zamek nie należał do łatwych do sforsowania. Gozdowski po wyjściu z kapitularza przeprowadził wycieczkę w pobliże ołtarza. - “Gdy kościelny z całem towarzystwem oddalił się w okolicę wielkiego ołtarza, a w sąsiedztwie starego kapitularza na razie nie było ludzi, zjawiło się w kościele trzech porządnie ubranych mężczyzn, przybyłych – jak się później okazało – samochodem z zasłoniętym numerem wozu, którzy niosąc przerzucone przez lewą rękę płaszcze, a pod nimi średniej wielkości walizy, weszli do kapitularza i stamtąd wtargnęli do skarbca, otworzywszy żelazne drzwi własnymi kluczami. Po obrabowaniu skarbca przez podważenie drzwi witryny, co nie zajęło wiele czasu, udali się złoczyńcy do samochodu, którym około 11 odjechali, przez nikogo nie zaczepieni. Gdyby posterunek policji był w pobliżu, niechybnie by zatrzymał automobil bez numeru, ale niestety mimo zanoszonych próśb nie udało się kapitule spowodować odnośnych władz do przekazania stałego posterunku czy to wojskowego czy policyjnego w bezpośredniej okolicy Katedry” - czytamy w niedzielnym wydaniu Kurjera z 15 lipca 1923 r. Ustalono, że sprawców najprawdopodobniej było trzech, lub czterech że odjechali zielonym samochodem, a jednak do dziś sprawa pozostała bez wyjaśnienia. O wartości rynkowej złota właściwie nie mówią akta sprawy, a jednak łącznie zrabowano ponad 5 kilogramów złota. Dodać trzeba szlachetnie kamienie. O wartości relikwiarza nie sposób mówić. Dla osoby, która wskazałaby sprawców zatwierdzono nagrodę 10 milionów marek. Dla porównania, dorosły robotnik rolny w sile wieku, w Witkowie zarabiał w okresie zimowym 1,60 mk letnim 2 mk dziennie. Chłopiec od koni 1 mk dziennie.

20 marca 1986 r. w cieniu mordu ks. Popiełuszki

20 marca 1986 roku, kapitan Jerzy Jakubowski i Zenon Smolarek naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Poznaniu mieli już swoje milicyjne plany. Jakubowski miał jechać do Nowego Tomyśla. Gnieźnieńscy maturzyści z Liceum Zawodowego przy Cieszkowskiego uciekli jeden z ostatnich razy na blaukę. Chyba właśnie tego dnia też dwóch chłopaków z 4 LZ zaliczyło morsowanie. Dzień wcześniej podczas próby lokalnej punkowej kapeli “Problem” - Krzysztof Budzyński śpiewał w “ADeMach przy Warszawskiej”:
Znaleziony został w wodzie,
ale martwy on już był!
Nikt nie widzi nikt nie słyszy
wszyscy przecież boją się
My widzimy, my słyszymy!

Związek wizyty znanego szkieła Jakubowskiego z tekstem piosenki gnieźnieńskiej kapeli, tylko pozornie jest jedynie luźną asocjacją, Pokazuje, że cała sprawa zniszczenia trumienki - relikwiarza św. Wojciecha odbywała się w atmosferze bólu po świeżym jeszcze mordzie na ks. Jerzym Popiełuszce. To sprawiło, że śledztwo było niezwykle dynamiczne i dramatyczne. O tym właśnie, że nie tylko maturzyści z LZ tego samego dnia poruszeni kradzieżą przyszli do centrum by zobaczyć jak to się mogło stać - napiszemy w kolejnym artykule. Kapitan Jakubowski nie pojechał jednak do Nowego Tomyśla, od rana w wydziale panował ruch i nerwowa atmosfera. Smolarek późniejszy komendant główny przekazał nowe rozkazy, i polecił wytrawnemu gliniarzowi zamienić dres na bardziej wyjściowe odzienie. Jechał przecież do katedry w Gnieźnie. Bezpośrednią inspiracją jest dla Muzeum Początków Państwa Polskiego powstający film Sebastiana Buttnego, oraz książka Jerzego Jakubowskiego: Policjant Okrutne zbrodnie głośne śledztwa.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniezno.naszemiasto.pl Nasze Miasto